Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sparaliżował prezydent, poszatkował Trybunał, dobiła Platforma

Treść

Niemal rok po wejściu w życie ustawy o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego, zwanej też ustawą lustracyjną, wszystko jest jasne - pełnej jawności archiwów komunistycznej bezpieki oraz odsunięcia od pełnienia funkcji publicznych konfidentów UB i SB, wysokich rangą funkcjonariuszy PZPR raczej nie będzie. Platforma Obywatelska zapowiedziała, że nie zamierza - wbrew wielokrotnym wcześniejszym deklaracjom - znowelizować sparaliżowanej ubiegłorocznym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ustawy lustracyjnej. A to oznacza ostateczne fiasko nadziei na oczyszczenie życia politycznego. - Decyzja Platformy Obywatelskiej zamyka sprawę. Nawet jeśli PiS odzyska za trzy lata władzę, to nie wiem, czy będzie wola i chęć powrotu do idei lustracji. A przede wszystkim, czy będzie tego oczekiwało społeczeństwo - tak zapowiedzi liderów Platformy Obywatelskiej komentuje poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS), jeden z autorów ustawy o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego. Jak złudne były to nadzieje, okazało się już kilka miesięcy po rozpoczęciu wiosną 2006 r. prac nad ustawą. Jesienią 2006 r. pod wpływem części działaczy "Solidarności" obawiających się otwarcia archiwów SB oraz prywatnych nacisków zaprzyjaźnionych z prezydentem senatorów: Bogdana Borusewicza i Zbigniewa Romaszewskiego, Lech Kaczyński przygotował nowelę do ustawy, która praktycznie lustrację w znacznym stopniu ograniczyła. Swoje trzy grosze wtrącił też Trybunał Konstytucyjny, w składzie którego znaleźli się sędziowie publicznie deklarujący swoją niechęć do lustracji - uchylając 39 spośród 77 ocenianych zapisów nowej ustawy lustracyjnej. 11 maja ubiegłego roku Trybunał zakwestionował m.in. wzór oświadczenia lustracyjnego, lustrację m.in. ogółu dziennikarzy i naukowców oraz publikowanie przez IPN katalogów osób, które tajne służby PRL traktowały jako współpracowników. Wówczas jednak PO i PiS niemal jednogłośnie zapewniały: przygotujemy nową ustawę lustracyjną i zapewnimy społeczeństwu szeroki dostęp do akt IPN. - Tylko pełna jawność i transparentność, całkowite otwarcie akt IPN pozwoli na oczyszczenie życia publicznego - perorowali wówczas posłowie Platformy Obywatelskiej: Jan Maria Rokita, Julia Pitera czy Sebastian Karpiniuk. Wczoraj przewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Zbigniew Chlebowski zapowiedział, że w tej kadencji Sejm nie zajmie się nowym projektem lustracji. Zdaniem parlamentarzysty, Sejm nie ma na to czasu. Deklaracja zaskakująca, biorąc pod uwagę ślimacze tempo prac parlamentu, niezbyt przeładowany porządek obrad i zastój działań sejmowych komisji. - Jestem zaskoczona. Nie mogę się wypowiadać na ten temat, bo nie znam sprawy. O deklaracji przewodniczącego Chlebowskiego dowiedziałam się dopiero od pana. Jest wiele innych ustaw, którymi musimy się zająć - mówi minister Julia Pitera. Wątpliwości nie ma PiS. - Myślę, że Platforma nigdy nie miała woli politycznej, by przeprowadzić lustrację, brała udział w pracach nad ustawą w poprzedniej kadencji pod silną presją opinii publicznej, ale wszyscy pamiętamy zachowanie Donalda Tuska w trakcie "nocnej zmiany", gdy obalano prolustracyjny rząd Jana Olszewskiego - uważa poseł Mularczyk. Opozycyjny poseł jest zdania, że po odejściu Jana Rokity z Platformy szans na pozyskanie poparcia tego ugrupowania dla ustawy lustracyjnej czy dekomunizacyjnej już nie ma. Ale czy w kierownictwie PiS tak naprawdę była wola, by lustrację w sposób rzetelny przeprowadzić? - Są bardzo różne poglądy na temat lustracji. Często zależą one od wieku osób, które zajmują się tą tematyką. Uważam, że ustawa lustracyjna w wersji przyjętej przez Sejm poprzedniej kadencji była dobra, ale rozumiem też przesłanki, które kierowały panem prezydentem - ostrożnie odpowiada Mularczyk. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-05-08

Autor: wa