Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent nie powinien podpisywać

Treść

Niemiecki sąd konstytucyjny uzupełnił tekst traktatu z Lizbony o ochronę kompetencji swojego parlamentu narodowego przy przyjmowaniu na swoim terytorium prawa unijnego. To, co dotyczy określenia zwiększonej roli Bundestagu i Bundesratu, mutatis mutandis winno dotyczyć polskiego Sejmu i Senatu.

Moje zastrzeżenia budziło i budzi zawarte w projekcie traktatu przejęcie przez organa Unii kompetencji zastrzeżonych konstytucyjnie dla obu izb polskiego parlamentu.
W myśl polskiej Konstytucji, to polski parlament określa, jaki zakres - z wymienionych w tekście traktatu lizbońskiego tzw. kompetencji dzielonych między Polskę i UE - przekazuje do Unii Europejskiej.
Tekst traktatu z Lizbony przypisuje organom Unii możliwość decydowania, co z tzw. kompetencji dzielonych zabrać z podległości organom władzy ustawodawczej i wykonawczej państw członkowskich Unii. Pomija przy tym uprzednio zastrzeżoną konstytucyjnie kompetencję krajowego parlamentu jako warunek sine qua non podjęcia tej materii decyzyjnej w Unii.
Możliwość arbitralnego przejmowania przez Unię sfery władzy ustawodawczej i wykonawczej państwa członkowskiego rodzi w myśl traktatów unijnych konsekwencje dla arbitralnego podporządkowania takiej sfery kompetencji nadrzędnej Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i sądów Unii. Orzeczenia te są wiążące dla polskiej władzy sądowniczej w zakresie przejętych przez Unię kompetencji. Ta konsekwencja stanowi otwarty zakres ograniczania suwerenności polskiej władzy sądowniczej.
W takim zakresie mówienie o zgodności traktatu lizbońskiego z konstytucjami poszczególnych krajów członkowskich Unii jest nad wyraz problematyczne.
Rzekoma pełna zgodność tekstu traktatu reformującego z Lizbony z polską Konstytucją stanowi aksjomat polityczny, ale budzi uzasadnione wątpliwości pod względem merytorycznym.
Reprezentuję pogląd, iż traktat lizboński jest dotknięty mankamentami w zakresie poprawności systemowej i prawnej. Przyjęte w nim kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej zakłócają dotychczasową europejską kontynentalną zasadę równoważnego trójpodziału władzy. Ustrój unijny degraduje rolę parlamentu jako przedstawicielskiego organu władzy ustawodawczej. Nierównomiernie rozbudowuje kompetencje aktualnej władzy wykonawczej, dając miażdżącą przewagę państwom większym nad mniejszymi.
Jest to o tyle nieuzasadniona dysproporcja, o ile każdy poszczególny kraj, państwo, naród jest równym podmiotem podstawowym w demokracji prawno-międzynarodowej.
Przyjęta w traktacie lizbońskim zasada tzw. podwójnej większości - uzależniającej nierówność decyzyjną nierównością potencjału liczby ludności - może mieć zastosowanie do podstawowych praw człowieka, ale nie do podstawowych praw każdego państwa członkowskiego UE.
Prezydent Lech Kaczyński mimo ogromnej krajowej i międzynarodowej presji na bezwarunkowe podpisanie projektu traktatu z Lizbony odważył się wynegocjować przed jego podpisaniem dodatkowe warunki zabezpieczenia Polski przed dalszą degradacją jej roli w porównaniu z uprawnieniami naszego kraju gwarantowanymi w traktacie z Nicei. Niemniej stał się niejako zakładnikiem swojego podpisu pod wynegocjowanym z zastrzeżeniami projektem tekstu traktatu.
Zabezpieczenia prezydenckie do tekstu podpisanego projektu traktatu stały się przedmiotem zawartego między prezydentem i rządem polskim porozumienia politycznego, w myśl którego w drodze ustawowej zostanie zagwarantowane, że rząd w ramach swych kompetencji nie dokona jednostronnego odstąpienia od wywalczonych przez prezydenta złagodzeń bezwzględnego charakteru dyktatu Unii Europejskiej w stosunku do Polski i mniejszych krajów członkowskich.
Do czasu zrealizowania tego porozumienia prezydent nie powinien podpisywać traktatu, niezależnie od wyżej wymienionych wątpliwości co do jego zgodności z polską ustawą zasadniczą.
Jestem przekonany, że po sformułowaniu poprawek do tekstu traktatu reformującego uzupełniających jego treść w wyniku orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego i zmianie jego treści w stosunku do Irlandii - powinien on być poddany ponownym negocjacjom dla upowszechnienia dokonanych zmian lub umożliwienia innym państwom członkowskim Unii skorzystania na zasadzie równości z takich samych reguł i warunków, jak Irlandia i Niemcy.
Ze swej strony, gdyby prezydent - mimo zmiany warunków, w jakich podpisywał projekt traktatu - uznał za stosowne go podpisać, uważam za celowe poddać go kontroli polskiego Trybunału Konstytucyjnego w zakresie zgodności z polską Konstytucją. Dotychczasowa treść traktatu odbiera Polsce wyłączną siłę decyzyjną co do tego, co z zakresu swego imperium państwo polskie ceduje na Unię.
Piotr Łukasz Andrzejewski, senator PiS
W 1964 r. ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Po odbyciu aplikacji sędziowskiej i adwokackiej rozpoczął w 1971 roku praktykę adwokacką. Po wprowadzeniu stanu wojennego był obrońcą w licznych procesach politycznych działaczy NSZZ "Solidarność". Od 1983 r. był członkiem konspiracyjno-dokumentacyjnej struktury Komitetu Helsińskiego, a następnie członkiem-założycielem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Senator I, II, III, IV, VI i VII kadencji.
"Nasz Dziennik" 2009-07-16

Autor: wa