Rocznica zabójstwa księdza Jerzego
Treść
Mija 22 rocznica śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Kapelana warszawskiej "Solidarności" został zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
IAR
Dluga reka SB
Od 22 lat w dziwnych okolicznosciach gina ludzie, którzy próbuja dociec prawdy o zamordowaniu ksiedza Jerzego Popieluszki. Kto i dlaczego sabotuje sledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"?
"Przestan gadac, albo skonczysz w Wisle jak twój brat" - te slowa wielokrotnie slyszal w sluchawce telefonu Józef Popieluszko - brat ksiedza Jerzego. To wlasnie on swoimi zeznaniami pomagal sledczym IPN-u w wyjasnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarnosci". Szantazysci domagali sie od niego i jego najblizszych, aby nie rozmawiali z prokuratorami, niczego nie pamietali i nie mówili na temat ksiedza. Kilkakrotnie grozili im smiercia.
Józef Popieluszko byl nieustraszony w dazeniu do ustalenia prawdy o smierci brata. Za swoja wytrwalosc zaplacil wielka tragedia. W 1996 r. w bialostockim szpitalu zmarla jego zona - Jadwiga Popieluszko. W akcie zgonu, jako przyczyne smierci wpisano lakoniczna formule: "Zatrucie alkoholem metylowym" . To zdumiewajaca przyczyna, bowiem pani Popieluszko znana byla jako osoba niepijaca. Zadziwia równiez zawartosc alkoholu w jej krwi, przekraczajaca o wiele dawke smiertelna. Mimo prósb rodziny, nie udalo sie wykonac sekcji zwlok, która wskazalaby prawdziwa przyczyne zgonu. Na jej rekach zauwazylem malutkie slady po iglach, w okolicach zyl. Wskazywaly one, ze ktos wstrzyknal tej pani do zyl trucizne w formie stezonego alkoholu - opowiada "Polskiemu Radiu" pragnacy zachowac anonimowosc lekarz z bialostockiego szpitala, który jako jeden z pierwszych ogladal cialo zmarlej. - Potem przelozony naciskal mnie, abym nikomu o tym nie wspominal i jak najszybciej zapomnial o sprawie.
Zastraszanie Józefa Popieluszki i tajemnicza smierc jego malzonki to zaledwie jeden z wielu tragicznych epizodów brutalnej gry sluzb specjalnych PRL-u. Jej celem od poczatku jest zamkniecie ust wszystkim osobom, które moglyby podwazyc oficjalna wersje zbrodni na ksiedzu Jerzym Popieluszce. Gra zaczela sie w kilka dni po meczenskiej smierci „kapelana Solidarnosci” i nieprzerwanie trwa do dzis. "Polskie Radio" odtworzylo kulisy jednej z najwiekszych mistyfikacji ostatnich lat.
Sekrety pletwonurka
Oficjalna wersja sledztwa dotyczaca odnalezienia zmasakrowanych zwlok ksiedza jest klamstwem. To Krzysztof Manko - pletwonurek z Wroclawia - juz 26 pazdziernika 1984 roku, w godzinach popoludniowych, jako pierwszy odnalazl w Wisle i wylowil cialo ksiedza Popieluszki. To, co dzialo sie kilka godzin pózniej, wiadomo dzieki zeznaniom osób obecnych w tym dniu na tamie. Zwloki zostaly ponownie wylowione przez pletwonurków, a nastepnie zaczepione do pontonu i holowane w ten sposób do brzegu. Tam, gdzie znajdowala sie chwilowa baza pletwonurków i ekipy poszukiwawczej, podjechal samochód marki "Nysa" i do niego zostaly zaladowane zwloki - czytamy w protokole przesluchania Andrzeja Czerwinskiego - wloclawskiego pletwonurka. Dzieki m.in. tym zeznaniom, prokuratorzy IPN ustalili, ze czlowiekiem, który pierwszy wydobyl zwloki ksiedza byl Krzysztof Manko.
Krewni pletwonurka, do których dotarlismy, opowiadaja, ze po tym wydarzeniu Manko czegos panicznie sie bal. Nie chcial z nikim rozmawiac, zamknal sie w sobie, a w koncu wyszedl z domu i wiecej nie wrócil. Otrzymal paszport i 1 listopada 1984 roku wyjechal z Polski. Dzis mieszka i pracuje w Grecji. Po 2000 roku udalo mu sie skutecznie uniknac spotkania ze sledczymi Instytutu Pamieci Narodowej. Ten czlowiek posiada wiedze, która moze sie okazac kluczowa do odtworzenia przebiegu zbrodni - mówia prokuratorzy którzy prowadzili sledztwo w sprawie zamordowania kaplana. - Tylko ten pletwonurek móglby pomóc w ustaleniu co dzialo sie z cialem ksiedza przed jego ostatecznym wydobyciem z Wisly w dniu 30 pazdziernika. Sam Manko do dzis milczy i nie chce wracac do Polski.
Dzieki zeznaniom pracowników wloclawskiej tamy, sledczy IPN-u odkryli, ze po 26 pazdziernika przeprowadzona zostala pierwsza sekcja zwlok kaplana. Tymczasem z zeznan wloclawskich prokuratorów, którzy w 1984 r. prowadzili sprawe, wynika, ze sekcje ta wykonal anatomopatolog ze Szpitala Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Zadna przesluchiwana osoba nie byla jednak w stanie przypomniec sobie jego nazwiska. W szpitalnym archiwum nie zachowal sie protokól tej sekcji (choc prawo nakazuje trzymac takie dokumenty przez 20 lat)
Równie tajemnicze sa okolicznosci smierci Tadeusza Kowalskiego*. Kowalski - rybak z wloclawskiej spóldzielni "Certa" - mial zwyczaj wieczorami klusowac po Wisle. Towarzyszyli mu w tym kolega i szwagier. 25 pazdziernika 1984 r., ok. godz. 22.00, Kowalski i jego dwaj towarzysze widzieli jak tajemniczy mezczyzni wrzucaja do zalewu cialo ksiedza Popieluszki. Byli tak blisko, ze zwloki kaplana omal nie wpadly do ich lódki. Trzej mezczyzni obiecali sobie milczenie. Bali sie o swoje zycie. To, co widzieli, powtórzyli dopiero prokuratorom IPN.
Kilka tygodni po zlozeniu zeznan, Reznerowicz trafil do szpitala, gdzie po kilku dniach umarl. W akcie zgonu, jako przyczyne wpisano "zatrucie alkoholem metylowym". To zdumiewajace, bo tak samo okreslono powód smierci Jadwigi Popieluszkowej. Biorac pod uwage date smierci, rodzaj choroby i okres pobytu w szpitalu, nalezaloby przyjac, ze Kowalski zatrul sie alkoholem podczas hospitalizacji. Znajomi pamietaja go jako czlowieka cieszacego sie udanym zyciem rodzinnym, szczesliwego, zdrowego. Czy to mozliwe, aby szczesliwy mezczyzna po 50tce popelnil samobójstwo, upijajac sie zatrutym alkoholem? Wyjasnienie tej sprawy moze byc bardzo trudne, bo sekcji zwlok Kowalskiego nie przeprowadzono, choc jego rodzina starala sie o to.
Cien KGB
Cien szansy na wyjasnienie prawdy o zbrodni mial Andrzej Grabinski - w okresie PRL-u znany obronca opozycjonistów, podczas "procesu torunskiego" oskarzyciel posilkowy reprezentujacy rodzine Popieluszków. Grabinski - swietnie wyksztalcony prawnik - od poczatku dostrzegal razace bledy w postepowaniu sadowym, które nie doprowadzilo do wyjasnienia prawdy. Mecenas - niezadowolony z tego, ze sad nie wykryl prawdziwych inicjatorów zbrodni - zapowiedzial apelacje. Gdyby do tego doszlo, sad wyzszej instancji musialby ponownie przeprowadzic caly proces. To zas moglo zniweczyc caly plan wielkiej mistyfikacji.
Kilka dni przed uplywem terminu zlozenia apelacji, w domu na Saskiej Kepie nalezacym do rodziny Grabinskich wybuchla bomba, w wyniku czego zginela 25-letnia Malgorzata Grabinska. W trakcie sledztwa okazalo sie, ze wlasciciel domu nie byl slynnym mecenasem, a zbieznosc ich nazwisk byla przypadkowa. Do dzis nie ustalono czy byla to próba zastraszenia czy zamordowania adwokata. Szanse na wyjasnienie tej sprawy sa znikome, bo po 1989 r. zaginely materialy z tego sledztwa.
30 listopada 1984 roku w Bialobrzegach - niewielkiej miejscowosci przy trasie Kraków - Warszawa wydarzyl sie tajemniczy wypadek drogowy. Ok. godz. 20. w jadacego od strony Krakowa fiata uderzyl rozpedzony Jelcz. Na miejscu zgineli dwaj pasazerowie fiata i ich kierowca.
Milicjanci ograniczyli sie tylko do tego, by wpisac w protokole, ze podrózujacy fiatem nie mieli zadnych szans, a kierowca ciezarówki uciekl z miejsca wypadku. Nie wszczeto zadnego dochodzenia, by wyjasnic okolicznosci wypadku, nie podjeto równiez jakiejkolwiek próby odnalezienia ciezarówki, ani zidentyfikowania jej kierowcy. Nie przesluchano zadnych swiadków zderzenia, choc tragiczne zderzenie dobrze widzialo kilku okolicznych mieszkanców.
"O tym wypadku dowiedzialem sie dzien wczesniej, wieczorem, jeszcze zanim sie wydarzyl" - opowiada Stefan Bratkowski - pisarz i dawny dzialacz opozycji. "Bylem tylko ciekaw jaka przyczyne wymysla. Kiedy prasa podala, ze byl to wypadek samochodowy, nie mialem zadnych watpliwosci, ze bylo to sfingowane morderstwo". O majacym wydarzyc sie wypadku, Bratkowskiego poinformowal jego przyjaciel - niezyjacy juz warszawski prawnik Bogumil Studzinski. Szef ochrony gen. Jaruzelskiego - plk Artur Gotówko mówil w 1991 r.: "Tam, w Bialobrzegach, ofiarom nie dano zadnych szans. Wiem jak to sie robi." Prokuratorzy IPN, którzy podjeli ten watek, szybko odkryli, ze ciezarówka staranowala fiata dokladnie wedlug metod uczonych na specjalnych kursach NKWD, a potem KGB i GRU.
W wypadku w Bialobrzegach zgineli dwaj oficerowie MSW - plk Stanislaw Trafalski i major Wieslaw Piatek. Wracali z poludnia Polski, gdzie przez kilka poprzednich tygodni badali wczesniejsza dzialalnosc i powiazania Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pekali i Waldemara Chmielewskiego. Ze wszystkich czynnosci sporzadzali szczególowe raporty i notatki, które wiezli w bagazniku fiata. Dokumentacji tej nigdy nie odnaleziono. Nie ma o nich równiez zadnej wzmianki w protokolach powypadkowych. Zachowaly sie natomiast niektóre ich notatki sporzadzane podczas pracy w Krakowie i Tarnowie i pozostawione w tamtejszych aktach operacyjnych. Przez przypadek nie zostaly zniszczone w latach 1989-1990, dzieki czemu potem przejal je IPN. Notatki te dotycza dzialalnosci Grzegorza Piotrowskiego wymierzonej w Kosciól i ksiezy. Pozwalaja poznac istotne szczególy z zycia glównego mordercy kapelana "Solidarnosci".
Wakacje z agentem
Kim naprawde byl Grzegorz Piotrowski? Aby odpowiedziec na to pytanie, trzeba cofnac sie do pamietnego lata 1982 r., kiedy kapitan SB wyjechal na wakacje do Bulgarii. Jak wynika z zachowanych w IPN notatek (sporzadzonych przez Trafalskiego i Piatka na podstawie relacji swiadków i SB-ków znajacych Piotrowskiego), na granicy rumunsko - bulgarskiej spotkal sie na krótko z oficerem KGB, który przedstawil sie pseudonimem Stanislaw i nawiazal z nim wspólprace. W trakcie "procesu torunskiego" opowiadal o tym Adam Pietruszka, lecz sad nie uwierzyl w jego zeznania.
W IPN zachowal sie dokument "Wyjazdy i przyjazdy za lata 1971 - 1989 pracowników IV Departamentu". Wynika z nich, ze urzednicy IV Departamentu MSW regularnie wyjezdzali na spotkania z przedstawicielami V Zarzadu Glównego KGB (zarzad ten odpowiedzialny byl za zwalczanie dywersji i walke ideologiczna). Spotkania te odbywaly sie w Moskwie i Czechoslowacji. Udzial w nich bral m.in. Piotrowski. Potwierdzaja to szczególowe raporty z przebiegu tych spotkan. Co istotne - nie zachowaly sie zadne notatki Piotrowskiego z innych jego spotkan z KGB - nawet z feralnego spotkania w 1982 r. Jesli ustalenia Trafalskiego i Piatka sa prawdziwe - oznacza to, ze Piotrowski kontaktowal sie z KGB bez wiedzy swoich zwierzchników, co z kolei znaczy, ze rosyjskie sluzby specjalne mialy swojego tajnego agenta w najblizszym otoczeniu gen. Kiszczaka. W tej sytuacji Kiszczak, który zdecydowal, ze zabójcy ksiedza trafia na dlugie lata do wiezienia, wyznaczajac do realizacji zbrodni Piotrowskiego, eliminowal w swoim otoczeniu wtyczke obcego wywiadu.
Haki na Kiszczaka
Jak wynika z archiwalnych dokumentów MSW zgromadzonych podczas sledztwa lubelskiego IPN, jeszcze w 1984 r. podjete zostaly 3 operacje "Teresa", "Trawa" i "Robot". Ich celem byla inwigilacja skazanych i ich rodzin oraz uniemozliwienie im ujawnienia nawet rabka prawdy o zbrodni. Osoba nadzorujaca ta zakrojona na szeroka skale inwigilacje byl Stanislaw Ciosek - wówczas minister ds. zwiazków zawodowych, po transformacji ambasador RP w Moskwie, do listopada 2005 r. glówny doradca ds. zagranicznych Aleksandra Kwasniewskiego. W IPN zachowaly sie raporty Cioska dla najwazniejszych przywódców PRL-u, w których minister szczególowo informuje o zachowaniu skazanych w celach.
Z ustalen sledztwa IPN-u wynika, ze Chmielewskiego, Pekale i Piotrowskiego odwiedzal w wiezieniach zastepca Kiszczaka - gen. Zbigniew Pudysz. To wlasnie on na przemian grozil i obiecywal esbekom, ze resort o nich nie zapomni, a za odegranie do konca trudnej roli w zbrodni, kazdy z nich otrzyma nagrode. Tak sie tez stalo. Trzej esbecy zostali objeci wszystkimi amnestiami dla wiezniów politycznych pod koniec lat 80. Dzieki temu kazdy z nich odsiedzial mniej niz jedna trzecia kary (Chmielewski 4 lata z 14, Pekala 4,5 roku z 15 lat). Dodatkowo wszyscy bardzo czesto wychodzili na przepustki. Natomiast okres pobytu w wiezieniu, wszystkim czterem esbekom skazanym w Toruniu zaliczono do stazu pracy, dzieki czemu dzis moga za ten okres pobierac resortowe emerytury. To zdumiewajaca koincydencja, bowiem nigdy wczesniej, ani pózniej nie zdarzylo sie, aby komukolwiek pobyt w wiezieniu zaliczono do stazu pracy. Decyzje o tym aprobowal osobiscie w 1990 r. gen. Czeslaw Kiszczak. Wszystkie te szokujace informacje odkryli prokuratorzy IPN.
Sposród wszystkich skazanych, najwieksza nagroda miala przypasc Grzegorzowi Piotrowskiemu. Zachowanie Piotrowskiego wskazuje, ze poczatkowo takze on wierzyl w resortowe obietnice. Zludzenia stracil dopiero w 1989 r. po kolejnej rozmowie z Pudyszem, kiedy zorientowal sie, ze jego wiedza staje sie niebezpieczna dla niego samego. Podczas kolejnej przepustki napisal gruby na kilkadziesiat stron raport z dzialan SB przeciwko ksiedzu Popieluszce. Za posrednictwem zony - Janiny Pietrzak - kilka kopii tego raportu zdeponowal u najblizszych znajomych. "Najprawdopodobniej wyjasnienie kpt. G. Piotrowskiego zawieralo rzeczywista wersje zdarzen zwiazanych z osoba ksiedza Jerzego" - czytamy w notatce IPN z lutego 2004 r. Jak ustalili sledczy IPN-u, za posrednictwem Pudysza, Piotrowski mial w 1989 r. przekazac Kiszczakowi wiadomosc, ze jesli zginie - raport ujrzy swiatlo dzienne. Jedna z kopii tego raportu dotarla równiez do mieszkania Pietruszków. To zniklo - powiedziala Róza Pietruszka do syna. Dialog ten zarejestrowaly urzadzenia podsluchowe zalozone w ich mieszkaniu w ramach operacji "Teresa". Tasmy z nagraniami przejeli prokuratorzy IPN.
Zadusic sledztwo
W czerwcu 1990 roku sledztwo w sprawie "zbrodni stulecia" podjal lubelski prokurator Andrzej Witkowski - wówczas i dzis jeden z najlepszych w kraju prokuratorów od spraw zabójstw. W rok pózniej, po zmudnym sledztwie, zamierzal postawic zarzuty gen. Czeslawowi Kiszczakowi. Nie zdazyl gdyz sprawe odebral mu minister sprawiedliwosci Wieslaw Chrzanowski. Chrzanowski - w latach 70. tajny wspólpracownik SB o pseudonimie "Zuwak", w roku 1986 przewerbowany przez Departament I MSW (wywiad zagraniczny) - do dzis nie chce sie wypowiadac na temat tej decyzji i osób, które go do niej sklonily. Prokuratorzy IPN ustalili, ze na ministra naciskal w tej sprawie Mieczyslaw Wachowski - sekretarz stanu w kancelarii Lecha Walesy oraz generalowie Kiszczak i Jaruzelski. Próbowalismy porozmawiac o tym z Mieczyslawem Wachowskim, jednak nie wyrazil zgody na spotkanie.
W wyjasnieniu prawdy nie pomogla równiez powolana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczyl Jan Maria Rokita - dzis jeden z liderów Platformy Obywatelskiej. To wlasnie do niego zglosila sie Róza Pietruszka z dokumentami na temat sprawy ksiedza Jerzego. Rokita w sposób wulgarny zbyl zone pulkownika, a dokumentów nie przyjal.
W 2002 r. Andrzej Witkowski ponownie podjal sledztwo juz jako prokurator IPN. Dwa lata pózniej zamierzal oskarzyc gen. Kiszczaka i Waldemara Chrostowskiego. Przeszkodzil mu w tym szef pionu sledczego IPN - prof. Witold Kulesza. W pazdzierniku 2004 r. kilka dni przed 21 rocznica "zbrodni stulecia", Kulesza odsunal od sledztwa Witkowskiego i zabronil mu kontaktów z prasa. Ten stan trwa do dzis. Wydaje sie, ze nawet szefom IPN-u nie zalezy na wyjasnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarnosci" i na pociagnieciu do odpowiedzialnosci jej sprawców. Zamykanie ust wszystkim tym, którzy moga odslonic chocby rabka tajemnicy, trwa nieprzerwanie od 22 lat. Tajemnicze osoby, które zza kulis sabotuja wszelkie próby dotarcia do prawdy, ciagle tryumfuja. Jak dlugo jeszcze?
Leszek Szymowski
"Polskie Radio" 2006.10.19
http://www.polskieradio.pl/media/artykul.aspx?od=1&id=60
Informacja z serwisu www.iap.pl
Autor: wa