Premier: Nie ma 11 mld zł na żądane przez lekarzy podwyżki
Treść
Lekarze, którzy od kilku tygodni zapowiadali strajk bezterminowy, wczoraj przystąpili do jego realizacji. Placówki biorące udział w akcji protestacyjnej funkcjonują jak podczas ostrego dyżuru, lekarze przyjmują tylko przypadki zagrażające życiu. Ministerstwo Zdrowia nie przedstawia na razie żadnych rozwiązań, ale czeka na rozmowy ze związkowcami, które mają się odbyć jeszcze w tym tygodniu. - Nie znamy dokładnej liczby placówek, w których odbywa się strajk. Szacujemy, że jest ich ok. 210-220 - informuje "Nasz Dziennik" Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. Podkreśla, że tam, gdzie strajk się zaczął, lekarze pracują jak w święta - przyjmują tylko przypadki zagrażające życiu, odwoływane są planowane zabiegi. W wielu miejscach protest dotyczy również przychodni przyszpitalnych. Natomiast prawie wszędzie pracuje podstawowa opieka zdrowotna, gdyż są to sprywatyzowane gabinety. - Wyjątek stanowi Oświęcim, gdzie wszyscy strajkują, bo jest to publiczna przychodnia - dodaje Bukiel. Lekarze nie strajkują w województwach: łódzkim, lubelskim i kujawsko-pomorskim. Zdaniem Bukiela, nie ma groźby strajku w kujawsko-pomorskim, ponieważ większość lekarzy jest na kontraktach, podobnie jak w zachodnio-pomorskim. - Jeśli chodzi o Łódź, to do strajku ma jeszcze przystąpić ok. 40 placówek albo pod koniec tygodnia, albo w przyszły poniedziałek - zapowiada nasz rozmówca. - Jeżeli celem strajku lekarzy jest wzrost płac w tym roku kosztujący w sumie 11 mld zł, to jest to cel całkowicie nierealny - powiedział na wczorajszej konferencji prasowej premier Jarosław Kaczyński. Dodał, że przyjęcie tych żądań oznaczałoby rozbicie całego planu związanego z finansami państwa i relacjami Polski z UE. Zaznaczył, iż w przyszłych latach wzrost nakładów na płace pracowników służby zdrowia jest przewidywany, bo zwiększone zostaną składki na ubezpieczenie zdrowotne; budowana będzie też sieć szpitali. Szef rządu odniósł się także do postulatu związku zawodowego lekarzy, który twierdzi, iż celem strajku jest zwrócenie uwagi na problemy służby zdrowia. Minister zdrowia Zbigniew Religa podczas wspólnej konferencji prasowej z Jarosławem Kaczyńskim chciał uspokoić sytuację. Religa zaznaczył, że "jeśli kryzysowa sytuacja w służbie zdrowia będzie trwać, przy każdym województwie w najbliższych dniach powstaną centra informacji dla pacjentów". Mają one pomóc pacjentom z województw, w których szpitale strajkują. Dzięki centrom będą oni kierowani do placówek z innych regionów kraju, które nie włączyły się do protestu. Tam chorzy otrzymają pomoc medyczną. - Przypominam, że podstawowa opieka zdrowotna funkcjonuje normalnie, więc kontakt z lekarzem jest zapewniony w pełni - tłumaczył minister zdrowia. Dodał, iż pacjenci w stanie zagrożenia życia otrzymają pomoc w strajkujących placówkach. Słów krytyki wobec rządu w związku z kryzysową sytuacją w służbie zdrowia nie szczędzi opozycja. W ocenie przewodniczącej sejmowej Komisji Zdrowia Ewy Kopacz (PO), rozpoczęty wczoraj strajk lekarzy to "dowód choroby, która toczy polską służbę zdrowia". Jak zaznaczyła, jest to efekt bezczynności władzy przez ostatnie 2 lata. Szef klubu PO Bogdan Zdrojewski zapowiedział, że jego partia zgłosi projekt ustawy, która ma poprawić sytuację w służbie zdrowia. Jak wyjaśniła Kopacz, ten projekt "przedłuża obietnicę, że w przyszłym roku płace w służbie zdrowia także wzrosną o 30 procent". Magdalena M. Stawarska "Nasz Dziennik" 2007-05-22
Autor: wa