Rosja ociepla wizerunek Tuska
Treść
Z prof. dr. hab. Mieczysławem Rybą, kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. KUL, wykładowcą w WSKSiM w Toruniu, rozmawia Izabela Kozłowska
Jak ocenia Pan informację o podjęciu współpracy między Polską a Rosją w sprawie archiwaliów? Obejmować ma ona zwrot polskich dokumentów znajdujących się na terytorium Federacji Rosyjskiej?
- Każde dokumenty, o ile są autentyczne i dotyczą tych ważnych czasów z punktu widzenia Polski, są dla nas bardzo cenne. Pamiętajmy jednak o tym, że historia różnorakich zbrodni w odniesieniu do Polaków była niezwykle szeroka. Natomiast jeśli bierzemy pod uwagę dotychczasową politykę historyczną Rosji, to dobór prezentacji i dokumentów był dość zawężony. Dotychczas pokazywane były dokumenty niższej wagi lub te, które z naszego punktu widzenia informacyjnie nie niosą żadnej istotnej treści. Jeśli nastąpiłaby jakościowa zmiana, to wówczas moglibyśmy powiedzieć, że mamy jednocześnie do czynienia także z jakościową zmianą w relacjach historycznych obu państw. Dotychczasowe doświadczenia nie napawają jednak taką nadzieją.
Dyrektor Federalnej Agencji Archiwalnej Andriej Artizow przekonywał, że Polska otrzyma wszystkie akta rosyjskiego śledztwa w sprawie Katynia z wyjątkiem tych, które zawierają dane "operacyjno-wywiadowcze", mające pozostać tajne.
- Doświadczenia, jeśli idzie o sprawę katyńską – jako symboliczną – pokazują, że Rosjanie absolutnie pełnej wiedzy na ten temat nie chcą nam przekazać. Z jednego fundamentalnego powodu: pamiętajmy o tym, że toczył się proces przed Trybunałem Europejskim w sprawie winy Rosji za zbrodnie, które się dokonały. Rosjanie w pewnym sensie czują się spadkobiercami Związku Sowieckiego, tej imperialnej potęgi. Nie udostępniają i nie ujawniają dokumentów, które obciążyłyby przedstawicieli ich służb, nawet jeśli byliby to zbrodniarze. Taka od dawna była zasada. Nieraz pojawiały się informacje, że pewna dokumentacja w Polsce się pojawi i będziemy mieli do niej pełny dostęp. Jednak później okazywało się, że te nadzieje były iluzoryczne. Można domniemywać, że teraz może być podobnie. Gdyby okazało się, że będzie inaczej, moglibyśmy wówczas stwierdzić, że mamy do czynienia z jakimś przełomem. Dotychczas takich zapowiedzi było dużo, a efekty były znikome.
Dlaczego dopiero teraz zawiązała się taka współpraca?
- Rosjanie prowadzą dwojaką politykę wobec polskiego rządu, który ich bardziej interesuje niż kwestie społeczne. Oni wiedzą, że są w stanie pobudzać lub uspokajać polską opinię publiczną. Jeśli „wypuszczą” jakiś news dotyczący skandalu związanego ze śledztwem smoleńskim, nawet skandalu wprost dotykającego Rosjan, wiedzą o tym, że to bezpośrednio uderzy w nasz rząd, który nie dopilnował tego śledztwa. Jeśli chcą być dla tego rządu „dobrzy”, powiedzą: „dajemy jakieś dokumenty” - zwykle są to dawne, dotyczące II wojny światowej akta - wówczas ociepla się wizerunek Rosji. W ten sposób uwiarygodnia się polityka zagraniczna obecnego polskiego rządu w relacji do Rosji, w związku z czym społeczeństwo lepiej postrzega rząd Donalda Tuska. Rosjanie „testują” tego typu reakcję po to, żeby dać do zrozumienia polskiemu rządowi, że są w stanie wzmocnić go lub osłabić poprzez – i tu jest paradoks całej sytuacji - uwikłanie się szczególnie w sprawę smoleńską. Wszystko, co będzie kompromitowało Rosjan, automatycznie będzie kompromitowało polski rząd, wszystko to, co będzie ocieplało wizerunek Rosji, będzie wpływało na wizerunek rządu Donalda Tuska. Rosjanie pośrednio, poprzez tego typu zachowania, są w stanie wpływać na stan opinii publicznej w Polsce i tym samym uzależniają poziom poparcia społecznego dla polskiego rządu. Co jest rzeczą niekorzystną, gdyż czynnik zewnętrzny ma wpływ na kształt polskiego życia politycznego.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Piątek, 29 czerwca
Autor: au