Rosjanie zabezpieczyli dokumenty... pleśnią
Treść
Instrukcje, dokumentacja techniczna oraz inne papiery, jakie znajdowały się na pokładzie Tu-154 M, a które zostały nam z powrotem przekazane przez Rosję, uległy znacznemu uszkodzeniu. Tamtejsze służby nie zadbały o właściwe ich zabezpieczenie - wilgoć, błoto, paliwo lotnicze, a w efekcie powstała pleśń zrobiły swoje - wynika z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik". Dokumenty znalezione w szczątkach polskiego tupolewa są obecnie w dyspozycji polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy Tu-154M, której szefuje Jerzy Miller. Trafią one do prokuratury wojskowej dopiero po zakończeniu prac komisji i wydaniu przez nią raportu. Prokuratura oficjalnie nie była w stanie powiedzieć, w jakim stanie dokumenty te się znajdują ani czego konkretnie dotyczą. Informacji na ten temat nie udziela też Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, któremu podlega polska komisja - pracuje ona w trybie tajnym. - Nie udzielamy żadnych informacji - zbywa Małgorzata Woźniak, rzecznik resortu. "Nasz Dziennik" ustalił jednak, że materiały przekazane przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy stronie polskiej za pośrednictwem akredytowanego Edmunda Klicha w dziewięciu kartonowych pudłach, głównie dokumentacja techniczna oraz instrukcje, jakie znajdowały się na pokładzie Tu-154M, nie były należycie zabezpieczone i uległy znacznemu zniszczeniu wskutek oddziaływania paliwa lotniczego, wilgoci i pleśni. Mało tego. Dokumenty nie były w ogóle oczyszczone ani osuszone. - Z tego wynika, że materiał ten był źle przechowywany i źle zabezpieczony - ocenia Bogdan Święczkowski, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dokumenty takie jak paszporty techniczne, tzw. zajawki, dokumentacja lotnicza, certyfikaty niektórych urządzeń, karta wyważenia, lista kontrolna załogi oraz instrukcja użytkowania w locie znajdują się w stosunkowo dobrym stanie (prawdopodobnie zostały oczyszczone i osuszone). Jak podkreśla Święczkowski, każdy przedmiot znaleziony na miejscu katastrofy powinien zostać we właściwy sposób zabezpieczony, czyli umieszczony w worku papierowym, foliowym lub szklanym naczyniu.Ignacy Goliński, były członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL), zauważa, że wszystkie dokumenty, jakie znajdowały się na pokładzie samolotu, który uległ katastrofie, powinna zabezpieczyć i zabrać komisja. Materiału nie należy oczyszczać z jakichkolwiek zabrudzeń - powinien on zostać natychmiast skierowany do badań fizykochemicznych w celu odszukania na przykład mikrocząsteczek środków biologicznych, chemicznych lub materiałów wybuchowych. Często bywa tak, że - jak zauważa Święczkowski - w toku tych badań przedmioty te ulegają dodatkowemu uszkodzeniu lub całkowitemu zniszczeniu. Ma to miejsce na przykład podczas badania z zastosowaniem odczynników chemicznych czy biologicznych. Dlatego, dodaje Goliński, zadaniem komisji jest, by wcześniej zrobić kopie badanych dokumentów. Badaniom poddaje się zawsze cały materiał dowodowy. Potem powinien on być przechowywany w warunkach zapobiegających dalszej destrukcji, tak by nie wilgotniał, nie gnił. Jeżeli po zbadaniu materiał dowodowy okaże się istotny dla śledczych, pozostaje on w ich dyspozycji do końca postępowania sądowego. W innym przypadku podlega zwróceniu rodzinie. Jeżeli nie wiadomo, komu go zwrócić, oddaje się go do depozytu sądowego. Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2010-11-18
Autor: jc