Rząd wpędzi nas w recesję
Treść
Przyjęcie euro jako lekarstwa na kryzys - to oferta ministra finansów Jacka Rostowskiego dla Polaków, którzy od nowego roku masowo tracą pracę. Coraz więcej ekonomistów ostrzega przed złudzeniem, iż udział w ERM2, stabilny kurs walutowy i cięcie wydatków budżetowych to sposób na wyjście z kryzysu. Przeciwnie - twierdzą, że to sztywny kurs do euro pchnął kraje bałtyckie w najgłębszą w ich historii recesję.
Wejście najpierw do ERM2, a potem do strefy euro, związane z silną walutą, jest kluczowym elementem polskiej strategii wyjścia z kryzysu - tak minister finansów Jacek Rostowski przedstawił credo rządu Donalda Tuska we wczorajszym wywiadzie dla springerowskiego "Dziennika". Rostowski podtrzymał ustalenia tzw. mapy drogowej, w myśl których Polska ma znaleźć się w strefie euro od 2012 r., do węża walutowego przystąpić zaś "jak najszybciej", w pierwszej, a najdalej w drugiej połowie tego roku, gdy tylko rynki walutowe staną się "spokojniejsze i głębsze". Minister finansów nie spodziewa się ataku spekulacyjnego na naszą walutę podczas pobytu w ERM2, ponieważ ma nas przed tym zabezpieczyć zdrowa polityka fiskalna i niski deficyt. Gdyby jednak taki atak nastąpił - Rostowski jest przekonany, że NBP poradziłby sobie z jego odparciem za pomocą rezerw walutowych.
Z polityką rządu w kwestii euro nie zgadza się prof. Andrzej Kaźmierczak z SGH, współautor raportu dla prezydenta o skutkach przyjęcia euro przez Polskę. - Wejście do strefy euro w żadnym wypadku nie jest receptą na kryzys. Przeciwnie - wchodząc do strefy euro, wchodzimy w strefę kryzysu. Polska wciąż jeszcze notuje wzrost, choć słabnący, 2,9 proc. PKB w czwartym kwartale 2008 roku. Tymczasem kraje euro jeden po drugim wkraczają w recesję. W Irlandii spadek PKB wynosi minus 10 proc., w Niemczech szacowany jest na minus 5 proc., w Hiszpanii bezrobocie wzrosło już do 14 proc. - wylicza prof. Kaźmierczak. Poważnym błędem rządu byłoby, jego zdaniem, przystąpienie w dobie kryzysu do ERM2.
- ERM2 wymaga sztywnego powiązania złotego z euro, a przecież wiemy, czym się to skończyło dla krajów bałtyckich. Łotwa, Estonia i Litwa usztywniły kursy swoich walut do euro i dlatego dzisiaj ich gospodarki błyskawicznie się kurczą. Łotwa - minus 12 PKB, Estonia - minus 9 PKB, Litwa - minus 4,9 PKB - tłumaczy ekonomista, wskazując, że tak silne uderzenie kryzysu światowego w te kraje spowodowane jest właśnie niedopasowaniem kursu walutowego do ich sytuacji ekonomicznej. - Kurs walutowy pełni rolę izolatora, poduszki powietrznej, która chroni gospodarkę danego kraju od tego, co dzieje się na zewnątrz - tłumaczy Kaźmierczak. - Obecna tendencja do deprecjacji złotego ma tę zaletę, że zwiększa naszą konkurencyjność eksportową i pozwala podtrzymać rozwój. Usztywnienie kursu w ERM2 spowoduje z jednej strony konieczność jego obrony przy użyciu rezerw walutowych, z drugiej zaś wymagać będzie niezwykle restrykcyjnej polityki fiskalnej, gospodarczej i pieniężnej, co wpędzi Polskę w recesję - ostrzega profesor SGH.
Równie krytyczny w odniesieniu do rządowych planów w sprawie euro jest prof. Jerzy Żyżyński z Uniwersytetu Warszawskiego. - Obecny kryzys w Europie polega na tym, że w strefie euro przestał funkcjonować system finansowy, zainfekowany zapaścią na rynku amerykańskim. Stało się to na poziomie instytucji finansowych, więc nasze wejście do eurostrefy nic tu nie zmieni, natomiast nam poważnie zaszkodzi, ponieważ kryteria z Maastricht zwiążą rządowi ręce, utrudniając walkę z kryzysem w gospodarce realnej - twierdzi prof. Żyżyński. Podkreśla, że polskiej gospodarce najbardziej potrzebny jest obecnie dopływ pieniędzy, a nie cięcia wydatków publicznych i restrykcyjny budżet, jak proponuje rząd. - Tym, co nas różni od innych krajów, jest fakt, że inne rządy w nadzwyczajnej sytuacji mogą finansować plany antykryzysowe, sprzedając obligacje bankom centralnym, a my zakaz finansowania deficytu przez NBP wpisaliśmy do Konstytucji. W rezultacie rząd musi finansować deficyt na rynku, sprzedając coraz wyżej oprocentowane obligacje, co grozi zaciśnięciem pętli zadłużenia - tłumaczy Żyżyński. Warto przypomnieć, że wspomniany przez profesora UW zakaz w ustawie zasadniczej był jednym z argumentów przeciwko przyjęciu "konstytucji Kwaśniewskiego" podnoszonych przez środowiska patriotyczne w kampanii referendalnej w 1996 roku.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-03-03
Autor: wa