Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powodzianie, radźcie sobie sami

Treść

Po przejściu czerwcowych nawałnic nad południową Polską na zgliszczach domów, gospodarstw i zawalonych mostów zaroiło się od prominentnych polityków z premierem Tuskiem na czele. Deklaracjom pomocy i wsparcia w odbudowie zniszczeń, zwłaszcza przed kamerami, nie było końca. Teraz jednak, kiedy woda oraz emocje opadły, a problem powodzi zastąpiły inne tematy, powodzianie ze swoimi problemami zostali sami. Nikt już nie zwołuje konferencji prasowych w ich sprawie. Za wszelką cenę starają się usuwać szkody przed jesienią i rozpoczynającym się niebawem rokiem szkolnym.
Poszkodowanych przez powódź zapytaliśmy o to, jak sobie radzą, czego potrzebują, w jakim stopniu udało się usunąć szkody. - Tyle się mówi w mediach o tym, jak to rząd dba o swoich obywateli, składane są takie piękne deklaracje, obietnice. A tak naprawdę pomagają ludzie, prywatne firmy, pomaga Caritas - powiedział nam Łukasz Babiak (23 lata) z Jaszkowej Dolnej w woj. dolnośląskim, którego rodzinę dotknęła katastrofa. Kiedy wraz z mamą prosił w opiece społecznej o węgiel potrzebny do osuszania domu, spotkała go przykra niespodzianka. - Usłyszałem, że takich Mikołajów na świecie nie ma, którzy by fundowali takie prezenty - mówi rozgoryczony.
Największe straty czerwcowa powódź wywołała na Podkarpaciu, w Małopolsce, na Górnym i Dolnym Śląsku oraz na Opolszczyźnie. Tylko na Podkarpaciu żywioł zniszczył bądź uszkodził 1,2 tys. km dróg, 215 mostów, 120 urzędów, szkół, przedszkoli, bibliotek, a także 270 obiektów infrastruktury wodno-kanalizacyjnej. Woda zalała ponad 2 tys. hektarów pól i upraw, podtopiła przeszło 2 tys. gospodarstw. Straty oszacowano tu na 382 mln złotych. Politycy, wśród nich przedstawiciele rządu z premierem Donaldem Tuskiem i wicepremierem Grzegorzem Schetyną, pojawiali się, owszem, na terenach zalewowych. Z troską wypowiadali się o dotkniętych przez żywioł, deklarując wsparcie. W tej sytuacji trudno więc było nie liczyć na pomoc rządową, bo w większości ubogich samorządów gminnych czy powiatowych nie stać na pokrycie zniszczeń często przekraczających ich roczne budżety.
W tej sytuacji promesy na łączną kwotę blisko 42 mln zł, jakie przedstawicielom najbardziej poszkodowanych gmin wręczył w połowie lipca w Rzeszowie szef MSWiA, są kroplą w morzu potrzeb. Tym bardziej że wicepremier Schetyna obiecał wówczas, że rząd będzie wspierał finansowo poszkodowane obszary dopóty, dopóki cała infrastruktura nie zostanie odbudowana.
O deklaracjach polityków pamiętają najbardziej poszkodowane powiaty i gminy. - Jestem realistą i zdaję sobie sprawę z tego, że o pomoc będzie trudno, ale warto, by decydenci pamiętali, że zbliża się rok szkolny i trzeba będzie dowieźć dzieci i młodzież do szkół, tymczasem wiele dróg, jak chociażby w miejscowości Stobierna, wciąż jest nieprzejezdnych, a na naprawę nie ma środków - alarmuje starosta powiatu dębickiego Władysław Bielawa.
Najtragiczniejsza sytuacja była w Ropczycach, które zostały niemal doszczętnie zalane do wysokości przekraczającej nawet dwa metry, oraz w powiecie ropczycko-sędziszowskim. Na terenie tej gminy trzeba wyremontować prawie trzysta domów i kilkanaście budynków użyteczności publicznej. Wysokość strat tylko w trzech gminach oszacowano na ponad 38 mln złotych. Kwota ta nie obejmuje jednak strat w budownictwie indywidualnym czy prywatnej własności, takiej jak: sklepy, domy towarowe, itp. Natomiast pomoc z MSWiA na usuwanie strat popowodziowych, głównie na naprawę infrastruktury komunalnej - naprawę sieci szkolnej i infrastruktury drogowej dla powiatu ropczycko-sędziszowskiego, przy stratach 12,5 mln, wyniosła zaledwie 3 mln złotych. Gmina Ropczyce przy stratach rzędu ponad 16 mln zł otrzymała 4 mln zł, a Wielopole Skrzyńskie przy stratach 10 mln zł dostało 800 tys. złotych.
Jak powiedział nam Józef Rojek, starosta ropczycko-sędziszowski, wobec zbliżającego się roku szkolnego konieczne są remonty w szkołach ponadgimnazjalnych. - Z początkiem września chcemy do szkół wejść z normalną edukacją, choć już na pewno można powiedzieć, że niektóre prace będą kontynuowane w trakcie roku szkolnego - mówi starosta Rojek. Ponadto powiat otrzymał 1 mln 121 tys. zł z tzw. rezerwy subwencji oświatowej 06. Ta kwota jest przeznaczana na remont obiektów edukacyjnych i wymianę zniszczonego wyposażenia.
Władze gmin liczą na kolejne pieniądze. - Środki, jakie otrzymaliśmy, pozwalają rozpocząć pewne prace, natomiast może nam nie wystarczyć na ich realizację do końca. Wciąż nie wiemy, jakie i czy w ogóle powiat otrzyma pieniądze z Ministerstwa Sportu i Turystyki na remont hali sportowej, która uległa zniszczeniu i gdzie ponad tysiąc metrów powierzchni podłogi jest do wymiany, łącznie z podkładami. Złożyliśmy wnioski i osobiście już dwukrotnie występowałem do ministra Drzewieckiego w tej sprawie, ale na razie bez rezultatu - stwierdza starosta Józef Rojek. W tej sytuacji władze powiatu nie wiedzą, czy wobec braku wsparcia przystępować do remontu, czy też czekać z założonymi rękami i patrzeć jak nowoczesny obiekt niszczeje. A jest to hala, z której korzysta młodzież wszystkich ropczyckich szkół.
Jedynie część indywidualnych właścicieli otrzymała zasiłki w maksymalnej kwocie 6 tys. zł, a pomoc w wielu innych przypadkach była znacznie mniejsza. Wsparcie to dotyczyło wyłącznie budynków mieszkalnych, bo w przypadku obiektów gospodarskich zasiłek ten nie przysługiwał.
Natomiast solidarność wykazały poszczególne gminy, powiaty, a także Caritas, która przekazuje dary w postaci rzeczowej i wsparcie finansowe. Najbardziej potrzebującym pomagają też Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie i indywidualni darczyńcy.
Kładka zamiast mostu
Nieróżowo wygląda sytuacja w powiecie dębickim, gdzie tylko w infrastrukturze drogowo-mostowej straty wyniosły 20 mln złotych. Jak powiedział nam starosta Władysław Bielawa, na naprawę infrastruktury powiat otrzymał z MSWiA 2,5 mln zł, a gmina Dębica o milion mniej. Znowu są to kwoty niewystarczające. Zostaną przeznaczone na odbudowę zniszczonego mostu w Zawadzie, który po nawałnicy wizytował osobiście premier Donald Tusk, oraz na naprawę niektórych wyrw w drogach. - Wszystkich zniszczeń za otrzymane pieniądze nie jesteśmy w stanie naprawić, ale będziemy się starać, by przynajmniej w minimalnym zakresie zapewnić bezpieczeństwo przejazdów. Część prac staramy się wykonać własnymi środkami, nie czekając na pomoc rządu. Dotyczy to zwłaszcza oberwanych korpusów dróg, gdzie każdy opad deszczu może doprowadzić do obsunięcia całych odcinków - relacjonuje starosta Bielawa. W jego ocenie, bez rzetelnej pomocy państwa naprawa zniszczeń popowodziowych będzie trwała przez lata.
Istnieje obawa, że część osób wobec rozmiaru zniszczeń, mimo pomocy rodzin i sąsiadów, może nie zdążyć przed zimą z odbudową swoich domów czy remontami mieszkań.
Jak zapewniał Grzegorz Schetyna, podczas gdy powódź ogarniała coraz to nowe połacie kraju, poszkodowani przez żywioł mieli liczyć nie tylko na bezzwrotne zasiłki, ale też na niskooprocentowane kredyty na remonty mieszkań i odszkodowania, a rolnicy mieli skorzystać z preferencyjnych kredytów. Mówił też, że resort pomoże samorządom w remontach i odbudowie mostów, zalanych dróg i osuwisk. Deklaracje składał też minister Bogdan Klich, który podczas wizyty w gminie Mysłakowice (powiat jeleniogórski) obiecał m.in., że wojsko odbuduje most w Strużnicy. Okazało się jednak, iż zaproponowana przez niego pomoc nie przystaje do rzeczywistości. Jak się dowiedzieliśmy, w powiecie jeleniogórskim wojsko zaoferowało wprawdzie kładkę, ale z drewnianą nawierzchnią. Tymczasem na głównej drodze powinna być nawierzchnia asfaltowa. Starostwo na własny koszt musiałoby przygotować uzbrojenie pod most, pokrywając 80 proc. całej inwestycji, łącznie szacowanej na ok. 800 tys. złotych. Taką kwotę lokalnym samorządom trudno jest wygospodarować. Jeśli zaś chodzi o pomoc przyznaną samorządom z rządowej puli, powiat jeleniogórski otrzymał tylko 3 mln zł, podczas gdy straty oszacowano na ponad 35 mln złotych. Gmina Mysłakowice, która otrzymała 700 tys. zł, szacuje, że straty są kilkakrotnie większe (3,3 mln złotych).
Nie lepiej jest w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie najbardziej ucierpiały wsie Jaszkowa Górna i Dolna oraz miejscowości Żelazno i Krosownice. Zalane zostały też gmina Lądek Zdrój i Stronie Śląskie oraz Międzylesie. Jak poinformował nas sołtys wsi Jaszkowa Dolna Kazimierz Wcisło, pomoc od rządu otrzymało łącznie blisko 100 mieszkańców wsi. Były to kwoty od 1 do 6 tys. zł na jedno gospodarstwo domowe. - Dla kogoś, kto stracił dorobek całego życia, to naprawdę niewiele. To starczy na mały remont domu, na nic poza tym - przekonuje Wcisło. I nie ukrywa, że docierają do niego głosy ze strony mieszkańców, że nie czują się w pełni zadowoleni z takiej pomocy.
Kropla w morzu potrzeb
W Urzędzie Gminy Kłodzko uzyskaliśmy informację, że do wójta Ryszarda Niebieszczańskiego wpłynęła kwota 8 mln zł, która ma zostać rozdysponowana na naprawę infrastruktury, w tym dróg i mostów. A straty są znacznie większe. Kolejne 6 mln zł ma wpłynąć w najbliższym czasie na konto Urzędu Miasta i Gminy Lądek Zdrój. Tymczasem jak poinformowano nas w sztabie kryzysowym urzędu, oszacowane straty sięgają 34 mln złotych. - Za tę kwotę to, co zdołamy zrobić, to zrobimy, ale na pewno niewiele - komentuje urząd.
Promesa rządowa zadeklarowana dla Urzędu Miasta i Gminy Międzylesie to niemal 426 tys. zł, z czego 400 tys. zł urząd wydał już na odbudowę infrastruktury. Straty szacuje się zaś na 1,5 mln złotych. - Resztę będziemy musieli pokryć ze środków własnych, ale na dzień dzisiejszy nas na to nie stać - deklaruje Piotr Kensicki, zastępca burmistrza. Jak dodaje, tylko dwie poszkodowane przez żywioł rodziny w gminie otrzymały kwotę maksymalną, a więc 6 tys. zł pomocy, pozostałe 10 rodzin - jedynie po 2 tys. złotych. Kensicki nie potrafił podać nam jednak szacunku strat poniesionych przez mieszkańców gospodarstw w gminie, gdyż - jak zaznaczył - szacunków takich dotąd nie przeprowadzono.
W jego ocenie, były to straty niewielkie, mające z reguły charakter podtopień. Potwierdza to międzyleski ośrodek pomocy społecznej, który informuje, iż zasiłki dla poszkodowanych były zgodnie z prawem wypłacane uznaniowo. - W ustawie o pomocy społecznej nie ma przepisów konkretyzujących wysokość wypłat poszkodowanym przez żywioł - mówi Grażyna Mańczak, kierownik OPS. I dodaje, iż powodzianie nauczeni doświadczeniem z 2001 r. ubezpieczyli swoje domy i mieszkania, tak więc, jej zdaniem, nie czują się tak bardzo poszkodowani finansowo, bo liczą na wypłatę odszkodowań. Ponadto, jak podkreśla Mańczak, ludzie, którzy zdecydowali się na zamieszkanie w regionie zagrożonym powodzią, powinni być świadomi możliwej klęski.
- To dla nas śmieszne. Nasz dom nigdy nie był zalany, dziadkowie mówią, że to była największa klęska od 50 lat. Nikt tego nie przewidział. A co do ubezpieczenia, to nieruchomość ubezpieczają tylko jednostki, bo nikogo na to z głodowej pensji nie stać - twierdzi Anna Dusza, mieszkanka Żelazna (gmina Kłodzko).
Inny problem, z jakim zmagają się niektórzy powodzianie, to utrata dokumentów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej. W wyniku powodzi wiele osób straciło dokumentację podatkową, w tym kasy fiskalne. Nie zwalnia to jednak podatników z obowiązku przechowywania dokumentacji podatkowej do czasu przedawnienia zobowiązania podatkowego.
- Straciliśmy wszystkie dokumenty, te, które były przechowywane w sklepie. A tymczasem fiskus przesłał nam list, w którym deklaruje, że to nie zwalnia nas z obowiązku archiwizacji dokumentów związanych z prowadzoną działalnością. Pozostaje nam więc tylko przedstawić te zalane papiery - mówi Alicja Kucmus, właścicielka sklepu spożywczego w Jaszkowej Dolnej.
Możliwym wyjściem z tej sytuacji byłoby wydanie przez ministra finansów specjalnych przepisów. Po powodzi w latach 1997 i 2001 wprowadzono regulację, która zezwalała na to, aby podatnicy dotknięci żywiołem mogli przedstawiać jako dokumenty podatkowe wszystkie posiadane informacje oraz zeznania świadków pozwalające na udowodnienie wysokości przychodów i kosztów.
Mariusz Kamieniecki
Anna Ambroziak

"Nasz Dziennik" 2009-08-05

Autor: wa