Po irlandzkim "nie" czas na prawników
Treść
Z posłem Przemysławem Gosiewskim, przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Artur Kowalski Czy po tym, jak Irlandczycy zdecydowali o odrzuceniu przez ich kraj traktatu lizbońskiego, powinien Pana zdaniem zostać dokończony proces ratyfikacji traktatu w naszym kraju? - Uważam, że w tej sprawie powinniśmy zwrócić się o ekspertyzy prawne. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że proces ratyfikacji zakończył się z chwilą podjęcia decyzji przez Irlandczyków. Analogicznie było, gdy w sprawie poprzedniego traktatu na "nie" w referendum wypowiedzieli się Francuzi i Holendrzy. Ale żeby być pewnym, że tak jest, powinniśmy wystąpić o ekspertyzy, które takie stanowisko by potwierdziły. Premier Donald Tusk pojechał jednak na unjiny szczyt do Brukseli z takim stanowiskiem naszego kraju, że proces ratyfikacji powinien być dokończony przez wszystkie państwa, które do tej pory tego nie uczyniły. - Oprócz tego, że należy tę sprawę dokładnie wyjaśnić od strony prawnej, trzeba pamiętać, że Unia Europejska wymaga jednomyślności dla ratyfikacji traktatu. Ponadto mieliśmy już ten precedens francusko-holenderski, kiedy uznano, że w momencie negatywnego wypowiedzenia się przez te kraje kończą się prace nad traktatem. W tej chwili nie warto zmieniać reguł gry. Na Irlandczyków za postawę "antytraktatową" spadły jednak gromy ze strony polityków najsilniejszych państw Unii Europejskiej. Niektórzy w swojej złości wspomnieli o wykluczeniu tego kraju z Unii. Jak Pan ocenia takie reakcje na demokratyczną decyzję Irlandii? - Irlandczycy mieli prawo do wyrażenia takiego zdania. Chociaż uważam, że gdyby w Polsce odbyło się takie referendum, to jego wynik byłby odwrotny. Ale szanuję głos Irlandczyków i sądzę, że jednakowo powinno być traktowane zdanie wszystkich państw. Nie może dochodzić do sytuacji, że głos tych, którzy wypowiedzieli się w referendum przeciw, uważany jest za mniej znaczący niż głos Niemców czy głos Malty. Jest Pan zawiedziony irlandzkim "nie" dla traktatu? - Nie. A dlaczego? Nie zmartwiłem się, kiedy usłyszałem wynik referendum. Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości optowało jednak za ratyfikacją traktatu. - Uważaliśmy, że ten traktat w stosunku do tego, który był przedłożony do negocjacji, został bardzo wyraźnie poprawiony. Ponadto byliśmy przekonani, że gdyby w Polsce odbyło się referendum, to oczywiście większość społeczeństwa by się opowiedziała za jego ratyfikacją. Po prostu mamy inną sytuację społeczną w Polsce, a inną w Irlandii. A wracając na nasze podwórko - co się dzieje teraz z ustawą kompetencyjną, w której PiS proponowało umieszczenie zapisów zabezpieczających to, co Polska podczas pracy nad traktatem wynegocjowała? - Złożyliśmy projekt ustawy kompetencyjnej do laski marszałkowskiej i czekamy na jego rozpatrzenie. Sprawa jednak przycichła i można odnieść wrażenie, że PiS nie pilnuje ustawy, o którą jeszcze kilka tygodni temu zacięcie walczyło. - Sprawę ustawy kompetencyjnej poruszaliśmy kilkakrotnie w rozmowach z marszałkiem Sejmu. Choć na razie bym uznał, że w ogóle najpierw należałoby wyjaśnić sytuację prawną, w jakiej się znaleźliśmy. Jeżeli okazałoby się, że negatywne zdanie Irlandczyków sprawę tego traktatu kończy, to oznacza, że i ta ustawa kompetencyjna jest niepotrzebna. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-20
Autor: wa