Przed sąd za paczki dla AK-owców
Treść
Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik
Jutro przed sądem w Grodnie rusza proces 83-letniej kpt. Weroniki Sebastianowicz. Paczki z Polski, z darami dla kombatantów, białoruskie służby celne potraktowały jako przemyt żywności.
Sprawa zaczęła się od rewizji, którą funkcjonariusze białoruskiego KGB przeprowadzili w domu Sebastianowicz w Skidlu.
– Odwiedzili mnie niespodziewanie, zarekwirowali 70 paczek żywnościowych na Wielkanoc dla kombatantów m.in. z Armii Krajowej. Spisali protokół i pojechali – opowiada „Naszemu Dziennikowi” kpt. Weronika Sebastianowicz. Po jakimś czasie kobieta otrzymała zawiadomienie, że Urząd Celny Grodna wytoczył jej w trybie administracyjnym proces za „przemyt przez granicę pomocy żywnościowej”. Rozprawę zaplanowano na jutro. Może na niej zapaść wyrok skazujący na karę wysokiej grzywny.
– Stawię się w sądzie na tę rozprawę. Wiem, że wybiera się na nią również dużo osób ze Związku Polaków na Białorusi – mówi Sebastianowicz.
Paczki dla kombatantów m.in. AK i NSZ trafiły z Polski do jej domu w ramach prowadzonej od 2010 r. przez wrocławskie Stowarzyszenie Odra-Niemen ogólnopolskiej akcji Rodacy – Bohaterom. Zbiórkę produktów spożywczych z długim terminem ważności prowadziły na terenie całej Polski organizacje społeczne, szkoły, parafie i osoby prywatne.
Później w formie świątecznych paczek (na Boże Narodzenie i Wielkanoc) dary, które są symbolem pamięci rodaków, trafiają do kombatantów mieszkających na Litwie, Białorusi i Ukrainie (w sumie ok. 200 żołnierzy podziemia, w tym 80 na Białorusi).
W trakcie pięciu lat prowadzenia akcji nie zdarzyło się, żeby białoruski urząd celny interweniował w sprawie przewozu paczek przez granicę. Po raz pierwszy stało się tak podczas tegorocznej akcji w okresie Wielkanocnym.
– Paczki dla kombatantów dostarczyliśmy do domu pani Weroniki Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej, skąd były one przekazywane dla poszczególnych kombatantów. Zawsze tak robimy, bo Stowarzyszenie Żołnierzy AK na Białorusi nie ma tam własnego lokalu. Z tego powodu, że władze nie chcą go zalegalizować – wyjaśnia Ilona Gosiewska, prezes Stowarzyszenia Odra-Niemen.
Z każdym rokiem białoruskie służby są coraz bardziej wścibskie.
– Za każdym razem, kiedy wyjeżdżamy z Białorusi, wszystkie osoby, jakie tam spotkaliśmy, są wzywane na przesłuchania, przeważnie na milicję. Te działania służb od pewnego czasu się nasiliły – relacjonuje Gosiewska.
– Do tej pory otrzymywaliśmy wizy na wjazd do Białorusi. Nie wiem jednak, czy teraz, po procesie pani kapitan Sebastianowicz, ta sytuacja nie ulegnie zmianie. Być może chodzi również o ukazanie naszej akcji pomocowej jako jakiegoś procederu przestępczego, tak by ją zdyskredytować i ostatecznie uniemożliwić jej kontynuację – dodaje.
Przepisy białoruskiego prawa dotyczące darów m.in. z Polski maksymalnie utrudniają prowadzenie tego rodzaju akcji pomocowych. Wszystkie paczki obłożone są horrendalnie wysokim cłem. Tak wysokim, że inicjatywa, w wymiarze ekonomicznym, traci sens. Prawo nakazuje również wszystkie przewiezione przez granicę dary złożyć w jednym magazynie na terenie Białorusi, skąd obdarowani, po osobistym stawieniu, mogą je odbierać. Co w przypadku ubogich, leciwych i często kruchego zdrowia kombatantów jest barierą nie do pokonania.
Polscy kombatanci na Białorusi żyją w krańcowo trudnych warunkach materialnych. Dostają głodowe emerytury, bo przez całe dekady ZSRS traktowano ich jak „wrogi element”.
Stosunek obecnych władz w Mińsku niewiele się zmienił. Nie dalej jak w ubiegłym roku kpt. Weronika Sebastianowicz stanęła przed sądem w Szczuczynie za postawienie krzyża upamiętniającego dowódcę oddziału połączonych sił AK Lida-Szczuczyn ppor. Anatola Radziwonika ps. „Olech” oraz innych żołnierzy AK, poległych pod wsią Raczkowszczyzna w walkach z NKWD w 1949 roku. Sąd skazał ją wtedy na karę grzywny ok. 800 złotych.
– Często zarówno ja, jak i inni patriotycznie nastawieni Polacy na Białorusi jesteśmy wzywani na przesłuchania, jesteśmy nieraz śledzeni, rzuca się nam kłody pod nogi i bardzo utrudnia życie. Na Białorusi działalność AK dalej uważana jest przez czynniki państwowe za bandycką – przypomina Sebastianowicz.
Weronika Sebastionowicz została zaprzysiężona do AK inspektoratu grodzieńskiego w wieku zaledwie 13 lat. Zaraz po wojnie został aresztowany jej ojciec, a kilka tygodni później matka – również żołnierze podziemia. Po dziewczynę NKWD przyszło 7 kwietnia 1951 r., po uwięzieniu była torturowana. Sowiecki sąd skazał ją 22 sierpnia 1952 r. na 25 lat łagrów na Workucie, pozbawienie praw publicznych na 5 lat i konfiskatę mienia. Po amnestii wróciła w rodzinne strony w roku 1955. Brat Weroniki, Antoni, żołnierz Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, okrążony w obławie, nie chcąc się poddać, odebrał sobie życie.
12 czerwca 2012 r. Weronika Sebastianowicz „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność społeczną i kombatancką” została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Adam Białous
Nasz Dziennik, 9 czerwca 2014
Autor: mj