Promując szczepionkę w szkołach
Treść
Jacek Tulimowski, lekarz ginekolog, namawia samorządy do refundacji szczepionki przeciwko niektórym typom wirusa brodawczaka ludzkiego (HPV), który jest jedną z przyczyn raka szyjki macicy. Poleca ją także dzieciom na spotkaniach w szkołach oraz ich rodzicom. Ani słowa nie mówi o możliwych skutkach ubocznych czy o 29 zgonach, do jakich doszło w Stanach Zjednoczonych po przyjęciu szczepionki.
Tulimowski był w ubiegłym tygodniu gościem publicystycznego programu "Warto rozmawiać", w którym zachwalał szczepionkę przeciwko wirusowi HPV, umieszczoną przez Ministerstwo Zdrowia na liście szczepień zalecanych. Promując szczepionkę, zachęca nastolatki do wczesnej inicjacji seksualnej.
Tulimowski nie tylko informuje, wręcz zachęca - nie tylko rodziców, ale i samorządowców, aby refundowali szczepienie całych roczników z państwowych pieniędzy (koszt trzech dawek to nawet 1500 zł). Ignoruje przy tym niepokojące doniesienia z Zachodu, zwłaszcza z USA, o wielu skutkach ubocznych po zastosowaniu tej szczepionki - włącznie z 29 tajemniczymi zgonami po przyjęciu ostatniej dawki leku.
Wirus HPV ma kilkadziesiąt różnych typów, a wynalezione do tej pory szczepionki chronią przed zakażeniem zaledwie czterema z nich, w tym najbardziej onkogennymi 16 i 18, stwierdzanymi aż w mniej więcej 70 proc. wszystkich przypadków raka szyjki macicy. Szczepionka jest stosunkowo nowa, zaledwie od kilku lat w użyciu, trudno więc stwierdzić, na ile rzeczywiście chroni przed zakażeniem HPV i obniża zachorowalność na nowotwory szyjki macicy.
Praca na zlecenie
- Szczerze mówiąc, jestem tym zaskoczony, że lekarze się wzięli jedynie za głoszenie zalet stosowania tej szczepionki, czyli niejako działają na zlecenie w tej chwili dwóch firm farmaceutycznych, które te szczepionki produkują - uważa profesor Jerzy Stelmachów, kierownik Katedry i Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. - Problem skuteczności szczepionki nie jest do końca poznany, bo jest ona na rynku dopiero od kilku lat, natomiast my mamy mówić o zabezpieczeniu kobiet na całe życie. Szczepienia niewątpliwie spowodują mniejszą zachorowalność na raka szyjki macicy, bo zmniejszą infekcje HPV, to jest pewne. Tylko również jest pewne, że w stu procentach nie zlikwidują zagrożenia nowotworem złośliwym szyjki macicy - a przynajmniej te szczepionki, które obecnie są na rynku - zwraca uwagę Stelmachów. I dodaje, że szaleńczy optymizm na obecnym etapie badań i wiedzy jest nieuzasadniony: - Onkologia uczy pokory i odczekania. Jeżeli coś w tej chwili robimy: czy leczymy jakąś metodą, czy stosujemy jakąś profilaktykę, to na efekty musimy oczekiwać 10-15 lat. Dopiero potem odpowiemy, kiedy będziemy mieli konkretne liczby, że zaszczepionych zostało tyle i tyle kobiet, a wśród tych, które przebyły takie szczepienia, jest ileś zachorowań na raka. Ale to wymaga czasu - tak jak każda metoda lecznicza - uczula Stelmachów.
Na Zachodzie ostrożniej
W Hiszpanii 7 tys. lekarzy zaapelowało o wycofanie szczepionek z rynku. Irlandia już się wycofała, a w Niemczech i Francji jest to rozważane. Dlatego koncerny, mając kłopoty na Zachodzie, rzuciły się na rynki wschodnie.
Jeden z koncernów produkujących szczepionkę półtora roku temu zapłacił w USA 5 mld USA odszkodowania tylko amerykańskim ofiarom leku przeciwbólowego Vioxx, który gwałtownie zwiększa ryzyko zawału i wylewu (ten lek był obecny także w Polsce). Czy koncern nie chce po prostu bardzo szybko wyciągnąć kilku miliardów z Polski, stosując agresywną akwizycję w celu poszerzania rynku?
Producenci szczepionek chcą szczepić coraz młodsze dziewczynki, nawet dziesięcioletnie. - Gdzieś w domyśle pozostaje niedopowiedziane: mogę podejmować współżycie i mieć wielu partnerów, skoro stosuję dwu- czy czterowalentną szczepionkę, to jestem w grupie bezpiecznej i raka szyjki mieć nie będę - mówi dr Ewa Ślizień-Kuczapska, specjalista ginekologii i położnictwa ze Szpitala Ginekologiczno-Położniczego św. Zofii w Warszawie. Dodaje, że poza kontaktami seksualnymi możliwość zakażenia się tym wirusem jest bardzo niewielka. - Przede wszystkim najlepszą ochroną przed wirusem HPV jest po prostu czystość. Na pewno bezpieczeństwa nie daje wczesna inicjacja seksualna i wielopartnerskość. Jedynie sytuacja, w której mężczyzna i kobieta będący w związku seksualnym pozostają sobie wierni - czyli najbardziej idealny jest po prostu związek małżeński: w tym momencie jest to pełne bezpieczeństwo - przypomina Ślizień-Kuczapska.
Na jednym z wykładów w szkole doktor przekonywał: - Niestety, panuje przekonanie, że nastolatka to dziewczynka, która jeszcze nie współżyje, natomiast okazuje się, że są to dziewczyny, które współżyją od kilku lat. Ja nie jestem wcale przeciwnikiem - wręcz odwrotnie - natomiast róbcie to z głową. Nie chodzi o to, że mamy zamknąć się w klatce, ewentualnie założyć pas cnoty i klucz wyrzucić do toalety. Ja bym chciał, żebyście wynieśli stąd takie przesłanie: "safe your sex" [zabezpiecz swój sex] - to jest bardzo ważne, żeby to było z głową. Czy prezerwatywę warto stosować? Zawsze warto ją mieć!
Doktor zachęca nastolatki do używania środków antykoncepcyjnych - nie tylko szczegółowo je wymieniając i zachwalając ich skuteczność, ale także zapewniając, że "w razie czego" zawsze znajdzie się lekarz gotowy wypisać "pigułkę po stosunku". Podawał także adres internetowy tzw. pogotowia antykoncepcyjnego.
Nieodpowiedzialna propaganda
- Na obecnym etapie dane naukowe na temat działania tej szczepionki są bardzo szczupłe. Trzeba pamiętać, że wirus mutuje i te mutacje wirusowe są na tyle dynamiczne, że nie można powiedzieć, co będzie za kilka lat. Dlatego absolutnie nie można mówić młodym dziewczynom, które będą miały inicjację seksualną za kilka lat, że one są przed wszystkim zabezpieczone. To jest po prostu nieodpowiedzialne, a wręcz niebezpieczne - konkluduje dr Antoni Marcinek, specjalista ginekolog, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. R. Czerwiakowskiego w Krakowie.
- Wmawianie dzieciom i ich rodzicom, że intensywne współżycie dzieci jest nieuniknioną normą, jest odhumanizowaną, odrażającą akwizycją, skandalicznym kłamstwem stosowanym w celu powiększenia rynku na produkty antykoncepcyjne - mówi reżyser Maciej Pawlicki, ojciec dwóch nastoletnich córek. - Uczestniczyłem w zebraniu rodziców dzieci z gimnazjum w Józefowie pod Warszawą, do którego chodzi moja córka. Gościem - zaproszonym przez urząd miasta - był ginekolog dr Tulimowski. Przedstawiono nam możliwość zaszczepienia naszych córek, w 80 proc. sfinansowanego z budżetu miasta, a więc z naszych podatków. Byłem wstrząśnięty tym, jak owa możliwość została przedstawiona, tym, w jaki sposób dr Tulimowski mówi o dzieciach w wieku trzynastu, czternastu lat, a więc także o mojej córce i jej koleżankach - opowiada Pawlicki. Był zszokowany metodami, jakich używa lekarz, aby zachęcić rodziców do zaszczepienia.
- Doktor Tulimowski zdołał wytworzyć taką atmosferę, że jeśli dzieci w tym wieku jeszcze nie współżyją, to odstają od normy - podkreśla Pawlicki.
- Ta sytuacja jest bardzo kompatybilna z tym, co miało miejsce nie tak dawno w jednym z krajów afrykańskich. Tam organizacje feministyczne i libertyńskie rozdawały młodym osobom prezerwatywy, żeby je zabezpieczyć przed AIDS. Dostajecie prezerwatywę - tak jak tutaj dostajecie szczepionkę - i po kłopocie. Jednak okazało się, że stało się wręcz przeciwnie: po pięciu latach nie tylko nie spadła liczba zachorowań, a wręcz wzrosła - przypomina dr Marcinek.
Nachalna kampania reklamowa szczepionki połączona z zachętą do wczesnej inicjacji seksualnej i swobody seksualnej jest sprzeczna z zasadami etyki lekarskiej. - Ja rozumiem, że firmy farmaceutyczne chcą sprzedawać swoją szczepionkę, dlatego trzeba po prostu zapytać tego pana doktora, czy jest związany z którąś firmą. I od tego jest urząd skarbowy, żeby to sprawdził. W USA, a nawet w Europie, jeśli ktoś pisze artykuł na temat związany z jakimś lekiem lub wypowiada się publicznie, to jest zobowiązany podać, czy jest związany kontraktem z taką czy inną firmą - i tyle. W tej sytuacji to jest bardzo istotne pytanie - zwraca uwagę dr Antoni Marcinek.
Sam Tulimowski twierdzi, że jeździ z wykładami na zlecenie prywatnych organizacji, o których finansowaniu rzekomo nie ma pojęcia. Tymczasem na swoich spotkaniach rozdaje piękne foldery zawierające płytę z nagranymi jego wykładami, na których jest nazwa i logo jednego z koncernów produkujących szczepionkę przeciwko HPV.
- Jest cynicznym komiwojażerem, który udaje lekarza dbającego o zdrowie dziewczyn i kobiet. Pracuje, żeby poszerzyć rynek - zwłaszcza że mówi nie tylko o szczepionce, ale również z wielką swadą opowiada nastolatkom o całej palecie środków antykoncepcyjnych, stwierdzając, że nie ma żadnego problemu, wszystko jest do ich dyspozycji, byleby działali z głową i byli zabezpieczeni. On na swoim spotkaniu z 13-letnimi dziećmi doskonale wiedział, że stoi kamera TVP, że filmowany jest jego wykład, a jednak z wielką swadą opowiadał trzynastolatkom: "róbcie to, jak się zabezpieczycie, nie ma problemu". Tymczasem w Polsce czyny lubieżne u osób poniżej 15. roku są po prostu karalne - zwraca uwagę Maciej Pawlicki.
Wykłady Tulimowskiego odbywają się na zaproszenie dyrektorów placówek oświatowych. - My, jako ministerstwo, regulujemy ramy prawne, które są takie, że treści związane z wychowaniem do życia w rodzinie powinny być organizowane przez szkołę dla chętnych, ale zgodnie z podstawą programową. Na wszelkie inne działania dyrektor powinien mieć zgodę rodziców - powiedział nam Grzegorz Żurawski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Dodał, że za wszystko, co dzieje się w szkole, odpowiada dyrektor, który jednak nie powinien podejmować decyzji dotyczących uczniów bez porozumienia z ich rodzicami.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-06-25
Autor: wa