Potrzebujemy trochę czasu
Treść
Rozmowa z Mariolą Zenik, siatkarką Muszynianki-Fakro Muszyna Tydzień temu nowy trener naszej kadry Marco Bonitta przyznał, że gdyby w tej chwili musiał rozgrywać ważne mecze, mógłby postawić na zaledwie cztery mistrzynie Europy, z których jedna - Magdalena Śliwa - oficjalnie zakończyła już reprezentacyjną karierę. Nie zabrzmiało to optymistycznie. - Ale nie jest zaskoczeniem, bo mamy teraz całkiem inny zespół niż dwa lata temu. Wchodzą do niego nowe dziewczyny, niekiedy bardzo młode, bez dużego doświadczenia międzynarodowego. Potrzebujemy czasu, by się lepiej poznać, zgrać, wcielić w życie filozofię siatkówki trenera Bonitty. Trudno mi w tym momencie wyrokować, na co stać naszą drużynę, poczekajmy nieco, odpowiedź przyjdzie z czasem. Zdążycie z formą na cykl Grand Prix, a jeśli nie, to na mistrzostwa Europy? - Na razie czekają nas ciężkie zgrupowania, podczas których będziemy dużo trenować i szlifować formę. Przed nami trudne zadanie, zwykle potrzeba co najmniej jednego pełnego sezonu reprezentacyjnego, by zbudować mocną i liczącą się ekipę. My aż tyle czasu nie mamy, ale z drugiej strony - jestem przekonana, że trener wszystko ogarnie i poukłada. Wiem, że rozpoczynając pracę z nami, jasno określił, jakie cele może zdobyć i co osiągnąć. Skoro mówił, że dobry występ na mistrzostwach Europy i igrzyskach w Pekinie jest realny, to czemu mamy mu nie wierzyć? Łatwo nie będzie, a do tego musicie nieustannie radzić sobie z presją dużych oczekiwań. Kibice od dwukrotnych mistrzyń Europy wymagają, i to wiele - niezależnie od ich problemów kadrowych. - To prawda, ale wydaje mi się, że wszystkie jesteśmy przyzwyczajone do grania pod presją i dużych wymagań. Czy to w kadrze, czy w klubie stawiane są przed nami określone zadania, które mamy zrealizować. Presja nie może nas paraliżować, musiałyśmy się nauczyć z nią żyć. Owszem, teraz w reprezentacji sytuacja jest o tyle trudniejsza, że ubyło z niej kilka czołowych postaci, które ktoś musi zastąpić. Jeśli już mówimy o presji, to przede wszystkim będą musiały sobie z nią poradzić zmienniczki, nowe dziewczyny. Dużo będzie zależeć od Was, zawodniczek bardziej doświadczonych, utytułowanych, dla których gra w narodowej drużynie jest chlebem powszednim. Weźmiecie za nią odpowiedzialność? - Tak, ale siatkówka to gra zespołowa, w której samemu nic nie da się osiągnąć. Tworzymy drużynę i gramy razem, wspólnie dążymy do zwycięstw. Nie ma innej możliwości. Ale oczywiście będziemy się starały wprowadzać do kadry młodsze koleżanki, oswajać je z atmosferą, pomagać w trudniejszych chwilach. To naturalne. Jakie wrażenie - po pierwszych zajęciach - wywarł na Pani trener Bonitta? - Wprowadził bardzo fajne treningi, można z nich dużo wynieść. Zwraca uwagę na każdy element, tłumaczy nam różne zawiłości taktyczne, techniczne. Zauważyłam, że bardzo zależy mu na tym, abyśmy wszystko robiły niezwykle dokładnie, starannie, nawet na treningach starały się psuć jak najmniej piłek. Pracujemy ciężko, ale ja to lubię. Mówi się o Włochu, że jest niezwykle surowy, ostry, nie lubi dyskusji, polemik. To prawda? - Ciężko mi coś więcej powiedzieć, bo na razie spędziliśmy razem tydzień na zgrupowaniu i tydzień na turnieju w Montreux. Poważniejsze granie dopiero przed nami, ale nie - to nie jest do końca prawdziwa opinia. Wręcz przeciwnie, trener wydaje się człowiekiem otwartym, lubi z nami rozmawiać, pyta się o nasze opinie na temat sposobów pracy i stylu gry. Nie jest tak, że coś powie i tak ma koniecznie być. Od razu jednak wyjaśnię, że ciężka praca nie jest dla nas nowością. Z trenerem Andrzejem Niemczykiem zajęcia może były nieco inne, ale też zostawiałyśmy na parkiecie masę potu, dawałyśmy z siebie wiele. Dużo się wówczas nauczyłam i wierzę, że teraz będzie podobnie. Za Panią sezon w lidze rosyjskiej, w drużynie Zarechie Odincowo - jak wspomnienia? - Bardzo miłe. Miałam fajny kontakt z koleżankami, stworzyłyśmy niezłą drużynę. Wszystko było dobrze do momentu, w którym okazało się, że nie zrealizujemy postawionych przed nami celów... Puchar Rosji zdobyłyście... -... no tak, ale to był jeden z trzech poważnych celów, a najważniejszego - czyli medalu mistrzostw Rosji - nie udało nam się osiągnąć. Ogólnie jednak nie mogę narzekać. W Rosji żyło się nieźle, mogę wręcz powiedzieć, że swojsko. Tamtejsza liga ma podobny potencjał do polskiej, może gra się w niej nieco bardziej siłowo. Po cichu liczę, że teraz w kraju będzie jednak lepiej, do naszej ligi wraca kilka dobrych, doświadczonych zawodniczek, poziom powinien się podnieść. Wśród nich będzie i Pani. - Tak długa rozłąka z domem okazała się zbyt męcząca. W Muszynie co prawda też będę sama, ale to już co innego, w każdej chwili można zorganizować jakieś spotkanie. A w Rosji musiałam grać mecz nawet w wigilię Świąt Bożego Narodzenia. Było naprawdę ciężko i przykro, w tym szczególnym czasie człowiek przecież powinien koncentrować się na czymś innym. Tęsknota przesądziła - wróciłam do Polski. Wybór padł na Muszyniankę, dlaczego? - Powstaje tam bardzo ciekawy zespół, który będzie walczył o najwyższe cele. Ja jeszcze nie mam na koncie złotego medalu mistrzostw Polski i Pucharu Polski, mam nadzieję, że w Muszynie oba te cele uda mi się zrealizować. Poza tym do drużyny trafi kilka dziewczyn, z którymi sięgałam po mistrzostwo Europy, znamy się jak łyse konie, dużo ze sobą grałyśmy i chciałybyśmy sięgnąć po kolejne sukcesy. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-06-27
Autor: wa