Polskie skoki narciarskie na fali wznoszącej
Treść
Czy mamy już skoczków, którzy mogą stanąć na olimpijskim podium konkursu drużynowego? Patrząc z perspektywy minionego weekendu - tak, ale trener Łukasz Kruczek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile pracy czeka jeszcze jego podopiecznych. Do igrzysk w Vancouver pozostały jeszcze dwa miesiące, trzeba je maksymalnie wykorzystać.
Na szczęście fundamenty są, i to całkiem mocne. Jeszcze niedawno polskie skoki narciarskie to był Adam Małysz, daleko za nim Kamil Stoch i długo, długo nic. Teraz zaczyna się to zmieniać, w myśl trenerskiej filozofii Kruczka, który tuż po przejęciu kadry zapowiedział, że jego głównym celem jest stworzenie liczącej się w świecie drużyny. Wówczas wielu przyjęło to z uśmieszkiem, dziś grono optymistów rośnie. Dlaczego? Bo nasi skaczą dobrze i - co najważniejsze - równo. Już nie tylko Małysz, ale i jego koledzy zaczynają się liczyć i zwracać na siebie uwagę. W niedzielę w Lillehammer pierwszy raz w historii zimowego Pucharu Świata aż czterech Polaków ukończyło zmagania w czołowej piętnastce. Gdyby były to zawody drużynowe, nasi byliby bezkonkurencyjni. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce tylko raz, i to w lecie. W sierpniu ubiegłego roku Małysz, Bachleda, Łukasz Rutkowski i Maciej Kot znaleźli się w najlepszej piętnastce Grand Prix, ale rangi tych konkursów nawet nie ma sensu porównywać. W Norwegii była nieporównywalnie większa.
Małysz w Lillehammer potwierdził, że 32 lata nie muszą oznaczać dla skoczka emerytury. Jest w wielkiej formie. Coraz pewniej czuje się Stoch, śmiało atakujący najlepszych. Zaskakuje Bachleda, który wreszcie zaczyna spisywać się na miarę talentu. Wreszcie zadziwia najmłodszy w tym gronie Krzysztof Miętus. Nie tylko zdobył indywidualną kwalifikację olimpijską, ale i pokazał, że młodość i brak doświadczenia nie musi oznaczać kompleksów. Co na to Kruczek? - Skaczą dobrze, powtarzalnie, co optymistycznie rokuje na przyszłość. Na razie zachowajmy jednak spokój, bo sezon dopiero się rozpoczął. Nie rozbudzajmy emocji, twierdząc, że mamy już zespół na olimpijski medal - prosi. To rozsądne podejście. Polacy pokazali klasę i możliwości, ale teraz muszą okrzepnąć i nabrać wiary, że podobnie może być i w następnych konkursach. Co ważne, w reprezentacji panuje świetna atmosfera, pozytywnie napędzana zdrową, wewnętrzną rywalizacją. Liderem i gwiazdą pozostaje oczywiście Małysz, ale jak sam przyznaje, wreszcie doczekał się kolegów, którzy mocno go naciskają i motywują do jeszcze cięższej, efektywniejszej pracy.
Kolejne konkursy PŚ miały zostać rozegrane w najbliższy weekend w Harrachovie, ale zostały odwołane. Niewykluczone jednak, że odbędą się w późniejszym terminie, w połowie przyszłego tygodnia. Na razie w Czechach śniegu nie ma, ale prognozy pogody są w tej materii optymistyczne. Decyzje mają zapaść jutro w południe.
Pisk
Nasz Dziennik 2009-12-08
Autor: wa