Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd niemocą stoi

Treść

Rząd bez charakteru, bez planu spójnego działania, nieprzygotowany do sprawowania władzy i podejmujący chaotyczne decyzje. Pierwsze sto dni rządów Donalda Tuska pokazuje, że jego ekipa nie chce bądź nie jest w stanie podjąć się przeprowadzenia głębszych i niezbędnych reform, koncentrując się w zasadzie na administrowaniu państwem. Utrwalanie swojej popularności rządzący opierają na negowaniu tego, co robili poprzednicy. Czas pokaże, jak długo wyborcy będą takie działania "kupować". Kiedy po ponadtrzygodzinnym exposé premiera Donalda Tuska słuchacze odetchnęli z ulgą, że wreszcie się skończyło, nawet pewnie nie przypuszczali, że nowa ekipa rządząca wcale nie przystąpi z entuzjazmem do realizacji tego, co zapowiedział nowy szef rządu. Pełne szuflady ustaw, które Platforma miała rzekomo w zanadrzu gotowe do wprowadzenia, okazały się nie tyle puste, ile - jak niedawno tłumaczył szef klubu Platformy Obywatelskiej Zbigniew Chlebowski - projekty przystawały do czasu rządów Jarosława Kaczyńskiego, a teraz już są nieaktualne. Kłopoty z przygotowaniem jakiejś aktualnej ustawy mają jednak same resorty. Do tej pory Sejm nowej kadencji zdążył uchwalić jedynie dwadzieścia kilka ustaw. W rezultacie posłowie nie mają za bardzo co robić, kończąc swoje posiedzenia znacznie wcześniej, niż to było w poprzedniej kadencji, a posiedzenia Senatu, jak tego doświadczyliśmy ostatnio, z powodu nikłej aktywności legislacyjnej rządzących zaczynają być wręcz odwoływane. Co jednak takiego stało się np. w dziedzinie ochrony zdrowia, że rzekomo gotowe ustawy z szuflady Ewy Kopacz przestały być niemal z dnia na dzień aktualne - nie wiadomo. Na pewno bardziej medialne jest powiedzenie, że przygotowane projekty - a Platforma stworzyła ich podczas poprzedniej kadencji bodajże ponad 50 - przestały być aktualne niż ogłoszenie, że nie nadają się nawet do tego, by poważną pracą nad nimi mogli zająć się posłowie. Niemoc rządzących sprowokowała reakcję poszczególnych grup zawodowych. Nic bowiem dziwnego, że widząc, iż niewiele się dzieje, po swoje i przecież obiecane - znacznie wyższe - pensje w budżetówce przyszli do premiera lekarze, celnicy czy nauczyciele. Bo choć, jak to zwykle bywa, w wygłaszanych przez premierów exposé mało jest recept wskazujących, w jaki sposób czynione obietnice będą realizowane, to jednak nie można się nie liczyć z niepodjęciem działań na rzecz ich wypełnienia. Zwłaszcza jeżeli padały one aż przez trzy godziny przemówienia szefa rządu i każdy mógł znaleźć skierowaną do siebie obiecankę. Rząd Donalda Tuska pokazał jednak przez te sto dni, iż nie jest w stanie lub po prostu nie chce podejmować odważnych decyzji - chociażby w sprawie przeprowadzenia reformy finansów publicznych. Każda decyzja o jakiejś reformie, potencjalnie budząca kontrowersje, mogłaby odbić się na popularności Donalda Tuska - kandydata na prezydenta. Możemy mieć do czynienia jedynie z próbą przeprowadzenia tylko drobnych reform, jak chociażby likwidacją pakietu nieprzystających do rzeczywistości przepisów, co notabene jest wciąż w fazie jedynie zapowiedzi, czy z odwracaniem niektórych reform podjętych przez poprzedników. Właśnie na negowaniu tego, co robili poprzednicy, zwracając się przy okazji ku temu, co działo się w III RP, rząd postanowił oprzeć swoją kampanię. Realizując tym samym zawołanie przetransferowanego z klubu Prawa i Sprawiedliwości do Platformy Obywatelskiej Radosława Sikorskiego o "dorzynaniu watahy". Twarzą tej kampanii stał się minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, który wbrew swoim zapowiedziom stara się jednak dorównać liczbą konferencji swojemu poprzednikowi w ministerstwie. Zamiast jednak chwalić się sukcesami wymiaru sprawiedliwości i postawieniem zarzutów jakimś groźnym bandytom, przedstawia rzekome haki na poprzednika. Donald Tusk wraz ze swoim rządem utkwił gdzieś we wstępie swojego exposé, kiedy przez pierwsze pół godziny opowiadał o "zaufaniu" i tłumaczył, dlaczego poprzednia ekipa była "be" i dlaczego "Polacy wybrali nowy rząd". Dla oponentów rządzącej ekipy, którzy liczą na powrót do władzy, może to w jakimś sensie dobrze. Szkoda jednak straconego czasu. A nic nie robiąc na rzecz realizacji wyborczych obietnic, można rzeczywiście liczyć jedynie na "cud". Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-02-21

Autor: wa