Rząd znalazł kozła ofiarnego
Treść
Likwidacja 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego to decyzja polityczna, obliczona na efekt wyborczy, a nie wyciągnięcie wniosków poprzez chłodną analizę faktów - uważają posłowie opozycji. Rozformowanie pułku to przede wszystkim wyrzucenie w błoto milionów złotych, które zostały wydane na szkolenie pilotów. Taka decyzja w żaden sposób nie rozwiązuje jednak ani problemu przewozu VIP-ów, ani kwestii odpowiedzialności za katastrofę w Smoleńsku.
36. SPLT kończy swoją działalność. Po analizie wniosków z badania okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M Tomasz Siemoniak, świeżo upieczony szef resortu obrony, zdecydował, że pułk będzie zlikwidowany. W jego miejsce nie pojawi się nowa jednostka obsługująca samoloty dla VIP-ów i nie będzie zakupów nowych maszyn. Będące w wyposażeniu samoloty Jak-40 i Tu-154M prawdopodobnie zostaną sprzedane, a piloci i obsługa techniczna przydzieleni do innych jednostek wojskowych. - Dla dobrych pilotów i personelu rozformowanego 36. SPLT będzie miejsce w Siłach Powietrznych - zapewnił Siemoniak. Z VIP-ami latać będą jedynie piloci śmigłowców, którzy zostaną włączeni - najprawdopodobniej - do nowo uformowanej eskadry. Niewykluczone, że trafią do niej także nowe śmigłowce. W ten sposób Polska stanie się jedynym krajem, którego transport samolotowy najważniejszych osób w państwie realizować będą cywile. Wszystko wskazuje bowiem na to, że kontynuowana będzie współpraca z LOT.
Po analizie raportu Millera szef MON postanowił też zdymisjonować 13 oficerów, w tym trzech generałów. Dymisje dotyczą generałów i oficerów "z pionu odpowiedzialnego za szkolenia i przestrzeganie procedur bezpieczeństwa lotów". Chodzi o gen. Anatola Czabana, byłego szefa szkolenia Sił Powietrznych, asystenta szefa Sztabu Generalnego WP ds. Sił Powietrznych, gen. Leszka Cwojdzińskiego, szefa Szkolenia Sił Powietrznych, i gen. Zbigniewa Galca, zastępcę dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych. Wśród zdymisjonowanych znalazł się również gen. Czesław Piątas, wiceminister MON ds. społecznych i profesjonalizacji MON. Z resortu odejdą też dyrektor generalny oraz dyrektor departamentu kontroli. Piątasa zastąpi poseł Czesław Mroczek, członek sejmowej Komisji Obrony Narodowej, który równocześnie będzie pełnomocnikiem ds. wdrożenia wniosków z raportu Millera.
Z kolei szef Sztabu Generalnego ma przygotować informację dotyczącą zmian przeprowadzanych w wojsku w związku z pracami komisji Millera. Analizowane będą zmiany wprowadzone od kwietnia 2010 roku. Po zakończeniu tego postępowania minister Siemoniak chce podjąć kolejne decyzje dotyczące wojska.
Tylko pułk winny
Jak uzasadniał premier Tusk, decyzja o likwidacji specpułku miała swoje uzasadnienie, a ponadto pułk przestałby niebawem funkcjonować w sposób naturalny - samoloty Jak-40 kończą swój żywot techniczny w 2012 roku, a jeden Tu-154M nie zapewnia pokrycia potrzeb. Rząd nie zwrócił jednak uwagi, że Siły Powietrzne zakontraktowały w Moskwie szkolenia symulatorowe dla pilotów tych maszyn. Najwyraźniej będą to wyrzucone pieniądze, a lotnicy będą musieli przeszkolić się do obsługi innych statków powietrznych.
W ocenie Antoniego Macierewicza, posła PiS, członka sejmowej Komisji Obrony Narodowej, z pewnością dymisja gen. Piątasa była uzasadniona. - Na pewno też rozformowanie 36. SPLT nie ma usprawiedliwienia w przebiegu wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku - zaznaczył poseł. Jak ocenił, należałoby raczej oczekiwać wyciągnięcia konsekwencji wobec BOR i nadzorującego tę służbę ministra Jerzego Millera. - Gdyby realnie pokazano stopień odpowiedzialności ministra Millera i BOR oraz kancelarii premiera i ministra Tomasza Arabskiego, jak i samego premiera Tuska, to dopiero wówczas moglibyśmy ocenić rzeczywistą wagę odpowiedzialności. W obecnej sytuacji widać wyraźnie, że winny ma być jedynie specpułk - dodał Macierewicz.
Podobnie decyzję rządu ocenia Dariusz Seliga, poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Według niego, decyzje szefa MON to zabieg czysto polityczny, związany ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. - Nie wierzę, że jeden dzień wystarczył ministrowi Siemoniakowi na rozeznanie się w sytuacji w wojsku. Tymczasem minister "dostał karabin i od razu zaczął strzelać". Sądzę więc, że ktoś podpowiedział mu taką diagnozę i myślę tu o premierze Tusku. Rozumiem więc, że premier znał ową diagnozę od dłuższego czasu - zauważył. Seliga przyznał, że w ramach podkomisji posłowie byli na spotkaniach w specpułku i rozmawiali na temat jego stanu i problemów. - Uczestniczył w nich dyrektor gabinetu ministra Klicha. Zatem to, co trzeba było zrobić, by uzdrowić specpułk, było wiadomo nie od wczoraj. Przede wszystkim byłaby to kontynuacja rozpisanego przez śp. ministra Aleksandra Szczygłę przetargu na zakup nowych samolotów - dodał poseł.
Jak ocenił, piloci chcieli latać na nowym sprzęcie i szkolić się, a obecnie zostali postawieni w roli kozłów ofiarnych. - Rozwiązanie specpułku to błąd. Tam służyli specjaliści, o czym miałem okazję przekonać się podczas lotów w miejsca konfliktów zbrojnych na świecie. Piloci z rynku cywilnego nie wykonają takich zadań. Ci piloci zostali poświęceni, ale te decyzje nie załatwiają ani kwestii odpowiedzialności, ani też przewozu VIP-ów - zauważył Seliga. Jak zaznaczył, z pewnością decyzję o zlikwidowaniu 36. SPLT będzie analizować sejmowa komisja obrony, także pod kątem zgodności z prawem takiej decyzji. Także szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej Stanisław Wziątek (SLD) negatywnie ocenił decyzję dotyczącą likwidacji 36. SPLT. - Mogę to zrozumieć jako wymiar symboliczny, ale negatywnie oceniam efekt i decyzję merytoryczną. To jest strata dorobku tego pułku - powiedział Wziątek. Jego zdaniem, jeśli w pułku pojawiały się błędy, to nie można za nie winić pilotów, bo jest to wina złego przygotowania, braku narzędzi do realizacji zadań, braku dobrych samolotów, symulatorów lotów czy wsparcia organizacyjnego dla szkolenia. - Wolałbym, żeby wprowadzono mechanizm poprawy sytuacji, żeby podjęto decyzje o zakupie nowego sprzętu, o nowym systemie szkolenia i pomocy pilotom, a nie rozwiązywano ich jednostkę - dodał Wziątek.
Również Jarosław Kaczyński, prezes PiS, uznał, że premier Donald Tusk "poprzez różnego rodzaju gesty, dymisje, rozwiązania, próbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność" za katastrofę smoleńską. Kaczyński powtórzył też, że to premier Tusk wywołał wojnę z prezydentem Lechem Kaczyńskim i ta zakończyła się tragedią. Prezes PiS wyraził pogląd, iż specpułk powinien zostać naprawiony, a nie rozformowany.
Co powstanie w miejsce 36. SPLT? Tego Siemoniak ani Tusk nie powiedzieli. - Ten pułk był odpowiedzialny za loty w miejsce zagrożenia, kto teraz przejmie tę rolę? Załogi LOT mają określoną liczbę godzin pracy. Absolutnie nie będzie im wolno latać w strefę zagrożenia i kryzysu. Piloci LOT nawet nie zostali i nie mogą zostać w tym kierunku przeszkoleni. Pytanie, co dalej? Co z Tu-154, za którego remont my wszyscy zapłaciliśmy? - pyta Marek Opioła (PiS) z sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Dymisja z telewizora
Generał Anatol Czaban o dymisji dowiedział się od dziennikarzy, którzy zadzwonili do niego po konferencji premiera Tuska i ministra Siemoniaka. Czaban zasugerował wczoraj, że należałoby zapytać o odpowiedzialność za stan 36. SPLT osoby z Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, jednocześnie zasiadające w komisji Jerzego Millera. To kamyczek do ogródka płk. Mirosława Grochowskiego, szefa Inspektoratu. - Ja? Nie słyszałem tej wypowiedzi. Nie będę się wypowiadał. Nie komentuję. Jestem na urlopie. Już wyjechałem i nie mam dostępu do telewizji - powiedział wczoraj "Naszemu Dziennikowi" płk Grochowski.
Na decyzji premiera i ministra obrony nie zostawiają suchej nitki eksperci. - Zreformujmy też Marynarkę Wojenną, bo nie ma na czym pływać. Może jeszcze Wojska Lądowe? To, co zrobiono, to degradacja polskich Sił Zbrojnych - komentuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" gen. Roman Polko, były dowódca Jednostki Specjalnej GROM i wiceszef BBN. - Z pewnością w 36. SPLT byłoby co naprawiać. Ale naprawiać, a nie likwidować. Ten rząd wszystko likwiduje, zamiast zwiększać środki na paliwo czy zakup symulatorów na szkolenia - dodaje.
Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej, decyzję o rozformowaniu 36. SPLT określa mianem "czystego wariactwa". - Rozwiązanie tego typu jednostki wojskowej, która wozi ważne osoby w państwie, to nie likwidacja jakichś linii lotniczych. Samolot, którym podróżuje premier czy prezydent, musi być zaopatrzony w specjalne środki łączności. Dlaczego do dziś nie wiemy, co się stało z telefonem satelitarnym z Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem? Czy dostał się w niepowołane ręce? 36. SPLT i środki, jakim dysponuje, to narzędzie, za pomocą którego najważniejsze osoby państwa zachowują zdolność komunikowania się w sytuacjach krytycznych dla państwa. Kto podjął taką głupią decyzję? Na miejsce ministra Klicha wszedł ktoś, kto nawet nie otarł się o wojsko, i pierwszą decyzją, którą podejmuje, jest rozwiązanie 36. SPLT. To dalszy ciąg obciążania pilotów za katastrofę w Smoleńsku. Wszystko to wpisuje się w likwidację polskich Sił Zbrojnych, które zaczęło się od zniesienia wojska poborowego. Jeszcze zostało lotnictwo, więc trzeba teraz je wykończyć - komentuje Szeremietiew.
Anna Ambroziak
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-08-05
Autor: jc