Skrzypek przecenił Niesiołowskiego
Treść
Platforma Obywatelska jest zbulwersowana pozwem, z jakim Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, wystąpił przeciwko obywatelowi Stefanowi Niesiołowskiemu. Platforma domaga się także "zaprzestania tego rodzaju praktyk, bo to nadużycie i skandal". Rzecznik klubu PO Andrzej Halicki zapowiedział, że Platforma zwróci się o wyjaśnienie tej sprawy do marszałka Sejmu oraz sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski poskarżył się na konferencji prasowej, że jeżeli sąd przyzna rację prezesowi NBP, to być może będzie musiał zastawić dom, gdyż chodzi o niebagatelną kwotę 400 tysięcy złotych. Wyjaśniał, iż został pozwany za nazwanie Skrzypka "funkcjonariuszem PiS-u". Doszło do tego podczas dyskusji, gdy rząd ogłosił, że pokryłby część deficytu budżetowego z zysku NBP, którego Bank Centralny nawet się nie spodziewał osiągnąć. - Za to pan Skrzypek, za pieniądze banku, wystosował pozew o niesłychanych żądaniach. Żądania dotyczą 400 tysięcy złotych. Nie 4 tysięcy, 400 tysięcy! Żądania dotyczą przeproszenia we wszystkich najdroższych telewizjach i gazetach - żalił się Niesiołowski. Jego klubowy kolega Andrzej Halicki precyzował, że sformułowanie brzmi, iż "Sławomir Skrzypek zachowywał się jak funkcjonariusz PiS". - To obraźliwe. Jakby mnie ktoś tak nazwał, też czułbym się obrażony - wtrącił Halicki. Niesiołowski na to, że należałoby jednak ograniczyć te żądania do 40 złotych. Poinformował, iż będzie przed sądem udowadniał, że to, co powiedział o Skrzypku, jest prawdą.
Można zrozumieć prezesa NBP, że jako szef instytucji, która ma konstytucyjnie zagwarantowaną niezależność, stanowczo reaguje, gdy osoba pełniąca bardzo ważną funkcję w państwie zarzuca mu brak tej niezależności.
Z drugiej strony, prezes NBP może nie powinien przejmować się wypowiedziami marszałka Niesiołowskiego, który swoimi niecodziennymi wystąpieniami aż nadto pokazał, że jego słowa nie są warte 400 tysięcy, nie są też warte 40 złotych, jak sam chciałby, ani nawet 40 groszy.
Artur KowalskiWicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski poskarżył się na konferencji prasowej, że jeżeli sąd przyzna rację prezesowi NBP, to być może będzie musiał zastawić dom, gdyż chodzi o niebagatelną kwotę 400 tysięcy złotych. Wyjaśniał, iż został pozwany za nazwanie Skrzypka "funkcjonariuszem PiS-u". Doszło do tego podczas dyskusji, gdy rząd ogłosił, że pokryłby część deficytu budżetowego z zysku NBP, którego Bank Centralny nawet się nie spodziewał osiągnąć. - Za to pan Skrzypek, za pieniądze banku, wystosował pozew o niesłychanych żądaniach. Żądania dotyczą 400 tysięcy złotych. Nie 4 tysięcy, 400 tysięcy! Żądania dotyczą przeproszenia we wszystkich najdroższych telewizjach i gazetach - żalił się Niesiołowski. Jego klubowy kolega Andrzej Halicki precyzował, że sformułowanie brzmi, iż "Sławomir Skrzypek zachowywał się jak funkcjonariusz PiS". - To obraźliwe. Jakby mnie ktoś tak nazwał, też czułbym się obrażony - wtrącił Halicki. Niesiołowski na to, że należałoby jednak ograniczyć te żądania do 40 złotych. Poinformował, iż będzie przed sądem udowadniał, że to, co powiedział o Skrzypku, jest prawdą.
Można zrozumieć prezesa NBP, że jako szef instytucji, która ma konstytucyjnie zagwarantowaną niezależność, stanowczo reaguje, gdy osoba pełniąca bardzo ważną funkcję w państwie zarzuca mu brak tej niezależności.
Z drugiej strony, prezes NBP może nie powinien przejmować się wypowiedziami marszałka Niesiołowskiego, który swoimi niecodziennymi wystąpieniami aż nadto pokazał, że jego słowa nie są warte 400 tysięcy, nie są też warte 40 złotych, jak sam chciałby, ani nawet 40 groszy.
Nasz Dziennik, 2009-11-24
Autor: wa