Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pytajmy o pomoc w NATO

Treść

Z Witoldem Waszczykowskim, wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego,
rozmawia Jacek Dytkowski

Przebieg śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu przybliża nas do prawdy?
- Mam nadzieję, że kiedyś zbliży, bo jak na razie tylko mnożą się pytania. Dostrzegam również jakiś dziwny spokój i powolność w podejmowanych działaniach. Chyba nawet dotarło to kilka dni temu do premiera Donalda Tuska, ponieważ zdecydowano jednak w ostatnią sobotę i niedzielę włączyć się w pewien sposób w to śledztwo. Szef rządu wysłał ministra obrony narodowej Bogdana Klicha do Moskwy oraz sam zabrał głos w sprawie. Spotkał się także z drugim panem Klichem - Edmundem, szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, i obiecał, że w środę przedstawi jakieś wstępne wyniki działań. To potwierdza, że ostatnie dwa tygodnie są niezadowalające i sączenie informacji przez prokuratorów nie jest korzystne, a często wprowadza opinię publiczną w błąd. Są pytania, na które można było natychmiast udzielić odpowiedzi. Wszyscy zwracają uwagę na dokładną porę katastrofy, która nie wiadomo dlaczego dopiero po dwóch tygodniach została ujawniona - i okazało się, że była inna niż podawano pierwotnie. Na sugestię o kilku podejściach do lądowania i na wiele innych wątpliwości można było odpowiedzieć w ciągu kilku godzin i nie stwarzać takiej "pożywki" dla spekulacji.
Edmund Klich zarzuca rządowi brak jakiegokolwiek wsparcia w czasie pobytu w Federacji Rosyjskiej...
- Trudno się do tego odnieść. Nie wiemy, jaka była umowa, do czego zobowiązał się rząd i jakich zadań podjął się przewodniczący komisji. Wydaje się rzeczywiście dziwne, że ten wyjazd nie był zorganizowany i nie zapewniono tam tłumaczy. Okazuje się bowiem, że po kilku dniach pobytu w Rosji ujawniają się nawet tego typu drobiazgi i panowie toczą o nie spór. A przecież tak ważne śledztwo powinno być koordynowane. Moim zdaniem, widać to, co przewidywał śp. prezydent Lech Kaczyński - że oderwanie prokuratury od czynników politycznych jest błędem. Prezydent obawiał się, że może dojść do jakiejś drastycznej, brutalnej zbrodni - oczywiście nikt nie przewidywał tego typu sytuacji - i opinia publiczna będzie wymagała, aby czynniki polityczne sprawowały nadzór nad toczonym śledztwem. Mamy więc sytuację, że pozostawienie sprawy wyłącznie bezdusznej machinie prokuratorskiej powoduje, iż wprawdzie prokuratorzy zagłębiają się spokojnie w swoje paragrafy i prowadzą postępowanie, ale sączą opinii publicznej bardzo umiarkowane informacje, co jest źle odbierane. Wydaje się zatem, że sobotnio-niedzielne posunięcie premiera, aby niejako wejść w śledztwo, potwierdza, iż decyzja o odseparowaniu prokuratury od Ministerstwa Sprawiedliwości nie była chyba trafna.
Dziś "Nasz Dziennik" ustalił, że Amerykanie po katastrofie swojego samolotu pod Dubrownikiem w 1996 r. sami zabezpieczyli miejsce katastrofy...
- Nie trzeba nawet sięgać daleko i do tak wielkiego państwa jak Stany Zjednoczone. Wystarczy się przyjrzeć, jak wyglądał wypadek białoruskiego myśliwca pod Radomiem w ubiegłym roku. Polacy natychmiast zareagowali prawidłowo i dopuścili śledczych białoruskich, a faktycznie oddali im postępowanie. W obecnym natomiast przypadku uważam, że jeśli mamy taką "odwilż" i sytuację z Rosjanami, to należałoby oczekiwać bardziej otwartej postawy. Rosjanie nie powinni zawłaszczać śledztwa, ale natychmiast dopuścić stronę polską, a nawet w pewnym momencie przekazać nam to śledztwo. Mamy do czynienia z wypadkiem samolotu Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, a jego szczątki stanowią tzw. mienie wojskowe. Kurtuazja i dobry ton, które się rodzą w tej chwili w relacjach polsko-rosyjskich, raczej nakazywałyby, aby Rosjanie przekazali to śledztwo stronie polskiej zarówno ze względu na kwestię wojskową, jak i wagę sprawy. Zginął prezydent sąsiedniego kraju i w takim wypadku Polska miałaby absolutne prawo, aby przejąć prowadzone postępowanie. Wymagają tego ranga tej sprawy i status ofiar.
Polska może zwrócić się do NATO o pomoc w śledztwie?
- Naturalnie, że może. Mamy na przykład prawo do limitu liczby godzin używania samolotów transportowych oraz do pewnych konsultacji i współpracy. Polska jako kraj, który poniósł olbrzymią stratę także w wymiarze wojskowym, ma prawo zasięgnąć takiej opinii u natowskich specjalistów. Za pośrednictwem tych państw można na przykład uzyskać monitoring sojuszniczy. Kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego posiadają swoją sieć satelitarną i można się z nimi skonsultować, uzyskać jakieś informacje na temat przebiegu tego lotu.
Nie dziwi Pana, że na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie przybyli dowódcy państw NATO?
- Oczywiście, przede wszystkim dziwi brak samego Andersa Fogha Rasmussena, sekretarza generalnego NATO. Krótko przed tragedią gościliśmy go w naszym kraju. Był witany w Belwederze z honorami przez prezydenta. Jest dla mnie absolutnym zaskoczeniem, że Sojusz nie był w stanie przetransportować swoich urzędników o blisko 1000 km, które mieli do Krakowa. Mam jak najgorsze zdanie o tym, że nawet nie przysłano jednego symbolicznego przedstawiciela.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-04-27

Autor: jc