Przygotować projekty, wyłożyć pieniądze, zamówić doradców
Treść
Z Grażyną Gęsicką (PiS), byłą minister rozwoju regionalnego, rozmawia Artur Kowalski
Prawo i Sprawiedliwość zawarło w swoim programie tezę, że sprawa wykorzystania środków z funduszy unijnych powinna być dla Polski bezwzględnie priorytetowa. Jak od tych słów przejść do czynów?
- Trzeba zabrać się do pracy. Problem w tej chwili jest taki, że kompletnie nic się nie robi. Rząd nie ma pomysłów, a cały czas trzeba pracować nad tym, w jaki sposób to wykorzystanie środków zwiększać. Jeżeli pani minister Bieńkowska przychodzi do ministerstwa i zauważa, że większość dużych projektów na wykorzystanie funduszy jest nieprzygotowanych, to co powinna zrobić? Przygotować je: wyłożyć pieniądze, zamówić doradców. Tymczasem ona siedzi i co jakiś czas wydaje z siebie podobny tekst: "projekty są nieprzygotowane", za chwilę: "nadal są nieprzygotowane" i po roku - "znowu nieprzygotowane". Jeżeli jest się ministrem i się przeanalizuje sytuację i zidentyfikuje, jakie mamy bariery i problemy, to następnym krokiem jest odpowiedzieć sobie "co zrobić": czy może poprawić jakieś procedury, może trzeba zmienić jakieś ustawy. Tego właśnie brakuje.
Sądzi Pani, że rząd tego nie dostrzega?
- Myślę, że rzeczywiście nie widzi. Mamy np. sprawę zaliczek. Nasz rząd wydał w 2007 r. rozporządzenie, że te zaliczki można wydawać, a obecny nie wydał żadnej zaliczki przez cały rok. Dopiero jak się zrobił ten wielki krzyk, że tak słabo wykorzystujemy unijne fundusze, to się pani minister Bieńkowska za te zaliczki zabrała. I się nagle okazało, że można je wydawać, z czym nawet zgodził się minister Rostowski. Uważam, że poszło to w dobrym kierunku, tylko dlaczego rządowi zajęło to aż tyle czasu?
Postulujecie Państwo też derogację niektórych uciążliwych przepisów unijnych.
- Po pierwsze, chcemy rewizji polityki klimatycznej. Jest ona w tej chwili tylko odłożona, a stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla naszej gospodarki. Chcemy rewizji programu Natura 2000, gdyż praktycznie ten uniemożliwia nowym krajom Unii Europejskiej zrobienie wielkiej infrastruktury. Ale przede wszystkim w sytuacji kryzysu finansowego postulujemy rewizję pomocy publicznej przedsiębiorcom. Ostatnio mieliśmy przykład bardzo rygorystycznego zastosowania tych przepisów w odniesieniu do Stoczni Gdańskiej. A przewiduję, że jak na dobre kryzys u nas się rozszaleje, możemy mieć sytuację, że naszym przedsiębiorstwom naprawdę trzeba będzie pomóc - np. finansowo, dać jakieś gwarancje, a może je oddłużyć. Obecnie jest to zabronione ze względu na przepisy Unii Europejskiej. Ale w sytuacji, jaką teraz mamy, tak być nie powinno. Na czas kryzysu przepisy powinny zostać zawieszone albo chociaż istotnie złagodzone. A to dlatego, że jeśli zwłaszcza te duże przedsiębiorstwa popadną w tarapaty, to pociągną za sobą kolejne bankructwa małych firm, które z tymi dużymi kooperują.
Czy skala wykorzystania środków unijnych wpłynie w jakiś sposób na to, jak bardzo nasza gospodarka odczuje skutki kryzysu?
- Gdy przygotowywaliśmy Narodowy Plan Rozwoju na lata 2004-2006, zrobiliśmy analizę, która pokazała, że w latach 2006-2007 środki unijne stanowić będą olbrzymią część wszystkich środków inwestycyjnych, którymi dysponuje państwo polskie. Co tu dużo mówić - fundusze unijne niesłychanie zwiększają nam potencjał.
Rząd teraz szuka oszczędności, zapowiada cięcia wydatków. Czy te plany mogą niekorzystnie odbić się na znalezieniu pieniędzy na współfinansowanie projektów z funduszy unijnych?
- Tego nie wiem, bo patrząc na to, jaką rząd stosuje logikę, to nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Wiem natomiast, co powiedziała Komisja Europejska w pakiecie antykryzysowym: przez najbliższe lata w dobie kryzysu państwa mogą finansować inwestycje nawet do 100 procent z unijnych funduszy. W związku z tym rząd, samorządy czy organizacje pozarządowe problemów takich mieć nie powinny. Chociaż różnie to może być z tymi inwestycjami, skoro na kontach w Narodowym Banku Polskim leży około 20 mld zł z unijnych funduszy "nietkniętych ludzką ręką". Problem mogą mieć natomiast przedsiębiorcy, którzy w sytuacji kryzysowej mogą po prostu nie mieć pieniędzy na dofinansowanie inwestycji.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-02
Autor: wa