Rząd obawia się napływu Polaków z Ameryki?
Treść
Jest wstępne stanowisko ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera na temat obywatelskiego projektu ustawy repatriacyjnej. Negatywne. Zaskakujące są argumenty, jakie wysuwają urzędnicy MSWiA. Z dokumentu wynika bowiem, że rząd boi się masowego napływu Polaków do kraju z takich rejonów świata, jak... Kanada, Australia oraz państw Unii Europejskiej.
Trwają prace nad obywatelskim projektem ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Inicjatorem przedsięwzięcia był Maciej Płażyński, szef Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", który zginął w katastrofie smoleńskiej. Okazuje się jednak, że jego dorobek oraz wola ponad 100 tys. Polaków, którzy wsparli podpisami ten projekt, mogą zostać zaprzepaszczone przez obecne władze.
W Biuletynie Informacji Publicznej ukazał się już na ten temat projekt stanowiska Jerzego Millera, szefa resortu spraw wewnętrznych, który nie pozostawia złudzeń co do szans przeprowadzenia repatriacji naszych rodaków zesłanych na Wschód przez komunistyczne władze Kremla. W stanowisku rządowym zarzuca się obywatelskiemu projektowi ustawy m.in. to, że nie określa się w nim liczby osób podlegających repatriacji, co powoduje, że nie wiadomo, jakie może on mieć skutki dla budżetu państwa.
"W związku z brakiem jasnych kryteriów, podmiotami, do których są adresowane przepisy projektowanej ustawy, stają się także osoby nieposiadające obywatelstwa polskiego, które nie zamieszkują obecnie na terytorium byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, a były poddane stalinowskim represjom. Tym samym mogą to być także obywatele państw Unii Europejskiej, Kanady, Argentyny czy Australii" - głosi stanowisko przygotowane przez urzędników MSWiA. Można się zatem zastanawiać, czy przygotowujący ten dokument rząd Donalda Tuska obawia się masowej imigracji Polaków z bogatych państw zachodnioeuropejskich lub północnoamerykańskich.
Przedstawicieli strony społecznej z sejmowej podkomisji, która zajmuje się pracami nad obywatelskim projektem ustawy, nie dziwi takie stanowisko rządu i stosowana w dokumencie retoryka. - To jest rozmywanie sprawy. Mamy tu do czynienia z celowym działaniem MSWiA. Nasza ustawa w istocie zawęża tzw. powinności państwa wobec tych zesłańców, którzy byli deportowani i zesłani przez Związek Sowiecki, mieszkających w obrębie byłych republik ZSRS - informuje Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów Rzeczypospolitej Polskiej.
Również według dr. Roberta Wyszyńskiego ze Związku Repatriantów Rzeczypospolitej Polskiej, nie jest prawdą, że obywatelski projekt nie określa zakresu swojego działania. Przytacza ustawę z 24 stycznia 1991 r. o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego oraz drugą z 31 maja 1996 r. o świadczeniach pieniężnych przysługujących osobom deportowanym do pracy przymusowej oraz osadzonym w obozach pracy przez III Rzeszę i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. - Na podstawie tych dwóch ustaw ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski w ramach repatriacji, otrzymują dodatek kombatancki. Więc obywatelski projekt ustawy jak najbardziej ściśle określa, kim jest deportowany i pracujący w ZSRS. Panowie z MSWiA dobrze o tym wiedzą, ale jak widać, papier wszystko przyjmie - ocenia stanowisko rządu dr Wyszyński.
Franciszek Bogusławski, założyciel i pierwszy prezes Związku Polaków w Kazachstanie, nie jest zaskoczony negatywnym stanowiskiem resortu Millera w odniesieniu do kwestii repatriacji. - Ono nigdy nie było łagodniejsze - zauważa Bogusławski. Zwraca uwagę, że poprzednia rządowa ustawa o repatriacji z 2001 r. nie była w stanie skutecznie doprowadzić do powrotu Polaków do Ojczyzny. W opinii Bugusławskiego, zadecydował o tym brak woli politycznej. - Można było i przy pomocy poprzednich ustaw nie doprowadzić do skandalicznej sytuacji, że w ciągu ponad piętnastu lat udało się sprowadzić z Kazachstanu tylko kilka tysięcy osób. Takie są fakty - konkluduje.
Być może nie uda się już zmienić negatywnego stanowiska rządu do obywatelskiego projektu ustawy przygotowanego przez prezesa Płażyńskiego. Obecnie najwięcej zależy od posłów z sejmowej podkomisji - teoretycznie mogą wznieść się ponad partyjne podziały i doprowadzić do uchwalenia regulacji, na którą czekają nasi skrzywdzeni przez Rosję rodacy.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-01-28
Autor: au