Poseł Palikota współpracował z SB
Treść
Nowo wybrany łódzki poseł Ruchu Palikota Roman Kotliński, wydawca antyklerykalnego czasopisma "Fakty i Mity", zaprzecza, jakoby miał współpracować z SB i być tajnym współpracownikiem. Jeśli sąd uzna Kotlińskiego za kłamcę lustracyjnego, grozi mu utrata mandatu poselskiego i biernego prawa wyborczego oraz zakaz pełnienia funkcji publicznych przez 3-10 lat.
Według doniesień "Rzeczpospolitej" Kotliński, jako kleryk Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, miał zostać pozyskany jako TW "Janusz" i w 1989 r. podpisać zobowiązanie dla SB. W Instytucie Pamięci Narodowej zachowała się teczka personalna Kotlińskiego na temat jego kontaktów z SB i - mimo zniszczenia części dokumentów - można odtworzyć jego proces werbunkowy. Kotliński podpisał zobowiązanie dla SB o zachowaniu tajemnicy już na pierwszym tzw. spotkaniu rozpoznawczym, 29 marca 1989 roku. Do formalnego pozyskania doszło 27 kwietnia w Kłodawie. Niespełna rok później, 2 marca 1990 roku, kiedy upadł komunizm i priorytety służb specjalnych się zmieniły, SB nadal nie chciała rezygnować ze współpracy z TW "Januszem". Współpraca ta została zakończona wraz z rozwiązaniem SB dwa miesiące później. Nowo wybrany poseł potwierdza, że w 1987 lub 1988 roku, jak każdy kleryk w tym czasie, odbył trwającą kwadrans "standardową rozmowę z funkcjonariuszem SB, który wtedy przedstawił się jako milicjant". Relacjonuje, że do tej rozmowy doszło podczas jego pobytu w domu w czasie wakacji czy przerwy świątecznej. Kotliński miał wtedy 19 lat i wcześniej - jak twierdzi - "chyba w ogóle" z milicjantem nie rozmawiał. To ów milicjant sam poprosił go na rozmowę i spacer, podczas którego opowiadał rzeczy, o których sam Kotliński wiedział z seminarium. Rozmowa dotyczyła m.in. tego, co mówią i jak zachowują się wykładowcy.
Jak twierdzi poseł RP, on sam nie wiedział, o co chodzi, ale zorientował się, że jest to chyba ktoś z SB, gdyż alumnów uprzedzali o nich przełożeni. - Powiedziałem mu, że nie chcę dalej rozmawiać, bo nie mamy o czym. On chciał coś ode mnie wydobyć, ale ja mu nic kompletnie nie powiedziałem - deklaruje Kotliński. Przyznał, że "zrobił chyba błąd", bo na prośbę tego człowieka podpisał dokument poświadczający odbytą rozmowę. Kotliński zapewnia, że na tym sprawa się skończyła i on sam nigdy więcej z funkcjonariuszami SB i milicji nie rozmawiał. Zaprzeczył też, że podpisał zobowiązanie dla SB. "Chyba że za takową współpracę należy uznać rutynową rozmowę, którą przed rokiem 1990 przeprowadzali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa ze wszystkimi alumnami seminariów duchownych" - napisał w swoim oświadczeniu. Jego zdaniem, jeśli istnieje w IPN jakiś dowód na jego współpracę z SB, to został sfabrykowany. Zaznaczył jednocześnie, że cieszy się z nagłośnienia sprawy, bo Ruch Palikota ma w programie likwidację Instytutu. - I na moim żywym przykładzie wykażę, jak patologiczną instytucją jest IPN - dodał. Zapowiedział przy tym swoje wystąpienie dzisiaj. - No cóż... A jaką linię obrony miał przyjąć Kotliński? Przecież powszechnie wiadomo, że SB werbowała także w środowiskach seminariów duchownych... To fakt. A co do walki teczkami - a do kogóż miałby się porównywać poseł Palikota - ironizuje Andrzej Dera, poseł elekt PiS. Profesor Mieczysław Ryba, wykładowca na KUL, w WSKSiM oraz członek Kolegium IPN, jest przekonany, że wypowiedź członków RP to tylko przykład tego, w jaki sposób partie lewicowe - a do takich należy zaliczyć RP - przystępują do kolejnej ofensywy przeciwko IPN. - To pokłosie nierozliczenia dotąd komunizmu w naszym kraju, a to, że tego typu ludzie znaleźli się właśnie w partii Palikota - temu nie należy się zbytnio dziwić - komentuje prof. Ryba. Tego samego zdania jest Zuzanna Kurtyka, wdowa po Januszu Kurtyce, prezesie IPN. - Wypowiedzi pewnych polityków o zamiarze zlikwidowania IPN, instytucji kluczowej w budowaniu narodowej tożsamości Polaków, świadczą jedynie o strachu tych ludzi przed procedurami, jakie Instytut jest władny zastosować - mówi krótko Kurtyka. Pion lustracyjny IPN nie sprawdził jeszcze deklaracji Kotlińskiego. Rzecznik prasowy Instytutu Andrzej Arseniuk deklaruje, że oświadczenia lustracyjne nowo wybranych posłów znajdują się jeszcze w PKW i będą podlegały weryfikacji. Jak zaznacza prof. Ryba, wszczęcie procesu lustracyjnego jest procesem długotrwałym, niemniej jednak znaczący jest już sam fakt publikacji prasowej na temat Kotlińskiego i jego ewentualnych powiązań ze służbami specjalnymi.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Poniedziałek, 17 października 2011, Nr 242 (4173)
Autor: jc