Polska aplikuje do ICAO
Treść
Polska zgłosi swojego przedstawiciela do Rady Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego. W ponadsześćdziesięcioletniej historii działalności ICAO nigdy nie posiadaliśmy w tym gremium własnego reprezentanta, mimo że byliśmy jednym z państw, które podpisały konwencję chicagowską 7 grudnia 1944 roku.
Czy polski przedstawiciel ma szanse na wybór? To zależy od lobby międzynarodowego - tłumaczy Urząd Lotnictwa Cywilnego. Zdaniem ekspertów, głos naszego przedstawiciela w Radzie ICAO mógłby być istotny w wielu kwestiach - jego obecność dawałaby możliwość przedstawiania na forum międzynarodowym własnych rozwiązań systemowych także w aspekcie katastrofy smoleńskiej. Mógłby on zaprezentować także rozwiązania prawne i techniczne zawarte w raporcie komisji Jerzego Millera.
Jak usłyszeliśmy wczoraj w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, w ICAO pracuje obecnie tylko "jakiś" polski urzędnik. Rzecznik Urzędu nie był w stanie nawet podać jego nazwiska. Rada jest stałym najwyższym organem kierującym działalnością ICAO, odpowiedzialnym przed Zgromadzeniem. Składa się z przedstawicieli 36 państw wybieranych na trzy lata. Do jej zadań i uprawnień należy w szczególności składanie sprawozdań Zgromadzeniu i realizacja jego wytycznych, powoływanie Komitetu Transportu Lotniczego i Komisji Żeglugi Powietrznej, mianowanie sekretarza generalnego, publikowanie informacji zebranych od państw członkowskich, przyjmowanie załączników do konwencji chicagowskiej i ich zmian, rozpatrywanie spraw przekazanych przez Zgromadzenie oraz rozstrzyganie sporów. Jak zaznacza prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego prawa lotniczego i członek tzw. komisji Jerzego Millera, w ciągu ostatnich 60 lat Radzie zostało przedstawionych pięć sporów - żaden nie został przez nią rozstrzygnięty - jak zapewnia Żylicz - ze względu na długotrwałą procedurę, konflikty były rozstrzygane polubownie. Rada może również inicjować działania wspólnie z państwami członkowskimi, a więc prowadzić badania i studia dotyczące transportu lotniczego i żeglugi powietrznej o znaczeniu międzynarodowym, proponować w tej kwestii odpowiednie plany, badać na żądanie państwa członkowskiego sytuacje stwarzające przeszkody w międzynarodowej żegludze powietrznej. Przewodniczącym Rady jest aktualnie Kobeh Gonzalez z Meksyku. Jak zapewnia ULC, Polska, która dotąd nie miała swego przedstawiciela w Radzie ICAO, za dwa lata, tj. w 2013 r., będzie kandydowała w wyborach do tego gremium. Urząd nie potrafił odpowiedzieć, który resort czy jaka instytucja będzie desygnowała polskiego kandydata do Rady. - Na pewno będzie to osoba kompetentna - zapewnia Katarzyna Krasnodębska, rzecznik prasowy ULC. - Wszystko zależy od tego, czy poprą nas inne kraje i czy pozwolą nam na wyłonienie swojego przedstawiciela do Rady - tłumaczy. Niewykluczone, że będzie to osoba w randze ambasadora. Decyzja o wzięciu udziału Polski w wyborach do Rady ICAO zapadła w lutym 2010 r. w Bukareszcie, podczas posiedzenia dyrektorów generalnych lotnictwa cywilnego państw członkowskich Central European Rotation Group (CERG).
W ponadsześćdziesięcioletniej historii działania ICAO Polska nigdy nie posiadała swojego przedstawiciela w Radzie tej instytucji, mimo że była jednym z państw, które podpisały konwencję chicagowską 7 grudnia 1944 roku. Kandydatura Polski była zgłaszana w wyborach do Rady trzykrotnie: w roku 1974, 1977 oraz w roku 1980. Jednak, nie uzyskując odpowiedniej liczby głosów, Polska nie została wybrana. W ocenie ekspertów, powodem był brak ugruntowanej pozycji naszego kraju - konwencję chicagowską w 1944 roku ze strony Polski podpisał przedstawiciel rządu londyńskiego, nieuznawanego przez władze PRL. Dopiero w 1958 roku rząd, który - jak zaznaczają eksperci - nie przykładał zbyt wielkiej wagi do członkostwa w ICAO, zdecydował się jednak uznać swoje członkostwo. Dlaczego Polska nie wznowiła swoich kandydatur po roku 1980? - To wszystko zależy od lobby międzynarodowego - tłumaczy Krasnodębska. Urząd szacuje obecne szanse udziału Polski na wysokie z racji naszej działalności z tzw. CERG. Jest to grupa działająca na podstawie porozumienia między władzami lotniczymi Bułgarii, Czech, Węgier, Polski, Rumunii, Słowacji i Słowenii. Porozumienie ustala zasady współpracy w dziedzinie lotnictwa cywilnego oraz rotacji w reprezentowaniu regionu w Radzie ICAO. Jak tłumaczy prof. Marek Żylicz, kryterium zasadniczym przy wyborze przedstawiciela do Rady jest wielkość lotnictwa danego kraju. Do Rady ICAO wchodzą państwa o największym lotnictwie. Od lat 60. swego przedstawiciela w Radzie ma też Rosja. Członków Rady wybiera Zgromadzenie ICAO, czyli zgromadzenie wszystkich państw członkowskich. Zgromadzenie nie tylko wybiera członków Rady, ale też określa jej uprawnienia, rozpatruje jej sprawozdania, zatwierdza budżet i przedsięwzięcia finansowe tej organizacji.
Spór o aneks 13
Jak zaznacza prof. Żylicz, brak polskiego reprezentanta w Radzie ICAO nie stwarza żadnych przeszkód w złożeniu przez rząd Polski zastrzeżeń wobec raportu MAK. Rząd może je zgłosić do specjalnej komórki ICAO, która zajmuje się gromadzeniem i publikacją raportów z wypadków lotniczych. Ale - uwaga! - dopiero po tym, jak Międzypaństwowy Komitet Lotniczy wyśle do ICAO swój raport. Do tej pory Rosjanie tego nie uczynili. Rada nie zajmuje się zastrzeżeniami w odrębnym trybie, może natomiast rozstrzygać w razie ewentualnego sporu Polski z Rosją w kwestii naruszenia przyjętych wcześniej procedur. Do sporu międzynarodowego dochodzi wtedy, gdy jedno z państw żąda od drugiego czegoś, na co ono się nie zgadza. Spór może dotyczyć na przykład interpretacji lub zastosowania danego prawa. W tym przypadku kwestii interpretacji załącznika 13 konwencji chicagowskiej przez stronę rosyjską. W głosowaniu nie biorą wtedy udziału przedstawiciele stron sporu. Tuż po ogłoszeniu raportu przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy premier Donald Tusk, który ocenił dokument jako niekompletny, deklarował odwołanie się w tej sprawie do ICAO. - Po tym oświadczeniu zapadła głucha cisza. To kompromitujące dla państwa w przypadku tej katastrofy, która jest bezprecedensowa - podkreśla Jerzy Polaczek, minister transportu w latach 2005-2007. W lutym br. poseł złożył interpelację do premiera w sprawie realizacji zapowiedzi rządu o złożeniu skargi do ICAO. Do dziś odpowiedzi nie otrzymał. W ocenie Polaczka, udział naszego przedstawiciela w Radzie dawałby nam możliwość reprezentowania na forum międzynarodowym własnych priorytetów. - Kwestia katastrofy smoleńskiej interesuje wiele gremiów. Obecność przedstawiciela Polski w Radzie daje nam możliwość prezentowania własnych rozwiązań systemowych w aspekcie tej tragedii - ocenia. Ponadto gdyby doszło do sporu na poziomie Polska - Rosja, polski przedstawiciel mógłby zaprezentować rozwiązania prawne lub techniczne zawarte w raporcie komisji Jerzego Millera.
Zdaniem prof. Żylicza, MAK w całej swoje procedurze badawczej dopuścił się licznych błędów i uchybień. Komitet w trakcie badań nie stosował się do postanowień aneksu 13 do konwencji chicagowskiej, który wymaga, żeby polski akredytowany przedstawiciel i jego doradcy mieli dostęp do wszystkich badań i dokumentów. Ponadto opublikował ostateczny raport bez uprzednich rozmów z Polakami na temat naszych uwag do projektu. Dlatego - zdaniem prof. Żylicza - mamy podstawy do zakwestionowania opinii MAK w Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego. - MAK jest instytucją uznawaną przez ICAO, stąd sądzę, że powinno zależeć komisji rosyjskiej na jej dobrej opinii. ICAO ze względu na uwagi strony polskiej może zrewidować swoją autoryzację dla MAK - ocenia. Jak zauważa ekspert, gdyby ICAO orzekła, że nastąpiło złamanie konkretnych zapisów konwencji, MAK mógłby utracić w jej oczach opinię bezstronnej instytucji, co miałoby ujemny wpływ na jej reputację i przyszłe działanie. Jeżeli bowiem nie będzie uważana za instytucję wiarygodną, nikt nie będzie powierzał jej wyjaśniania katastrof lotniczych. Miałoby to reperkusje finansowe. ICAO nie może jednak nałożyć na komisję żadnej kary grzywny czy też zakazać jej działania. Profesor Żylicz zauważa, że rząd polski nie musi się odwoływać do instytucji międzynarodowych, gdyż raport MAK nie jest dla Polski wiążący. - My z tym raportem się nie zgadzamy i nie musimy się od niego odwoływać. Jest on niekompletny i jako taki nie jest uznawany przez rząd polski - tłumaczy ekspert. Jak zauważa, ICAO "z zasady" nie zajmuje się sprawami samolotów wojskowych. Ale niezależnie od tego, na mocy konwencji, której stroną jest i Polska, i Rosja, Rada ICAO jest zobowiązana rozpatrzyć każdą sprawę dotyczącą interpretacji konwencji i jej aneksów. - Jeżeli zwrócimy się do Rady ICAO i zapytamy ją, czy słusznie Rosjanie interpretują aneks 13, to Rada nie będzie mogła odmówić zajęcia się tą sprawą - tłumaczy prof. Żylicz.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-05-12
Autor: jc