Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma rejteruje przed dziennikarzem

Treść

Posłowie Platformy Obywatelskiej bagatelizują problem utrudniania pracy polskim dziennikarzom w Rosji. Zaczęło się od tego, że przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Andrzej Halicki nie uwzględnił wniosku złożonego przez Karola Karskiego, wiceszefa komisji z ramienia PiS, o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia komisji w sprawie wyjaśnienia incydentu zatrzymania reporterów "Naszego Dziennika" na terenie Federacji Rosyjskiej. A skończyło się na tym, że posłowie Platformy zrejterowali przed trudnymi pytaniami, opuszczając w pośpiechu salę, zanim obecny na posiedzeniu komisji dziennikarz zabrał głos. Wielka szkoda, bo usłyszeliby ciekawy wątek dotyczący lekceważącego traktowania przez stronę rosyjską przedstawicieli polskich służb konsularnych, który obrazowo przedstawił Mirosław Gajewski z MSZ.
- Należało się spodziewać takiej reakcji posłów Platformy. Kiedy wnioskowałem o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia komisji w sprawie wyjaśnienia sprawy dziennikarzy "Naszego Dziennika" i zasugerowałem, że posłowie powinni wysłuchać ich relacji, przewodniczący Halicki wyraźnie powiedział mi, że zapraszanie osób prywatnych nie leży w zwyczaju komisji sejmowych i że nie będzie rozpatrywał spraw jednostkowych, gdyż to naruszałoby powagę wysokiej komisji. Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że zgadza się na zwołanie posiedzenia komisji, ale tylko w takim trybie, jak to miało miejsce dzisiaj, czyli w świetle zapoznania się z sytuacją pracy polskich konsulatów - mówi Karol Karski, wiceszef komisji. - Nie rozumiem takiego tłumaczenia, w Sejmie niejednokrotnie przemawiały osoby prywatne, poza tym dziennikarz wykonuje przecież służbę publiczną - dodaje. Czwartkowe posiedzenie komisji odbyło się na wniosek Halickiego. Posłowie rozpatrywali m.in. punkty dotyczące kandydatury na polskiego ambasadora w Rumunii oraz opieki konsularnej nad obywatelami polskimi przebywającymi poza granicami kraju.
Obecni na posiedzeniu komisji przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych relacjonowali problemy w pracy polskich konsulatów, zobligowanych do pomocy polskim obywatelom przebywającym za granicą. - Służba ta jest bardzo dobrze przygotowana, jakość polskich służb konsularnych za granicą stoi na wysokim poziomie - zapewniał wiceminister Jan Borkowski. Borkowski opuścił salę tuż przed rozpoczęciem relacji przez uczestniczącego w posiedzeniu komisji dziennikarza "Naszego Dziennika" Piotra Falkowskiego, zaznaczając, że na wszelkie pytania odpowie na piśmie. Niedługo potem salę opuścili posłowie Platformy, mimo sygnalizowanej wcześniej przez Karskiego konieczności wysłuchania dziennikarza. Tuż przed rozpoczęciem relacji Falkowskiego głos zabrali jedynie posłowie PiS, odnosząc się do kwestii sprzętu dziennikarskiego zarekwirowanego przez służby rosyjskie, który dopiero niedawno wrócił do kraju. Dwaj dziennikarze "Naszego Dziennika", Piotr Falkowski i fotoreporter Marek Borawski, zostali zatrzymani na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo przez służby Federacji Rosyjskiej, które - nie udzielając żadnych wyjaśnień - zarekwirowały ich narzędzia pracy: laptopy, telefony komórkowe, aparaty fotograficzne. Sprzęt ten wrócił do redakcji dopiero po blisko miesiącu w stanie "wysoce zmodyfikowanym": laptopy mają pozrywane fabryczne plomby, nie działają klawiatury, które najprawdopodobniej zostały wyrwane, w dodatku komputery są zawirusowane - niewykluczone, że zostały w nich zainstalowane programy szpiegowskie.
- Trudno zrozumieć, że organy państwa rosyjskiego umieszczały programy szpiegowskie na narzędziach pracy dziennikarzy innego państwa. Chodziło tu o szpiegowanie polskich dziennikarzy, i to nie tylko na terenie Federacji Rosyjskiej, ale też na terenie Rzeczypospolitej Polskiej. To wymaga rzetelnego wyjaśnienia. Co Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamierza w tej sprawie zrobić? - pytał poseł Karol Karski.
- Nie zapominajmy o skali prześladowania dziennikarzy "niewygodnych" w tym kraju. Sprawa zatrzymania naszych dziennikarzy tym bardziej w tym kontekście wymaga wyjaśnienia. Ta sprawa się nie zakończyła. Dodatkowego wyjaśnienia wymaga kwestia zwrotu nośników informacyjnych - wtórowali mu Andrzej Ćwierz i Tomasz Latos.
- To oczywiście bardzo naganne. (...) Ale jeśli chodzi o te programy szpiegowskie, to warto sobie zadać pytanie, czy to jest taki program, który dzisiaj każdy z młodego pokolenia może zainstalować - próbował bagatelizować sprawę wiceszef komisji Robert Tyszkiewicz (PO). Tyszkiewicz wprawdzie udzielił głosu Falkowskiemu, ale relację ograniczył do 20 minut.
Mimo kilkukrotnych sugestii ze strony posła Karskiego, że dziennikarz jest na sali i czeka, jego wypowiedź przewidziano jako przedostatni punkt posiedzenia komisji. Ostatnim były tzw. sprawy różne, których jednak nikt nie zgłosił. Całe posiedzenie komisji trwało ponad trzy i pół godziny. Warto też zaznaczyć, że Polska Agencja Prasowa nie zamieściła w swoich depeszach relacji z wypowiedzi dziennikarza "Naszego Dziennika". Mimo że dziennikarka PAP była obecna na posiedzeniu komisji do końca. Wieczorem w czwartek pojawiała się jedynie depesza informująca o tym, że sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych pozytywnie zaopiniowała w czwartek kandydaturę Marka Szczygła na ambasadora w Rumunii.
Gajewski: Sprawę sprzętu rozpatrzymy
Do incydentu zatrzymania polskich dziennikarzy w Rosji odniósł się Mirosław Gajewski, dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ. - W pańskiej sprawie ambasada wystosowała notę dyplomatyczną. Minister Litwin rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Rosji. Interweniowały służby dyplomatyczne na poziomie politycznym. Z tego punktu widzenia zrobiliśmy bardzo dużo - mówił Gajewski. Deklarował przy tym, że gdyby polski konsul wiedział o wcześniejszym zatrzymaniu polskich dziennikarzy w rejonie Bałaszychy, poinformowałby, że po tego typu wydarzeniu mogą pojawić się trudności z opuszczeniem terytorium Federacji Rosyjskiej. - Konsul dowiedział się o tym po czasie. Potem przyjechał i podjął cały szereg działań w pana sprawie. Najpierw proponował opieczętowanie sprzętu i przekazanie go do ambasady. Odmówiono mu tego. Tak samo jak pozostania przy tych rzeczach, dopóki sprawa nie zostanie rozstrzygnięta. Ostatnią rzeczą, którą Rosjanie się przejmowali, był polski konsul - konkludował Gajewski. Zadeklarował, że w sprawie sprzętu będącego własnością "Naszego Dziennika", który z Rosji wrócił zniszczony i nienadający się do dalszego użytkowania, "na pewno jakieś działania będą podejmowane, nawet gdyby to były noty dyplomatyczne".
Falkowski: Nasze zatrzymanie było szykaną wobec polskiego obywatela
- Zatrzymano nas podczas kontroli celnej, nie podając na to żadnego wytłumaczenia. Zaczęto nas wypytywać, myślałem, że to wyrywkowa kontrola, przekonałem się niedługo, że tak nie jest. Za chwilę zobaczyliśmy oficerów służb bezpieczeństwa, których spotkaliśmy kilka dni wcześniej i którzy wtedy mówili, że sprawa jest zakończona i nic nam nie grozi. Prześwietlono nas, sprawdzono bagaże. Zabrano nam wszystkie nośniki informacji - dyktafon, laptopy, sprzęt fotoreportera. Przez cały ten czas nikt nam nie powiedział, że jesteśmy zatrzymani. Tylko że to konsul musiał nam przynieść z kiosku, który znajdował się o 20 metrów dalej, coś do jedzenia, bo nam nie wolno było ruszyć się z miejsca - relacjonował Piotr Falkowski. - Poinformowano nas, że sprzęt ma być poddany ekspertyzie celnej, co zakłada kodeks celny Związku Białorusi i Rosji, co może zająć 20 dni, co zresztą służby rosyjskie wykorzystały w całości - dopiero 20. dnia sprzęt ten został zwrócony. Nie powiedziano nam, dlaczego zabrano nam sprzęt - mówił redaktor. Wyraził przy tym uznanie dla otrzymanej opieki konsularnej. - Chciałbym wyrazić uznanie konsulowi, który na lotnisku spędził z nami całą noc. Poczekał, aż odlecimy następnym samolotem. Podczas przetrzymywania nas na lotnisku opiekowało się nami dwóch konsulów polskich. To ich interwencji zawdzięczamy to, że w ogóle powiedziano nam, że podstawą prawną do zatrzymania sprzętu jest tamtejszy kodeks celny. Także jeden z konsulów pomógł nam dopełnić pewnych formalności zwianych z wypełnieniem protokołów - wyjaśniał Falkowski. - To, co nas spotkało, było szykanowaniem obywatela polskiego, wynikającym może nie z racji jego polskości, ale z powodu jego zainteresowań zawodowych i tego, co wcześniej robiliśmy - ocenił dziennikarz. Przypomnijmy: przed zatrzymaniem na moskiewskim lotnisku obaj mężczyźni: Piotr Falkowski i Marek Borawski, zostali zatrzymani przez służby rosyjskie pod Moskwą w trakcie wykonywania obowiązków służbowych. Pracowali wtedy nad materiałem dotyczącym rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem. Do zdarzenia doszło na podmoskiewskim osiedlu Siewiernyj, na terenie którego znajduje się Dowództwo Wojsk Obrony Powietrzno-Kosmicznej, m.in. ośrodek o kryptonimie "Logika", z którym smoleński "Korsarz" konsultował naprowadzanie polskiego tupolewa.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-04-04

Autor: jc