Raikkonen gwiazdą Lotusa
Treść
Kimi Raikkonen, były mistrz świata Formuły 1, wraca do najsłynniejszej serii wyścigowej. Fin podpisał dwuletni kontrakt z zespołem Lotus-Renault. Team ten nie zamierza też biernie czekać na brak jasnej deklaracji ze strony Roberta Kubicy. Jeśli Polak nie wyrazi woli związania się z nim na dłużej, nie otrzyma bolidu do testów.
Raikkonen był na szczycie w 2007 roku, gdy zdobył mistrzowski tytuł. Dwa lata później, niespodziewanie, rozstał się z Formułą 1 i zajął rajdami samochodowymi. Z takim sobie skutkiem, nie odnosząc żadnych - nawet mniejszych - sukcesów. Nic zatem dziwnego, że od dłuższego czasu spekulowano na temat jego powrotu do F1. Przed rokiem dużo mówiło się o... Renault, ale wówczas obie strony kategorycznie zaprzeczyły, jakoby miały się związać. Miesiące jednak mijały, a team nadal starał się namówić Fina do podpisania kontraktu. Tym bardziej że dramatyczny wypadek wyeliminował z rywalizacji Kubicę, a trzej kierowcy, którzy startowali w 2011 roku, zawodzili. Pierwszy odpadł Niemiec Nick Heidfeld, którego zastąpił Brazylijczyk Bruno Senna. Także bez powodzenia. Jako jedyny pełny sezon przejechał Rosjanin Witalij Pietrow, ale o nim głośniej było nie z powodu wyników, a krytycznych wywiadów na temat funkcjonowania zespołu. Wczoraj wreszcie team ogłosił, że Raikkonen złożył podpis na dwuletniej umowie. - Starty w rajdowych mistrzostwach świata były przydatnym etapem mojego rozwoju jako kierowcy, ale nie ukrywam, że od pewnego czasu zacząłem tęsknić za Formułą 1. Bardzo łatwo było mi podjąć decyzję o powrocie na tor w barwach zespołu Lotus Renault, bo jestem pod wrażeniem jego ambicji. Chciałbym odegrać ważną rolę w awansie teamu do ścisłej czołówki - powiedział Fin. Zadowolenia z takiego scenariusza nie ukrywał Gerard Lopez, właściciel teamu. - Powtarzaliśmy przez cały rok, że nasz zespół jest w przededniu rozpoczęcia nowego rozdziału swojej historii. Bardzo ciężko pracowaliśmy za kulisami, by zbudować trwałe podstawy naszej przyszłości, w której zamierzamy walczyć o najwyższe trofea - obwieścił. Wciąż nie wiadomo, kto będzie w przyszłym sezonie drugim kierowcą ekipy. Sytuacja Pietrowa jest skomplikowana, jeszcze niedawno wydawało się, że pewny kontraktu jest Francuz Roman Grosjean. Teraz wszystko wydaje się możliwe.
A Kubica? Nie jest tajemnicą, że na linii Polak - Eric Boullier, szef zespołu, iskrzy. W Enstone dało się odczuć pomruk niezadowolenia, gdy Robert ogłosił, że nie będzie gotowy do lutowych testów. Teraz irytację i wściekłość włodarzy teamu wywołują pogłoski o rozmowach Kubicy z Ferrari, tym bardziej że Lotus-Renault obiecywał mu daleko idącą pomoc i bolid do testów. Dziś wydaje się to już mało prawdopodobne. - Musimy usiąść z panem Morellim [Danielem, menedżerem Kubicy - przyp. red.] i ustalić kilka spraw, z najważniejszą: datą powrotu Roberta. Chcę też wiedzieć, czy jest przywiązany do naszego zespołu. Na pewno nie damy mu bolidu na "miłe" testy, jeśli się okaże, że ma w zanadrzu inną opcję - ogłosił Boullier, jasno dając do zrozumienia, że oczekuje od Kubicy konkretnej deklaracji. Kontrakt Polaka z zespołem dobiega końca, a ten chce wiedzieć, na czym stoi. Ostatnio dużo mówi się o tym, że Kubica w Maranello może otrzymać do dyspozycji starszy model Ferrari do testów, do tego Włosi dysponują supernowoczesnym symulatorem, bezcennym w obecnym stanie naszego kierowcy. I choć włodarze tej stajni, oficjalnie, wszystkiemu zaprzeczają, Boullier jest coraz bardziej zdenerwowany.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Środa, 30 listopada 2011, Nr 278 (4209)
Autor: au