Przeczytanie dwustu stron książki nie zwala z nóg
Treść
Z dr. hab. Andrzejem Waśką, literaturoznawcą z Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Izabela Borańska Jak Pan ocenia zmiany w kanonie lektur szkolnych? - Myślę, że w propozycjach minister Hall widać przede wszystkim intencję zatarcia śladów, które w spisie lektur pozostawił rząd PiS. Przede wszystkim z tego kanonu zniknęła grupa utworów reprezentujących chrześcijański nurt w kulturze polskiej XX wieku. Zniknęła "Pamięć i tożsamość" Jana Pawła II, książki Zofii Kossak-Szczuckiej, fragmenty "Zapisków więziennych" kardynała Stefana Wyszyńskiego itd. Tym bardziej rzuca się to w oczy, że inne nurty światopoglądowe reprezentowane są tu nader obficie. Wygląda to więc na próbę ideologicznego dostosowania listy lektur do wymogów politycznej poprawności. Drugą cechą, która się rzuca w oczy, jest marginalizowanie polskiej literatury XIX wieku, np. Żeromskiego, Orzeszkowej, której praktycznie nie ma na liście lektur. Pojawiają się za to książki z kręgu literatury rozrywkowej, np. kryminał Agaty Christie czy powieść Sapkowskiego. Rozumiem zasadę tej modyfikacji, ale opiera się ona na złudzeniu, że jeśli na lekcjach polskiego uczniowie będą musieli czytać powieści klasyczne, to lekcje będą nudne, a jak będą mieli za zadanie przeczytać powieść Agaty Christie, to lekcje nagle staną się ciekawe. Tak nie będzie, bo to, czy lekcje będą ciekawe i czy młodzież zainteresuje się literaturą, nie zależy tylko od lektur, ale przede wszystkim od nauczycieli. Nauczyciel, który nie potrafi przeprowadzić ciekawej lekcji z "Nad Niemnem", będzie "nudził" także przy kryminałach i powieściach fantasy. A więc to nie klasyka jest zła, bo przecież ona ma oczywistą wartość, tylko bardzo często winę za to, że język polski jest nudny, ponoszą nauczyciele, którym brakuje zrozumienia klasyki i dobrych pomysłów metodycznych. A pomysł czytania lektur we fragmentach? Pojawiły się argumenty, że to ma być ułatwieniem dla uczniów, bo nie nadążają oni z czytaniem obszernych dzieł literackich... - Po pierwsze, moda czytania lektur we fragmentach przyszła do nas z Zachodu już dawno. Nie od dziś jest to stosowane, ale nie przynosi wielu pozytywnych rezultatów. Po drugie, podnoszony jest argument, że młodzież nie jest w stanie przeczytać dłuższych utworów w całości, bo ma za mało czasu. To jest argument całkowicie nietrafiony i wyrażający wręcz kapitulację pedagogów i szkoły w stosunku do kultury masowej, która wypełnia czas młodego człowieka telewizją, grami komputerowymi itp. Zamiast ograniczyć ten styl życia, szkoła ma się do niego dostosować? W imię czego? Przecież problemem jest to, że Polacy nie czytają książek. Dorośli podobno nie mają na to czasu ze względu na pracę, a młodzież, bo woli siedzieć przy komputerze. Jak zachęcić młodzież do czytania lektur? - Zadaniem szkoły było, jest i powinno pozostać wywieranie pewnej presji wychowawczej na uczniów, aby czytali klasykę, żeby wartości dziedzictwa kulturowego nie zatraciły się w przekazie międzypokoleniowym. A warunkiem tego jest wychowanie czytelników, których perspektywa przeczytania stu czy dwustu stron powieści nie zwala z nóg i nie przeraża. Poza tym kanon literacki jest czymś, co wytwarza się na przestrzeni pokoleń, dekad i stuleci, i żadnym pojedynczym rozporządzeniem nie można tego zmienić. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-04-15
Autor: wa