Prokuratura nie wie, co zleciła Rosjanom
Treść
Większość sekcji zwłok ofiar katastrofy rządowego tupolewa 10 kwietnia br. z prezydentem na pokładzie dokonano w ciągu pierwszej nocy po wypadku. Do dziś polska prokuratura nie wie jednak, w jaki sposób Rosjanie przeprowadzili badania sekcyjne. Jaki był rodzaj sekcji, czy robiono badania całego ciała, czy też kończono je na wytypowaniu przyczyny zgonu oraz czy wykonano jakieś dodatkowe analizy - choćby toksykologiczne. To z kolei wyklucza informację przekazaną w ubiegłym tygodniu rodzinom ofiar, że badania sekcyjne zostały Rosjanom zlecone... przez stronę polską.
W aktach śledztwa smoleńskiego prowadzonego przez okręgową prokuraturę wojskową znajdują się zdjęcia zrobione przez świadków zdarzenia na miejscu katastrofy. Nie zostały one jednak zakwalifikowane jako pełnoprawny materiał dowodowy. Fotografie - także z ciałami ofiar - wykonali pracownicy Biura Ochrony Rządu lub Kancelarii Prezydenta RP.
- Jeżeli prawdą jest, że wiele sekcji zostało wykonanych pierwszej nocy, kiedy naszych prokuratorów na miejscu zdarzenia było mało, to powstaje pytanie, czy tych czynności nie można było wstrzymać. Wydaje się, że taka prośba mogłaby paść ze strony polskiej i zgodnie z posiadanymi informacjami o dobrej współpracy polsko-rosyjskiej nie powinno być problemu z jej uwzględnieniem - ocenił mecenas Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodziny Tomasza Merty, Sławomira Skrzypka, Bożeny Mamontowicz-Łojek i Grażyny Gęsickiej.
Badania sekcyjne prowadzone w Moskwie bez udziału polskich specjalistów, którzy znaleźli się w Rosji zbyt późno, by wziąć w nich udział, mogły zostać opóźnione, gdyby tylko taka sugestia padła ze strony polskiej. Tak się nie stało. W efekcie prokuratura wciąż nie ma protokołów z badań, co więcej, nie zna nawet powodów opóźnień w ich przekazaniu. Jak tłumaczył wczoraj prokurator generalny Andrzej Seremet, być może jest to kwestia biurokracji, a może w Rosji wciąż trwają badania, np. toksykologiczne.
Jak widać, opinia publiczna otrzymuje sprzeczne informacje na temat prac polskich patomorfologów, w których uczestniczyli w czasie swojego pobytu w Rosji. Andrzej Seremet wskazywał, że sekcje zwłok zostały przeprowadzone według prawa rosyjskiego i z punktu widzenia prawa polskiego podstawowe wymogi badań zostały spełnione. Jak tłumaczył, przy badaniach nie było polskich specjalistów, bo kiedy ci przybyli do Moskwy, badania zostały już wykonane. Jak zaznaczył, nie ma zasad, które nakazywałyby Rosjanom wstrzymać sekcje zwłok. Tymczasem w czasie zeszłotygodniowego spotkania z rodzinami tłumaczono im, że polscy patomorfolodzy nie zdążyli na badania sekcyjne, więc zostały one zlecone Rosjanom. W ocenie pełnomocników pokrzywdzonych, sekcje zwłok wykonali prokuratorzy rosyjscy w ramach prowadzonego przez siebie śledztwa.
- Do wszystkich czynności strona rosyjska dopuszczała polskich prokuratorów. Jeżeli chcieli w nich uczestniczyć, to zgodnie z relacją, którą otrzymaliśmy, mogli to czynić. Ich obecność podczas badań powinna znaleźć odzwierciedlenie w protokole - podkreślił mec. Bartosz Kownacki.
Tymczasem z oficjalnych informacji wynika, że polscy prokuratorzy byli obecni tylko przy sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego oraz przy przesłuchaniu trzech osób. Wiele wskazuje też na to, że Rosjanie chcieli szybko uporać się z badaniami, a nasi prokuratorzy temu się nie sprzeciwiali. Zastanawia jednak, dlaczego nasi przedstawiciele w Rosji - choć rzeczywiście nieliczni - byli obecni tylko przy jednej sekcji. Wprawdzie trudno się nie zgodzić z prok. Seremetem w kwestii braku zasad, które nakazywałyby wstrzymywać sekcje, ale też nic nie wskazuje na to, by strona polska czyniła w tym kierunku jakieś kroki.
Ta kwestia nie budzi jednak większych zastrzeżeń Andrzeja Seremeta. Prokuratora generalnego zaniepokoiło jednak opóźnienie w przekazaniu stronie polskiej dokumentów sekcyjnych. Jak zauważył, powodem tego mogą być "utrudnienia biurokratyczne" lub mogące wciąż trwać badania toksykologiczne. Takie stanowisko wskazuje, że polska prokuratura tak naprawdę nie wie, w jaki sposób Rosjanie prowadzili badania sekcyjne - czy przeprowadzano badania całego ciała, czy też kończono je na wytypowaniu przyczyny zgonu, oraz czy wykonano jakieś dodatkowe analizy, np. toksykologiczne. To zaś wyklucza informację przekazaną rodzinom, że badania sekcyjne zostały Rosjanom zlecone.
- Trudno bez dokumentacji ocenić, czy przeprowadzona przez Rosjan sekcja zwłok spełnia polskie wymogi. Mam nadzieję, że będzie ona zbliżona do tego, co określają nasze procedury, a więc będzie zawierać dokumentację poglądową ze szkicami, z podaniem przyczyn zgonu, z badaniami toksykologicznymi - dodał mec. Kownacki.
Istotne... a może nie
Zastanawiający jest także sposób narracji prokuratora generalnego w kwestii nowych odczytanych słów z rejestratora głosu. Seremet pytany o - jak sam stwierdził - "istotne dla śledztwa" słowa odszyfrowane z rejestratora głosu analizowanego w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie, teraz unika odpowiedzi, twierdząc, iż nie będzie informował o szczegółach sprawy, dopóki Instytut nie przedstawi własnej analizy. Taka postawa prokuratora budzi wyłącznie wątpliwości, czy on sam rzeczywiście wie, co jest w protokołach sporządzanych w Instytucie i czy jest pewien ich treści. Być może okaże się, że Instytut w swojej ekspertyzie zamieści zupełnie odmienną opinię.
- Nie wiem, jak rozumieć słowa prokuratora Andrzeja Seremeta. Z informacji, które posiadam od prokuratorów prowadzących postępowanie, wiem, że nie mają oni żadnej wiedzy na temat odczytanych przez polskich specjalistów fragmentów z czarnych skrzynek. Tak nas zapewniano. Nie wiem zatem, skąd pan prokurator ma ową wiedzę. Być może dlatego nie chce mówić o szczegółach - dodał mec. Kownacki.
Zespół był niepotrzebny?
Prokurator generalny zbagatelizował także problem wybrania obecnej ścieżki współpracy z Rosjanami. Jak podkreślił, powołanie wspólnego zespołu prokuratorskiego nie było rolą prokuratury, ale leżało w sferze politycznej. Seremet uznał jednak, że powołanie zespołu wcale nie ułatwiłoby pracy, a do tego potrzebny byłby czas na jego utworzenie. Jak zaznaczył, trudno sobie wyobrazić, by "policjanci stali nad zwłokami ofiar i czekali, aż prokuratorzy sformułują zespół".
- O sensie powołania wspólnego zespołu mogliby wypowiedzieć się prokuratorzy, którzy prowadzą śledztwo i mogą ocenić, jak wygląda współpraca polsko-rosyjska na obecnych zasadach. Z logicznego punktu widzenia taki zespół ułatwia współpracę. I nie chodzi o to, by czekać nad ciałami. Czynności zabezpieczające przecież muszą zostać podjęte. Wydaje się, że gdyby taki zespół powstał nawet teraz, to polscy i rosyjscy prokuratorzy usiedliby razem i współpracowali - ocenił mec. Kownacki.
To zapewne poskutkowałoby łatwiejszym dostępem do dokumentów śledztwa. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że instytucja pomocy prawnej w przypadku śledztwa smoleńskiego najwyraźniej nie zdaje egzaminu - warto tylko zaznaczyć, że Rosjanie dotąd nie zrealizowali w całości ani jednego wniosku polskich śledczych.
W ocenie Zbigniewa Ziobry, posła do Parlamentu Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy), byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, śledztwo smoleńskie wprawdzie mieści się w standardach przewidzianych dla zdarzeń stanowiących przedmiot postępowań karnych w Polsce i Rosji, jednak sprawa ta nie jest standardowa, ale bezprecedensowa. - Zginął prezydent, dowództwo Wojska Polskiego, i to w okolicznościach, które czynią sytuację nie do końca jasną, jeśli chodzi o odpowiedzialność, również funkcjonariuszy rosyjskich, którzy mogli dopuścić się zaniedbań. Śledztwo nie powinno być prowadzone według zwykłych procedur, ale wedle zasad odpowiednich względem nadzwyczajności tego przypadku - podkreślił. W ocenie Ziobry, wybór innego niż standardowy tryb postępowania rzeczywiście nie leżał w gestii prokuratury, a fakt braku działań w tym zakresie jest kwestią zaniechań ze strony premiera, ministra spraw zagranicznych oraz osoby pełniącej wówczas obowiązki głowy państwa. W efekcie polscy prokuratorzy mogą swobodnie badać tylko to, co działo się po stronie polskiej, a w pozostałych kwestiach są uzależnieni od pracy Rosjan. - Prokuratorzy pracują na materiałach wytworzonych przez stronę rosyjską. Także gdyby chcieli przeprowadzić pewne dowody ponownie, to są uzależnieni od Rosjan. Proszę pamiętać, że powtórzenie niektórych czynności będzie bardzo trudne z powodu upływu czasu. Za pół roku świadkowie powiedzą, że nic nie pamiętają, a nietrudno sobie wyobrazić, jakie efekty po tak długim okresie mogą przynieść takie czynności, jak ponowne oględziny miejsca zdarzenia - dodał.
Zdjęcia tylko poglądowe
Jak udało się nam ustalić, w aktach śledztwa prowadzonego przez stronę polską znajdują się zdjęcia wykonane przez świadków zdarzenia na miejscu katastrofy. Nie zostały one jednak zakwalifikowane jako pełnoprawny materiał dowodowy. Tego typu fotografie - także przedstawiające ciała ofiar - pojawiały się w internecie. Prawdopodobnie zdjęcia były wykonane przez pracowników Biura Ochrony Rządu lub Kancelarii Prezydenta RP.
- Tego typu zdjęcia nigdy nie będą miały pełnoprawnego waloru, ponieważ inaczej przeprowadza się oględziny miejsca zdarzenia, gdzie oczywiście wykonywane są fotografie poglądowe, dotyczące całości zdarzenia, ale w tym przypadku interesuje nas każdy przedmiot, każda część ciała. Każdy centymetr powierzchni powinien być udokumentowany zgodnie z obowiązującymi zasadami (ze specjalną linijką pomiarową), i to są prawidłowe zdjęcia - wyjaśnił mec. Kownacki.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-08-05
Autor: jc