Piłkarze ręczni po mistrzostwach Europy
Treść
Miał być medal i walka o olimpijską kwalifikację, a tymczasem skończyło się na rozczarowaniu. Polscy piłkarze ręczni powrócili z rozgrywanych w Norwegii mistrzostw Europy na tarczy, nie udało im się zrealizować zakładanych celów, ale czasu na dramatyzowanie i rozrywanie szat nie ma. Za kilka miesięcy naszych czeka kolejny bój o Pekin, z którego muszą wyjść zwycięsko. Przed wyjazdem do Norwegii obawialiśmy się nieco "powtórki z siatkarzy", którzy po zdobyciu wicemistrzostwa świata nie potrafili osiągnąć sukcesu na kolejnych dużych imprezach. Szczególnie boleśnie odczuli to na własnej skórze podczas mistrzostw Europy, gdzie doznali prawdziwej klęski. Szczypiorniści - również druga drużyna świata - takiego scenariusza nawet do siebie nie dopuszczali, ba, bardziej odważni deklarowali nawet grę o złoto i paszport do Pekinu. Było inaczej. Co prawda lepiej niż u siatkarzy, co prawda nie można mówić o klęsce - ale o porażce na pewno. Polacy nie zdobyli złota, medalu w ogóle, a co gorsza, nie zajęli nawet piątego miejsca, gwarantującego występ na kolejnych mistrzostwach świata. Oczywiście - nie wywalczyli również kwalifikacji na igrzyska. Zagrali poniżej oczekiwań i sami zdają sobie doskonale z tego sprawę. Tylko w niewielkim stopniu przypominali drużynę, która nie tak dawno porywała swą grą podczas mistrzostw świata w Niemczech. Teraz jedynie raz, podczas nieprawdopodobnej końcówki potyczki z Norwegią, byli tą samą ekipą, zdeterminowaną i wychodzącą z niesłychanych opresji. Poza tym raczej zawodzili, miewali długie momenty przestojów, przegrywali z nerwami, źle prezentowali się szczególnie w obronie. I co najważniejsze - nie zawsze tworzyli drużynę, w trudnych chwilach próbowali przechylać szalę na swoją korzyść indywidualnymi zrywami, a przecież nie od dziś wiadomo, iż ich siła tkwi w zespołowości. Trener Bogdan Wenta, co zrozumiałe, postawił na sprawdzonych zawodników uzupełnionych młodym, zdolnym Bartłomiejem Jaszką. O ile ten ostatni go nie zawiódł, kilka razy pokazał, że będzie wzmocnieniem zespołu, o tyle niektórzy wicemistrzowie świata byli w Norwegii dalecy od optymalnej dyspozycji. Szkoleniowiec ma teraz twardy orzech do zgryzienia, musi znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy. Już zapowiedział delikatne rotacje w kadrze, rozsądne, bo rewolucja nie miałaby sensu. Na przełomie maja i czerwca Polacy zagrają w decydującym turnieju kwalifikacyjnym o awans na igrzyska, być może przed własną publicznością. Zmierzą się w nim z Argentyną, Islandią i srebrnym bądź brązowym medalistą ME. Wenta musi teraz odbyć kilka rozmów ze swymi podopiecznymi i nadal robić swoje. Ten skład pokazał już bowiem nieraz, że stać go na wiele i może myśleć o spektakularnych sukcesach, a że w Norwegii nie wyszło? Cóż, taki jest sport, porażki też uczą. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-01-26
Autor: wa