Sądowe "ale"
Treść
Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik
Prokuratura musi wznowić śledztwo w sprawie organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska w 2010 r. – zdecydował sąd.
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uchylił wczoraj decyzję Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która umorzyła tzw. cywilny wątek śledztwa smoleńskiego.
– Trzeba się zastanowić, czy organizujący te wizyty funkcjonariusze publiczni niebędący żołnierzami dopuścili się nieprawidłowości, które naruszały interes publiczny lub prywatny – mówił w uzasadnieniu decyzji sędzia Wojciech Łączewski. Sąd trzykrotnie analizował uzasadnienie decyzji prokuratury o umorzeniu śledztwa, ale nie dopatrzył się w niej oceny dowodów. – Z tej przyczyny nie mają racji zarzucający prokuraturze błędną ocenę dowodów, bo tej oceny w ogóle nie ma. Wiadomo, że prokurator umorzył postępowanie, ale nie wiadomo, dlaczego tak zrobił, więc nie sposób ocenić prawidłowości tej decyzji – dodał sędzia.
– Osoby, które teoretycznie mogły mieć postawione zarzuty, zostały przesłuchane w charakterze świadków. Tymczasem już na podstawie zgromadzonych dokumentów można było wysnuwać takie ewentualne wnioski – powiedział sędzia Łączewski.
Dodał, że prokuratura powinna postępować w śledztwie według określonej chronologii, a nie „po prostu przesłuchiwać świadków po kolei”. Sąd wskazał też, że prokuratura nie oceniła faktu obecności na pokładzie Tu-154M wszystkich dowódców rodzajów Sił Zbrojnych.
– Może są też inne przepisy w tej sprawie, które powinny być znane? Na przykład wynikające z członkostwa Polski w jakimś sojuszu? Może, skoro z wizytą wybierało się praktycznie całe dowództwo wojska, to oni powinni wiedzieć, że nie powinno się wsiadać do jednego samolotu? – mówił sędzia w uzasadnieniu decyzji. – Sąd nie jest władny nakazać prokuraturze, aby stawiała zarzuty i wnosiła akt oskarżenia. Ale sąd jest władny nakazać ponowną ocenę dowodów przez pryzmat kodeksu karnego – stwierdził sędzia. Sąd poddał analizie polskie przepisy prawa lotniczego. – I doszedł do wniosku, że w świetle prawa polskiego lotniska w Smoleńsku nie było – wskazał sędzia.
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście już po raz drugi orzekał w sprawie tzw. wątku organizacyjnego śledztwa smoleńskiego. Prapoczątkiem całej sprawy było umorzenie go przez prokuraturę praską przed dwoma laty, 30 czerwca 2012 roku.
Śledczy badali sprawę niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy Kancelarii Prezydenta, Prezesa Rady Ministrów, MSZ, MON i polskiej ambasady w Moskwie w związku z przygotowaniami w 2010 r. lotów do Smoleńska. Prokuratura uznała wtedy, że doszło wprawdzie do szeregu nieprawidłowości i zaniedbań ze strony instytucji państwowych, ale nie dopatrzono się w tym znamion przestępstwa.
– Stwierdzone przez prokuratorów nieprawidłowości w działaniu urzędników co do lotów VIP-ów do Smoleńska nie wywołały negatywnych skutków dla organów państwa – informowała prokurator Renata Mazur, rzecznik praskiej prokuratury okręgowej. Śledczy stwierdzili wtedy liczne nieprawidłowości po stronie KPRM, MON czy MSZ, ale ich zdaniem „zabrakło wszystkich elementów, które muszą być”, aby stwierdzono popełnienie przestępstwa niedopełnienia obowiązków.
Zażalenie na tę decyzję złożyli Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska. Oboje podważali tezę śledczych, że badany wątek sprawy dotyczył wyłącznie działania na szkodę interesu publicznego oraz że nie ma w tej sytuacji żadnych osób pokrzywdzonych. W listopadzie 2012 r. zażalenie to uwzględnił Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, nakazując zbadać naruszenie interesu prywatnego przez funkcjonariuszy państwowych. Prokuratura wykonała to polecenie – ustalono listę wszystkich pasażerów lotów do Smoleńska, nie tylko Tu-154M, ale także towarzyszących im samolotów z dziennikarzami; również bliskich ofiar katastrofy. Śledztwo wznowiono, po to by we wrześniu 2013 r. ponownie je umorzyć.
Na tę decyzję śledczych pełnomocnicy rodzin ofiar złożyli kolejne zażalenia, które wczoraj rozpatrzył warszawski sąd.
– Nakazanie wznowienia śledztwa to jedyny słuszny kierunek. Prokuratura dokona teraz ponownej oceny dowodów. Gdyby doszło do kolejnego umorzenia śledztwa w tym zakresie, będziemy rozważać złożenie subsydiarnego aktu oskarżenia – komentuje mec. Piotr Pszczółkowski, autor zażalenia.
– Sąd wnikliwie zapoznał się ze sprawą. Podzielił nasz zarzut, że prokuratura bardzo szczątkowo zapoznała się z materiałem dowodowym. Sąd rozpatrzy teraz, czy doszło do naruszenia art. 231 kk, czy działania urzędników państwowych nie doprowadziły do narażenia powagi państwa, naruszenia interesu publicznego i prywatnego – dodaje mec. Bartosz Kownacki, autor kolejnego zażalenia na decyzję praskiej prokuratury.
Prokuratura idzie w zaparte
To ważne, bo umarzając śledztwo we wrześniu ubiegłego roku, prokuratura podkreślała, że nie ma związku przyczynowo-skutkowego między zaniedbaniami urzędników państwowych odpowiedzialnych za organizację wizyt 7 i 10 kwietnia 2010 r. a naruszeniem interesu publicznego czy prywatnego. Tego samego argumentu użyła obecna na wczorajszym posiedzeniu prok. Krystyna Witkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
– Działalność urzędników miała na celu zorganizowanie uroczystości w Katyniu i Smoleńsku, a nie zapewnienie bezpieczeństwa lotu do Smoleńska – podnosiła prok. Witkowska.
Są podstawy do zarzutów
Wystąpienie prok. Witkowskiej kończyło ponaddwugodzinne posiedzenie sądu, który rozpoznał zażalenia mecenasów Pszczółkowskiego i Kownackiego. Prawnicy wskazywali na liczne zaniechania ze strony urzędników organów państwa: KPRM, MSZ czy MON, podczas organizacji wizyty premiera i prezydenta w Smoleńsku. Ich zdaniem, przyczyniło się to do katastrofy.
Zawiadomienie o tym, że lot 10 kwietnia miał się odbyć, zniknęło w biurkach urzędników KPRM. Wbrew obowiązkowi, który na nich ciążył, urzędnicy nie przekazali zawiadomienia do 36. SPLT. A to wskazuje na odpowiedzialność ówczesnego szefa KPRM Tomasza Arabskiego, który odpowiadał za dysponowanie flotą rządowych statków powietrznych i nadzór nad urzędnikami bezpośrednio zajmującymi się organizacją lotów. To był jeden z elementów, które przyczyniły się do katastrofy 10 kwietnia.
Tak samo wygląda problem działania MSZ i Ambasady RP w Moskwie. Obydwie instytucje miały pełną wiedzę o tym, że lotnisko Siewiernyj było nieczynne. Wiedziała o tym też KPRM, ale nie została o tym fakcie poinformowana kancelaria prezydencka. Tak samo było z kartami podejścia – urzędnicy ambasady zobowiązani byli do pozyskania aktualnych kart podejścia i przekazania ich MSZ. Tego nie zrobiono – urzędnik ambasady przekazał nieaktualne karty i z tego tytułu nie poniósł żadnej odpowiedzialności. I wreszcie sprawa dotycząca notyfikacji wizyty prezydenta. Tu sama prokuratura stwierdziła, że doszło do opóźnienia notyfikacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co poza granicami państwa mogło wywołać wrażenie opieszałości polskich służb dyplomatycznych czy też ignorowania przez nie najwyższych władz państwowych.
– To opinia druzgocąca dla MSZ. Moim zdaniem, takie działania resortu kwalifikują się na postawienie aktu oskarżenia – podnosił wczoraj przed sądem mec. Kownacki.
– Organizacja wizyt międzynarodowych jest realizowaniem polityki zagranicznej państwa. Nie było wątpliwości, że rocznice zbrodni katyńskiej w polskiej polityce zagranicznej, zwłaszcza w kierunku wschodnim, mają znaczenie szczególne. Dlatego obowiązkiem MSZ było umożliwienie najważniejszym osobom w państwie takiego zorganizowania wizyty w Katyniu, żeby autorytet państwa polskiego na tym nie ucierpiał. W styczniu 2010 r. pojawia się informacja formalna o zamiarze uczestniczenia prezydenta Kaczyńskiego w obchodach – ta informacja powinna być niezwłocznie notyfikowana stronie rosyjskiej. MSZ tego jednak nie robi, zwleka kilka miesięcy, mimo licznych monitów ze strony Kancelarii Prezydenta. Co odpowiednio wykorzystała strona rosyjska, która jeszcze w lutym 2010 r. mówiła, że o tej wizycie nic nie wie. Miało to na celu ośmieszenie prezydenta Kaczyńskiego, pokazanie, że nie jest on w stanie zorganizować wizyty międzynarodowej – argumentował mec. Kownacki.
W ocenie adwokata, zwlekanie z notyfikacją wizyty 10 kwietnia 2010 r. wypełnia znamiona czynu z art. 129 kk, który penalizuje działania szkodzące prestiżowi państwa.
Ocenie karnej, zdaniem mecenasów, powinno też podlegać działanie MON, któremu podlegał 36. SPLT. – To przecież żołnierz tej formacji anulował zapotrzebowanie na rosyjskiego nawigatora naprowadzania, tzw. lidera. Gdzie jest tu zatem odpowiedzialność ministra obrony narodowej za działania tego żołnierza, który może sobie odwołać lidera dla samolotu, którym leci elita polityczna i generalicja kraju? Na czym miał więc polegać ów nadzór MON nad 36. SPLT? – dopytywał mec. Pszczółkowski. Prokurator Witkowska nie chciała wczoraj komentować orzeczenia sądu.
Anna AmbroziakNasz Dziennik, 6 sierpnia 2014
Autor: mj