Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd gorączkuje się z tłoczeniem

Treść

Mimo braku jednoznacznych danych na temat bezpieczeństwa podziemnego składowania skroplonego dwutlenku węgla, Polska rozpoczęła przygotowania do uruchomienia w 2015 roku pierwszej tego typu instalacji na skalę przemysłową. Do projektu wskazano zlokalizowane w woj. łódzkim miejscowości: Lutomiersk, Tuszyn, Budziszewice, Pabianice, Zgierz, które z geologicznego punktu widzenia mogą nadawać się do składowania CO2. Dodatkowy atut to także bliskość elektrowni Bełchatów, jednego z największych dostawców energii elektrycznej w kraju, bazującym na węglu brunatnym.
Polska chce przecierać w Europie szlaki w podziemnym składowaniu skroplonego dwutlenku węgla. Wprawdzie do projektu zgłosiły się także Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Hiszpania i Włochy, ale poważne przygotowania ruszyły tylko u nas. Taka inwestycja ma do 2015 roku zostać zrealizowana w woj. łódzkim. Problem w tym, że dziś nikt nie ma pewności co do bezpieczeństwa podziemnego składowania CO2. Jakby tego było mało, wraz z rozpoczęciem tłoczenia tego gazu pod ziemię zapalimy czerwone światło dla inwestycji geotermalnych i geotermicznych. Na ich potrzeby już zmieniane jest prawo górnicze i geologiczne, a pod szyldem liberalizacji próbuje się odebrać społeczeństwu i samorządom prawo do decydowania o własnych losach.
W ocenie prof. dr. hab. Ryszarda H. Kozłowskiego z Politechniki Krakowskiej, takich lokalizacji jest więcej, to np. okolice Płocka, Torunia czy Warszawy, a możliwości składowania CO2 określono m.in. w utworach permo-mezozoiku w obrębie Niżu Polskiego czy pokładach węgla kamiennego. Z wyliczeń wynika, że do poziomów wodonośnych w całym Niżu Polskim gdzie jest kilka głównych basenów wód geotermalnych w utworach dolnej kredy, jury, dolnego triasu można wtłoczyć 29 tys. Mt (megaton) skroplonego CO2. Gaz mógłby być składowany też w pustkach po złożach ropy i gazu (570 Mt) oraz w powstałych po wydobyciu węgla kamiennego wyrobiskach (470 Mt).
- To oznacza blokadę rozwoju w Polsce nie tylko geotermii, ale geotermiki. Dla mnie jest to niezrozumiałe, bo w Niemczech już kilka lat temu odpowiednik Polskiej Geotermalnej Asocjacji zgłosił protest do rządu i wystąpił o zakaz składowania CO2 na obszarze Niemiec. Skoro więc w ramach projektów unijnych w Polsce mają powstać takie przedsięwzięcia, to widać, że ktoś przewiduje, iż to nasz kraj stanie się śmietniskiem, gdzie będzie składowało się dwutlenek węgla z całej UE - podkreślił prof. Kozłowski. Warto zwrócić tu uwagę, że tylko w woj. łódzkim działają już dwa zakłady geotermalne: w Uniejowie i Kleszczowie.
Pieniądze na pocieszenie
Mimo braku racjonalnych podstaw, instalacje CCS (Carbon Capture and Storage) mają szanse poparcia przez samorządy. Ich włodarze mogą zostać skuszeni profitami płynącymi z faktu, że inwestycje są realizowane w gminie. Chodzi o dodatkowe 3-6 mln zł rocznie, co w perspektywie 30-letniej - bo tyle ma trwać tłoczenie CO2 - daje ogromne pieniądze m.in. na dodatkowe inwestycje. W Łódzkiem dwutlenek węgla ma być transportowany z Bełchatowa rurociągiem zakopanym pod ziemią. Według przyjętego harmonogramu tłoczenie ma zacząć się z początkiem 2015 roku. Do tego czasu zmienione zostanie prawo górnicze (Sejm już pracuje nad ustawą), jednak zmiany zminimalizują udział lokalnych samorządów w decydowaniu o tego typu inwestycjach. To jednak nie jedyny problem. W ocenie Piotra Cybulskiego, posła PiS pracującego w sejmowej podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia rządowego projektu ustawy Prawo geologiczne i górnicze, projektodawca dąży do obejścia Konstytucji RP i chce kuchennymi drzwiami wejść w zasoby naturalne, które przynależą do całego narodu, i udostępnić je bliżej nieokreślonym podmiotom. Wszystko to odbywa się pod sztandarem liberalizacji prawa. Podkomisja w marcu zakończy prace nad projektem, który trafi do sejmowej Komisji Gospodarki.
Jak zauważył poseł, w kolejnych wprowadzanych regulacjach rola samorządów jest ograniczana, a zmieniane prawo górnicze wpisuje się w ten nurt. W efekcie lokalne władze będą musiały zgadzać się na wszelkiego typu inwestycje. Jak przypomniał, podobny zapis został przyjęty w ustawie o gospodarce nieruchomościami. W przypadku realizowania inwestycji wymagających wysiedleń, starostowie zostali zobligowani do pomocy inwestorowi. Co stanie się, gdy przyjdzie czas sięgnąć po zasoby węgla brunatnego pod Legnicą czy Lubinem? Eksploatacją takich złóż są zainteresowane chociażby państwowe spółki ze Szwecji czy Niemiec. - Przegłosowaliśmy prawo, które mówi (jeżeli chodzi o wywłaszczenie), że obligatoryjnie, z urzędu starosta pomoże inwestorowi i nada sprawie klauzulę natychmiastowej wykonalności. Ktoś czuwa nad tym, żeby samorząd, obywatele nie mieli nic do powiedzenia, by rządził wszechwładny pieniądz bliżej nieokreślonego pochodzenia - dodał poseł. Dodatkowo tego typu regulacje spotykają się z biernością rządu w polityce rozwoju alternatywnych źródeł energii i promowania czystych technologii spalania węgla. Tymczasem w Polsce są poważne opracowania pozwalające na czyste spalanie węgla w złożu czy wykorzystywanie potencjału gorących skał.
Niezbadane i niebezpieczne
- Wtłaczanie CO2 to nie tylko niebezpieczeństwo jego wydostawania się, to także blokada korzystania z geotermii, z energii gorących skał i z naszych zasobów przyrodniczych - podkreślił prof. Kozłowski. Jak zaznaczył, w Uniejowie używa się wody geotermalnej do celów spożywczych, więc wtłaczanie CO2 jest realnym zagrożeniem. - Nie jesteśmy w stanie wprowadzić do ziemi czystego dwutlenku węgla, on będzie zanieczyszczony. W procesie spalania węgla powstają chociażby związki rtęci. Widzę tu duże niebezpieczeństwo zatrucia wód geotermalnych, które mają zastosowanie także w balneologii - dodał. Zagrożeń jest więcej. Nadmierne sprężenie może spowodować eksplozję - takie zjawiska w naturalnych zbiornikach CO2 się już zdarzały. Co więcej, w Stanach Zjednoczonych odnotowano przypadek, że zatłoczony CO2 wydostawał się na powierzchnię, co kończyło się śmiercią ludzi.
- Nawet specjaliści mają obawy. Nie wiemy, gdzie i w jaki sposób składowany pod ziemią dwutlenek węgla będzie się przemieszczał. Jedno jest pewne: nie wiemy, jakie będą konsekwencje tego typu doświadczeń. One mogą być bardzo groźne, dlatego trzeba je najpierw dokładnie zbadać - ocenił o. Tadeusz Rydzyk CSsR, dyrektor Radia Maryja. Przytoczył też przykład Niemiec, gdzie w sztolni składowano odpady radioaktywne, a teraz trzeba je wydobywać, bo dostaje się do nich woda. - Jakie będą konsekwencje w przypadku podziemnego składowania dwutlenku węgla? Nie wiemy. Pytam więc, gdzie są ekolodzy? Byli aktywni np. w sprawie Rospudy, a tu nie ma nawet pytań, nie ma dyskusji, nie ma mediów i na pierwszy rzut znowu idzie Polska. Brakuje merytorycznej dyskusji, odpowiedzi na ważne pytania, jest tylko pośpiech, by w Polsce to zrobić, rzekomo na polecenie UE - dodał o. Rydzyk.
Jak zauważył dr inż. Adam Wójcicki z Zakładu Kartografii Geologicznej Struktur Wgłębnych Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie, składowanie dwutlenku węgla w głębokich strukturach geologicznych nie jest niczym nowym. Stosuje się je od dziesiątków lat do wspomagania wydobycia ropy. Jest jednak różnica między dotychczasowymi praktykami, a pomysłem stosowania geologicznej sekwestracji CO2 na skalę przemysłową. Chodzi o ilość CO2 przewidzianego do zatłaczania. Jak podaje PIG, "elektrownie węglowe o mocy kilkuset MW (megawatów) emitują kilka milionów ton dwutlenku węgla rocznie, co daje sumaryczną emisję w okresie eksploatacji instalacji wynoszącą 100-200 mln ton CO2. Tego rzędu pojemnością (albo nawet większą) powinny charakteryzować się potencjalne składowiska".
Według dr. Wójcickiego, CO2 występuje pod ziemią także w sposób naturalny, a co za tym idzie, mają miejsce też wycieki tego gazu. - Takie wycieki, a mówimy o tysiącach ton rocznie, nie są niczym nadzwyczajnym. Jeśli więc dojdzie do tego, że ułamek procenta CO2 zatłoczonego przez człowieka wydostanie się, to nie będzie to nic innego, jak to, co występuje w przyrodzie - ocenił. Dodał, że z punktu widzenia geologicznego nie ma niebezpieczeństwa - chyba że dojdzie do awarii.
Jak zaznaczył dr Wójcicki, najbezpieczniejsze są złoża węglowodorów, które zostały w znacznym stopniu wyczerpane. - Wówczas zatłaczamy CO2 w pułapkę, która została zastawiona przez naturę i istniała przez miliony lat. Istniała, bo inaczej nie byłoby tam żadnych złóż - dodał. Tu jednak decydują kwestie związane z ingerencją człowieka. Jeśli złoże zostało rozwiercone dużą ilością otworów, to jest niebezpieczeństwo, że CO2 przedostanie się ze złoża do wód podziemnych i na powierzchnię. Decydująca jest więc jakość materiałów zastosowanych do likwidacji takiego odwiertu. Jeśli jednak zatłaczanie CO2 ma odbywać się na skalę przemysłową, to najbezpieczniejsze zbiorniki, z których wydobyto ropę lub gaz, są zbyt małe. Pozostają więc poziomy solankowe. - Kontakt CO2 z solankami powoduje jego rozpuszczenie. W ciągu dziesiątek, setek lat CO2 rozprzestrzenia się na dużym obszarze i jego stężenie spada do poziomu tła - wyjaśnił. Dwutlenek węgla wiąże się też ze skałami i wchodzi w reakcje z minerałami. - Po setkach, może tysiącach lat z tego sztucznego składowiska praktycznie nie pozostaje żaden ślad - dodał.
Wójcicki zapytany o obecność związków rtęci w CO2 wytworzonym podczas konwencjonalnego spalania węgla potwierdził, że jest to problem i istnieje potrzeba określenia, na ile czyste powinno być zatłaczane medium. - W polskim prawie geologicznym jest zapis, że nie ma możliwości zatłaczania substancji, które mogłyby oddziaływać na górotwór, jeśli mają własności żrące czy zawierają trucizny. Ogólnie rzecz ujmując, działając w zgodzie z obowiązującym prawem, nie powinno być zezwolenia, na wtłaczanie medium zawierającego takie domieszki. To wynika z prawa górniczego i geologicznego - dodał.
Na projekt podziemnego składowania CO2 nieprzychylnie patrzą władze samorządowe. - Złożyliśmy negatywną opinię o tego typu zamierzeniach ze względu na nasze plany dotyczące eksploatacji wód geotermalnych. Nie dość, że rurociągi biegłyby przez powiat łódzki wschodni, to jedno ze wskazywanych składowisk jest planowane w bliskiej lokalizacji Lutomiersk - Tuszyn. Wiadomo, że podziemne zbiorniki nie są kwestią jednego miejsca, bo CO2 pod ziemią szeroko się rozlewa - podkreślił Marek Jarzębski, wicestarosta powiatu łódzkiego wschodniego. Jak zauważył, zwolennicy podziemnego składowania CO2 dostrzegają bogactwo złóż geotermalnych, ale widzą w nich potencjał jako zbiornikach na CO2. Tymczasem na terenie powiatu łódzkiego wschodniego w gminie Koluszki znajduje się odwiert, który w przyszłości może być wykorzystany w balneologii. Dla takiej gminy byłby on wielką szansą. - Jeśli tłoczenie CO2 powodowałoby wyłączenie zasobów geotermalnych, to geotermalne plany gminy zostałyby przekreślone - dodał. Jarzębski stwierdził, że dyskusję nad składowaniem CO2 powinno się rozpocząć od nowa, rozstrzygając, czy rzeczywiście ten gaz jest powodem globalnego ocieplenia, bo owa teza w ostatnim czasie została mocno podważona.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-02-17

Autor: jc