Powstanie zapisane w pocztówce
Treść
W pierwszym tygodniu Powstania Warszawskiego, z inicjatywy hm. Kazimierza Grendy ps. "Granica" rozpoczęła działalność Harcerska Poczta Polowa. Gdy linie telefoniczne przestały działać i bezpośrednie dojście do wielu miejsc było utrudnione ze względu na trwające w poszczególnych dzielnicach walki, listy stały się podstawowym środkiem komunikacji. W ciągu dnia roznoszonych było średnio 3,7 tys. listów, a podczas całego powstania zostało ich rozniesionych ponad 140 tysięcy. Wiązało się to z dużym ryzykiem utraty życia przez młodego łącznika - listonosza. Naczelnikiem poczty mianowany został hm. ppor. Przemysław Górecki ps. "Kuropatwa", jeden ze współtwórców najmłodszego członu konspiracyjnych Szarych Szeregów, tzw. "Zawiszy". Służbę w Harcerskiej Poczcie Polowej pełnili właśnie najmłodsi uczestnicy powstania - 12-15-latkowie. Szybko okazało się, że poczta harcerska jest dużo skuteczniejsza niż żołnierska. W dniach powstania była podstawowym sposobem komunikowania się rodzin i walczących powstańców. Harcerze, aby dotrzeć pod wskazany adres, niejednokrotnie musieli przedzierać się w określone miejsca kanałami, ponieważ dotarcie z jednej dzielnicy do drugiej najczęściej tylko w ten sposób było możliwe. Na terenie Warszawy zostało zorganizowanych 40 punktów pocztowych, w których zostawiane były listy. Najwięcej znajdowało się w Śródmieściu, na Powiślu i Czerniakowie. Powstańcza poczta emitowała własną serię znaczków przedstawiających sceny z walk, a listy podlegały cenzurze wojskowej. Aby nie obciążać nadmiernie listonoszy, nie mogły być długie, ich treść musiała ograniczać się do 25 słów. Poszczególne punkty pocztowe miały swoje stemple. Robili je harcerze i nazywane były popularnie "ziemniaczkami". O czym pisali w listach mieszkańcy Warszawy w czasie powstańczych dni? -Postaram się w przyszłym tygodniu wpaść na obiad. Przyniosę lekarstwa. -Kochany synku! Jesteśmy na Kredytowej w suterynach. Jesteśmy cali i zdrowi. Czekamy na list od Ciebie. Całujemy, matka. -Nadmieniam Ci, że jestem cały i zdrowy. I jak tylko będę mógł, pojawię się w domu. Ucałowania dla Ciebie, dzieci, rodziców. Marian. -Kochana Alu! Ostatni adres, na który pisałaś, jest już nieaktualny. Musimy się wyprowadzić. Nie mam pojęcia dokąd. Jestem w sytuacji bardzo trudnej. Ucałuj wszystkich, może dobry Bóg pozwoli nam się wkrótce zobaczyć, pamiętająca Władka. We wrześniu 1944 r. Harcerska Poczta Polowa została wraz z całym personelem wcielona do Armii Krajowej. W tym też miesiącu ukazały się znaczki Poczty Polowej w pięciu kolorach dla pięciu dzielnic Warszawy. Działalność Poczty Polowej została zakończona 3 października, w dniu kapitulacji Warszawy. Z Dusseldorfu do Warszawy Listów, którym udało się przetrwać zawieruchę wojenną, było stosunkowo niewiele. Muzeum Powstania Warszawskiego posiadało w swoich zbiorach 145 egzemplarzy, na które składały się powstańcze listy, znaczki i koperty, wszystkie pochodziły od ofiarodawców. W styczniu 2008 roku Muzeum Powstania Warszawskiego uzyskało informację, że w domu aukcyjnym w Dusseldorfie pod młotek pójdzie kolekcja znaczków z Powstania Warszawskiego. Oto jak wspomina to wydarzenie Joanna Lang, główny inwentaryzator Muzeum Powstania Warszawskiego. - O samej Poczcie Polowej, o tym, że jest wystawiona na aukcję, dowiedzieliśmy się z rozmowy telefonicznej. Zadzwonił do nas przyjaciel naszego muzeum, jednocześnie osoba współpracująca z Normanem Davisem, więc ta informacja była dla nas wiarygodna. Wiadomość o istnieniu eksponatów Poczty Polowej wywołała duże emocje - mówi. Do rozpoczęcia aukcji było zaledwie dwa tygodnie. Muzeum zwróciło się do domu aukcyjnego z prośbą o przysłanie całej oferty. - W bardzo szybkim tempie dostaliśmy płytę ze skanami całej kolekcji. Na tej podstawie zobaczyliśmy, że to rzeczywiście jest coś takiego, co warto mieć. Nie wiedzieliśmy, czy wszystkie eksponaty są autentyczne, gdyż jeżeli kupuje się kolekcję, to prawo antykwaryczne mówi, że kupuje się ją z "dobrodziejstwem inwentarza". Ktoś, kto zbierał eksponaty, też nie zawsze był pewien, czy kupuje coś oryginalnego. Dlatego bardzo ważny był wyjazd na miejsce i obejrzenie tego z ekspertem - podkreśla Joanna Lang. Kolekcja przeznaczona na aukcję składała się ze 144 egzemplarzy - pojedynczych znaczków, prób znaczków, serii próbnej w kolorze, w którym potem znaczki nie były drukowane. Są tam pojedyncze listy, same koperty. W warunkach wojny ludzie pisali nieraz na skrawkach papieru, tylko pieczątka świadczy o tym, że jest to list. Cena całej kolekcji wynosiła 190 tys. euro. Okazało się, że znajdują się w niej bardzo cenne egzemplarze. - Cała niesamowitość Poczty Polowej z Powstania Warszawskiego polega na tym, że w czasie dwóch miesięcy jego trwania powstała instytucja państwowa, która działała tak jak Poczta Polska. Powstał nawet konkurs na projekt znaczka. Wydrukowane zostały dwa projekty, wykonane przez artystów, które poszły w obieg. Były to serie po 2500 znaczków. Wszystko dokonywało się w warunkach bojowych. Dlatego to jest taki ewenement. Władze muzeum złożyły wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z prośbą o dofinansowanie tego zakupu. Termin składania wniosku o dofinansowanie upływał 31 stycznia, zaś rozpatrywanie wniosków przez ministerstwo miało nastąpić już po aukcji, więc na niewiele by to się zdało. Na szczęście znaleźli się sponsorzy: Telekomunikacja Polska SA i PKO BP, którzy pomogli w tym zakupie. Natomiast ministerstwo zapłaciło opłatę aukcyjną, która też była niebagatelna, bo 23 proc. od całości, oraz sfinansowało przewiezienie kolekcji do Polski. Wiadomo było, że zakupiony zbiór należał do jednego kolekcjonera, Manfreda Szulca, który ma żonę Polkę i może też dlatego zbierał pocztę polową. Wiceminister MKiDN i generalny konserwator zabytków Tomasz Merta napisał list do domu aukcyjnego w Dusseldorfie z prośbą o niewystawianie na aukcję tego zbioru i sprzedanie go poza aukcją. Podobny list został wystosowany z ministerstwa kultury Niemiec. Wiedziano o dużym zainteresowaniu, jakie wzbudziła kolekcja, gdyż kilkanaście osób zamówiło skan całości. Okazało się, że pocztą harcerską interesują się bardzo zamożni kolekcjonerzy z Japonii czy Szwecji, dla których kwota 190 tys. euro nie była niczym zatrważającym. - Był duży stres i mało czasu do sprawdzenia autentyczności. Pracowaliśmy nocą, w przeddzień aukcji, i dyrektor domu aukcyjnego siedział z nami niemalże do godzin porannych. Pierwsza kontrola autentyczności wypadła bardzo dobrze. Nasz ekspert miał wątpliwości w stosunku do kilkunastu eksponatów, ale tylko wątpliwości, bo były też eksponaty, które uznawał za niefilatelistyczne, np. projekty znaczków - opowiada Joanna Lang. 9 lutego odbyła się wreszcie licytacja zbioru. Miała nastąpić w drugiej części aukcji, po przerwie obiadowej. Tymczasem została przeprowadzona na końcu części porannej - był to ukłon w naszą stronę właściciela domu aukcyjnego. - Udało nam się kupić kolekcję po cenie wyjściowej. Spotkało się to z gromkimi oklaskami wszystkich 200 zgromadzonych na sali osób - wspomina Joanna Lang. Zakup kolekcji znaczków i listów Poczty Polowej rozpętał wielką dyskusję w różnych środowiskach: w filatelistycznym, ale i w kombatanckim, a także wśród ludzi związanych z Powstaniem Warszawskim. Pojawiały się zupełnie skrajne opinie. Jednak ten unikalny zbiór, który jest już w Polsce i który od pół roku możemy oglądać w Muzeum Powstania Warszawskiego, informuje o pięknej karcie naszej historii, o harcerzach, którzy z narażeniem życia roznosili listy, i o chwilach ludzkiego życia zapisanych na skrawkach papieru. Joanna Kozłowska Zdjęcia Ewa Sądej "Nasz Dziennik" 2008-08-01
Autor: wa