Sejm nie chce referendum
Treść
Tysiące pocztówek do prezydenta z apelem o debatę i referendum w sprawie unijnego traktatu reformującego, niezliczone listy z apelami do premiera i posłów - nic nie pomogły. Sejm pozostał głuchy na głos społeczeństwa, które chciałoby w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego wypowiedzieć się w referendum. Posłowie zdecydowali wczoraj o parlamentarnej drodze ratyfikacji. Do tego aktu miałoby dojść na następnym posiedzeniu Sejmu w połowie marca. Jeżeli wynik głosowania w sprawie ratyfikacji przez Polskę traktatu lizbońskiego będzie za dwa tygodnie taki sam, jak wynik wczorajszego głosowania nad uchwałą Sejmu w sprawie wyboru parlamentarnego trybu ratyfikacji traktatu, to Sejm zdecyduje o przyjęciu przez Polskę traktatu lizbońskiego. Do ratyfikacji potrzebne jest 307 głosów posłów. Za uchwałą, której skutkiem jest odrzucenie pomysłu referendum w sprawie ratyfikacji, opowiedziało się 357 posłów - w tym wszyscy głosujący z PO i LiD oraz większość z PiS i PSL, 7 - wstrzymało się od głosu - 2 z PSL i 5 z PiS. Przeciw ratyfikacji traktatu przez parlament zagłosowało tylko 55 posłów Prawa i Sprawiedliwości. Przyjęcie uchwały oznacza, że teraz posłowie będą mogli zająć się rządowym projektem ustawy o ratyfikacji traktatu, który miałby zostać przegłosowany na posiedzeniu Sejmu rozpoczynającym się 12 marca. - Wszystko wskazuje na to, że już na następnym posiedzeniu Sejmu będziemy mogli to przegłosować. Potem Senat, a następnie pan prezydent. Dobrze, gdyby jego decyzja była szybko - powiedział po przegłosowaniu uchwały marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Zadowolony z przebiegu głosowania był premier Donald Tusk. - Uważam, że wszyscy bez wyjątku na tej sali, głosując dzisiaj "za", "przeciw" i wstrzymując się od głosu, wiedzą jedno - że Polacy w przygniatającej większości chcą dalszej integracji Unii Europejskiej i silnej pozycji Polski wewnątrz Unii. A traktat lizboński otwiera takie perspektywy - mówił premier Tusk. "Nie" dla referendum Według szefa rządu, parlamentarna droga ratyfikacji traktatu jest jak najbardziej właściwa. - Nie sądzę, żeby referendum przyniosło niespodziankę poza jedną: brakiem frekwencji 50-procentowej. Nie możemy tego lekceważyć. Nie warto narażać na szwank czegoś, co Polsce służy, dlatego wolałbym, żebyśmy przyjęli to w trybie parlamentarnym - dodał premier. Konstytucja przewiduje, że w tej sytuacji traktat może być "do wyboru" ratyfikowany przez parlament bądź w ogólnonarodowym referendum. Aby referendum było ważne, musiałoby wziąć w nim udział ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania. W oddanie głosu Narodowi w tak ważnej sprawie zaangażowali się m.in. posłowie do Parlamentu Europejskiego - Urszula Krupa i Witold Tomczak, współtworząc komitet referendalny zbierający podpisy za przeprowadzeniem referendum. Aby wniosek w sprawie przeprowadzenia referendum można było skutecznie skierować do Sejmu, musi się pod nim podpisać pół miliona osób. Komitet przeprowadził też akcję z pocztówkami zaadresowanymi do prezydenta RP z apelem o przeprowadzenie referendum, które zainteresowani mogli przesłać głowie państwa. O referendum apelował również rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. Argumentował przy tym, że jest ono wskazane, gdyż traktat "wprowadza szereg zmian o charakterze instytucjonalnym", które mają szczególne znaczenie zarówno dla całej Unii, jak i bezpośrednio dla poszczególnych jej członków. Wcześniej nie przeprowadzono natomiast praktycznie żadnej akcji informującej obywateli, co takiego jest w tym traktacie. Na wszystkie te głosy polskie władze pozostają jednak głuche. PiS bardziej "za", trochę "przeciw" Jedynymi posłami, którzy wczoraj podnieśli rękę przeciw parlamentarnej drodze ratyfikacji traktatu, byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości - w liczbie 55 osób, czyli około jednej trzeciej głosujących. Pozostali w zdecydowanej większości, w tym Jarosław Kaczyński, opowiedzieli się za ratyfikacją traktatu przez parlament. Już w środę prezes PiS zapowiadał, że w klubie najprawdopodobniej nie będzie dyscypliny w głosowaniu nad sejmową uchwałą. Kaczyński przyznał bowiem, że w klubie są zwolennicy przeprowadzenia referendum. Niektórzy posłowie PiS na wszelki wypadek na głosowaniu się jednak nie pojawili. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-02-29
Autor: wa