Posłowie pytają o akcję ABW
Treść
Z posłem Arkadiuszem Mularczykiem (PiS), członkiem komisji śledczej ds. nacisków na służby i wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, rozmawia Wojciech Wybranowski Coraz więcej wątpliwości pojawia się wokół akcji ABW w domach członków komisji weryfikacyjnej WSI i dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Minister Ćwiąkalski stwierdził wczoraj, że dowody w tej sprawie są "mocne", a w mieszkaniach trzech osób zabezpieczono tajne dokumenty, ale z drugiej strony sąd nie zgodził się na zastosowanie sankcji aresztu. A rzekomo tajne dokumenty zabezpieczone w domu Leszka Pietrzaka to archiwalne materiały z lat 40. - W poniedziałek sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka będzie chciała wyjaśnić kulisy akcji ABW w mieszkaniach członków komisji weryfikacyjnej WSI. Publikacje, jakie się pojawiają m.in. w "Naszym Dzienniku", o zawartości rzekomo tajnych dokumentów wskazują na totalną kompromitację ABW. Kompromitację funkcjonariuszy, którzy zabezpieczyli te dokumenty, a przypomnę, że dzień później pojawił się w "Gazecie Wyborczej" przeciek - jakoby zabezpieczono tajne dokumenty. Ktoś się najwyraźniej za szybko ucieszył. Wyjaśnienia wymaga też skandaliczny sposób potraktowania dziennikarzy, zabezpieczenia miejsca akcji. Pytań, które muszą paść w tej sprawie, jest wiele. Z funkcji eksperta komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne zrezygnował Jerzy Stachowicz, były funkcjonariusz SB. PiS kilka tygodni temu domagało się skreślenia go z listy eksperckiej, wówczas jednak taki wniosek został odrzucony. - Myślę, że w przypadku Stachowicza Platforma nie mogła dłużej kryć "eksperta" LiD. Opinia publiczna była tak bardzo wzburzona tym, że w pracach komisji śledczej bierze udział esbek - i to nie byle jaki esbek, ale funkcjonariusz bardzo aktywny w służbie reżimowej bezpieki. Kolejne informacje, jakie pojawiły się w mediach, dotyczące przeszłości Stachowicza najprawdopodobniej spowodowały, że Platforma zdecydowała się, iż dłużej jego udział w pracach komisji nie będzie tolerowany i w takiej sytuacji były esbek uznał, że korzystniej będzie, jeśli sam zrezygnuje. Przypomnę, że PiS już trzy tygodnie temu domagało się odwołania Stachowicza i uniemożliwienia mu dalszego udziału w pracach komisji, ale nasz wniosek nie zyskał poparcia Platformy i LiD. Być może mamy do czynienia z taką sytuacją, w której pułkownik Stachowicz dostał nieoficjalnie polecenie, by samemu się wycofał, nie narażając Platformy na konieczność publicznego, medialnego roztrząsania - kto jest ekspertem komisji i dlaczego politycy partii premiera Tuska nie zgodzili się wcześniej na jego odwołanie. Ale Jerzy Stachowicz mimo swojej przeszłości był też wielokrotnie chwalonym i nagradzanym funkcjonariuszem najpierw UOP, a później ABW... - Ta sprawa pokazuje niestety, jak dziurawa była weryfikacja byłych esbeków przeprowadzana na początku lat 90. Przecież Stachowicz został pozytywnie zweryfikowany, a przed podjęciem przez niego prac w komisji śledczej ABW wystawiła mu znakomitą rekomendację. Widać niestety, jak nieudolne było sprawdzanie przeszłości byłych esbeków, ci ludzie później jakby nigdy nic przechodzili do służb specjalnych mających służyć niepodległemu państwu, stać na straży demokracji, praw człowieka. Tu już nie chodzi tak naprawdę o samego Stachowicza, ale o pokazanie na jego przykładzie faktu, że byli gorliwi funkcjonariusze reżimu komunistycznego, systemu zbrodni, robili karierę w III Rzeczypospolitej w służbach specjalnych. Jan Widacki, inny z członków komisji śledczej, broniąc niedawno Stachowicza, mówił, że za weryfikację esbeków w Krakowie odpowiada Zbigniew Wassermann, dziś poseł PiS i niedawny koordynator służb specjalnych. - To wystawia świadectwo samemu Widackiemu. Kiedyś w rozmowie z nim zażartowałem: "Panie pośle, czasy się zmieniają, a pan wiecznie w komisjach" [Widacki, były członek PZPR, brał udział w weryfikacji esbeków - przyp. red.]. Przecież on tak naprawdę zasiadał w centrali komisji weryfikacyjnej w Warszawie, która bardzo często zmieniała negatywne dla esbeków decyzje, jakie zapadały w komisjach okręgowych. Dzisiaj wiele osób uczestniczących przed laty w pracach komisji weryfikującej byłych funkcjonariuszy SB mówi, że bardzo często były to posiedzenia kolegialne, gdzie nikt nie badał i nie analizował przeszłości danych osób, nie posiadano wglądu w materiały SB, a często jedynymi dokumentami, jakie miała komisja, były akta osobowe danego funkcjonariusza. To jak na tak wątłej podstawie można oceniać przeszłość i działania danej osoby? Dzisiaj, dzięki pracy historyków i archiwistów IPN takie możliwości są dużo większe. Pozwolę sobie przypomnieć, że w latach 90. swoistą wytyczną dla członków komisji weryfikujących SB było pismo - instrukcja napisana przez Widackiego, w którym zaznaczał, że należy stosować zasadę domniemania niewinności i rozstrzygania wątpliwości na korzyść funkcjonariuszy SB. Kiedy PiS składało wniosek o odwołanie Stachowicza, pojawił się kontrwniosek - w obronie byłego esbeka, a jego autorem był, zdaje się, właśnie poseł Widacki? - Tak. Wówczas Platforma poparła wniosek LiD w obronie Stachowicza, od głosowania wstrzymał się tylko poseł Łuczak z PSL. Członkowie komisji śledczej, którzy głosowali przeciwko usunięciu Stachowicza z listy ekspertów komisji, uznali, że przedstawione przez nas materiały dotyczące jego przeszłości są niewiarygodne, a Stachowicz ma świetną opinię kierownictwa ABW. Oprócz bezskutecznej próby odwołania Stachowicza Pan i poseł Jacek Kurski domagaliście się równie bezskutecznie odwołania ze składu komisji śledczej samego Widackiego. - Był wniosek, była opinia ekspertów, ale oczywiście zostaliśmy, jak pan wie, przegłosowani, ponieważ Platforma uznała, że fakt, iż Widacki ma sprawy karne, nie jest przeszkodą do tego, by był członkiem komisji badającej prawidłowość prac służb specjalnych i prokuratury. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną, moim zdaniem ciekawą, sprawę - mimo prokuratorskich zarzutów Widacki dostał od ABW poświadczenie dostępu do informacji tajnych, poufnych i niejawnych, a ustawa o informacji niejawnej mówi o tym, że w takiej sytuacji ABW powinna odmówić wydania takiego certyfikatu. Przecież jeżeli jest oskarżony o popełnienie przestępstwa, de facto przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, bo chodzi o nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań, to jak ABW mogła wydać mu certyfikat dostępu do informacji poufnych, niejawnych i tajnych? Ciążą na nim trzy zarzuty karne! Będzie Pan ponownie składał wniosek o odwołanie Widackiego? - Składaliśmy taki wniosek trzy razy, napisaliśmy nawet do prezydium Sejmu w tej sprawie. Prezydium Sejmu nie odpowiedziało, natomiast wnioski składane w ramach komisji były oddalane, więc czwarty raz takiego wniosku nie będziemy składać, bo mija się to z celem. Natomiast oczywiście będziemy tę sprawę przypominać. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-21
Autor: wa