Stan wojenny w Strasburgu
Treść
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrzy skargę rodziców 19-letniego Piotra Majchrzaka, który zmarł w 1982 r. w centrum Poznania po pobiciu przez ZOMO
Według relacji świadków, 11 maja 1982 r. Piotr Majchrzak spieszył się na tramwaj. Na ulicy został jednak zatrzymany przez czterech zomowców, wylegitymowany, a później pobity ze skutkiem śmiertelnym. Chłopak miał poważne obrażenia głowy, zmarł tydzień później w szpitalu, nie odzyskując przytomności.
Przez ponad 30 lat sądy w Polsce nie znalazły jednak dowodów potwierdzających tę wersję. Sąd Apelacyjny w Poznaniu podtrzymał w 2011 r. w mocy wyrok sądu okręgowego, który nie znalazł bezpośrednich dowodów na śmiertelne pobicie mężczyzny przez ZOMO i oddalił wniosek o zadośćuczynienie za jego śmierć. Od wyroku została złożona kasacja, w 2013 r. została oddalona przez Sąd Najwyższy.
Wtedy rodzice Piotra Majchrzaka złożyli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
– Otrzymaliśmy ze Strasburga numer sprawy z informacją, że została przyjęta i będzie rozpatrzona, mamy tylko czekać na jej termin. Jako rodzice jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, może wreszcie dojdzie do zadośćuczynienia i spełnienia naszych pragnień – relacjonuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Teresa Majchrzak, matka zamordowanego Piotra. – Tak bardzo modliliśmy się i prosiliśmy Boga, żeby ta prawda miała jakiś swój epilog, żebyśmy nie żyli w ciągłej niewiedzy, jak nasze dziecko zginęło. Bo nie tylko my jako rodzice za nim bardzo tęsknimy, ale również jego bracia i cała rodzina – dodaje kobieta.
Jak mówi dr Agnieszka Łuczak, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Poznaniu, pierwszym świadkiem, do którego dotarły dziennikarki radia Merkury w 2001 r., był mieszkaniec kamienicy, naprzeciwko której doszło do pobicia Majchrzaka. Świadek zeznał, że widział, jak milicjanci bili chłopaka. Gdy jednak doszło do rozprawy sądowej, człowiek ten już nie żył i choć dziennikarki przedstawiły w sądzie nagranie, nie uznano go za dowód w sprawie.
Kolejni świadkowie brali udział w wizji lokalnej w czasie stanu wojennego, jednej z tych osób w ogóle nie wezwano w charakterze świadka do sądu. Ci również twierdzili, że za śmierć Majchrzaka odpowiada ZOMO.
– Jeden świadek powiedział, że zostali zastraszeni i zmuszeni do zmienienia zeznań w czasie stanu wojennego. Powstała wtedy wersja z parasolką, że Piotr zginął od uderzenia parasolem przez osoby awanturujące się pod pobliskim lokalem. Została ona później rozbudowana przez prokuratora i nagłośniona w trakcie śledztwa w gazecie przez resortowego dziennikarza – tłumaczy Łuczak.
Śledztwo umorzono, bo prokurator nie stwierdził znamion przestępstwa. To samo działo się z kolejnymi śledztwami, a materiały w sprawie – jak się później okazało – były niszczone.
– W sprawie znane są nazwiska czterech zomowców, z których trzech nadal żyje. Przeszli oni później do policji, jeden z nich był jeszcze dwa lata temu naczelnikiem Komendy Powiatowej w Gostyniu. Ciągle zeznają, że niczego nie widzieli, bo byli zajęci legitymowaniem przechodniów – mówi dr Agnieszka Łuczak.
Wszystkie instancje sądowe w III RP uznały, że są dwie prawdopodobne wersje wydarzeń: albo Majchrzak zginął od uderzenia parasolem, albo od pobicia przez ZOMO. Pierwszy wątek podnosiły wyłącznie osoby związane z organami bezpieczeństwa PRL, czyli funkcjonariusze ZOMO, milicjanci i resortowy dziennikarz. Wersja ta nie znajduje potwierdzenia w dokumentach znajdujących się w archiwach IPN.
– Aby uzyskać zadośćuczynienie lub status ofiary zbrodni komunistycznej, trzeba wykazać związek represji z działalnością polityczną. A zatem trzeba dodatkowo udowodnić, że pobicie Piotra Majchrzaka przez ZOMO miało na przykład związek z wpiętym w ubranie „opornikiem”. Na to zaś nie ma żadnych dowodów. Mimo trzech opinii biegłych lekarzy, czterech śledztw i pięciu rozpraw sądowych od ponad 30 lat nie udało się ukarać ani nawet wskazać sprawców – zaznacza dr Łuczak.
32 lata cierpień
– Nam chodzi głównie o ujawnienie prawdy. My wiemy, że to zrobili zomowcy – mówi z przekonaniem Teresa Majchrzak.
Matka przywołuje bolesne chwile sprzed 32 lat. Gdy syn nie pojawił się w domu, miała przeczucie, że coś złego się stało. Piotr był odważnym młodym człowiekiem, chodził na manifestacje przeciwko władzy, nosił ulotki, miał również wpięty w marynarkę „opornik” – symbol niezgody na stan wojenny. Za swoją antykomunistyczną postawę nieraz dostał milicyjną pałką, raz został zatrzymany na 24 godziny.
– Całą noc z mężem wyczekiwaliśmy na niego. Czułam, że już nie wróci – wspomina Teresa Majchrzak.
Milicjant powiadomił ją po 24 godzinach, że syn leży w szpitalu, choć posterunek znajdował się niedaleko rodzinnego domu chłopaka.
– Przyszedł i oznajmił: „No, leży w szpitalu, bo bił się w lokalu
W-Z z Niemcami”. Oni od początku kłamali, bali się, że będę dociekać prawdy. Próbowano mnie nawet zastraszyć, mówiąc, że jeżeli nie przestanę sama dochodzić prawdy, to zginie mąż i drugi syn – opowiada kobieta.
Od tego czasu chodziło za nią dwóch esbeków. Poznawała ich, bo charakterystycznie się ubierali i zachowywali. Wyrzucali znicze i wiązanki, które kładła w miejscu, gdzie jej syn został śmiertelnie pobity.
– Raz powiedzieli mi, że są świadkowie, którzy wiedzą, jak syn zginął. Kazali mi przyjść do klubu W-Z, mówiąc, że tam wszystko wyjaśnią. Gdy tam przyszłam, zamiast świadków i informacji cynicznie zaczęli mnie prosić do tańca, bo odbywał się wtedy dancing. Tego, co przeżyłam, nie da się opisać – wspomina matka zamordowanego w stanie wojennym nastolatka.
Jest rozgoryczona, ma ogromny żal do polskich sądów.
– Im nie chodzi o to, by wyjawić prawdę, tylko o zajmowane stołki – mówi. Pomocy nie znalazła nawet u ludzi, z którymi była w „Solidarności”.
– Gdy pan Pałubicki był ministrem, zwróciłam się do niego, mówiąc: „Proszę cię – bo wtedy byliśmy wszyscy na »ty« – pomóż mi, żeby tę sprawę Piotra wyjaśnić” – prosiłam. „To jest niemożliwością” – odparł. Zostaliśmy sami jako rodzice, nikt nam nie chciał pomóc. Psychicznie wspomagał nas tylko dominikanin śp. o. Honoriusz Kowalczyk – mówi Majchrzak.
Jak teraz w sprawie pobicia jej syna orzeknie Trybunał w Strasburgu? Szymon Szynkowski, przewodniczący Klubu Radnych PiS w Radzie Miasta Poznania, który od lat zabiega o nadanie imienia Piotra Majchrzaka jednemu z miejskich skwerów, ma o nim nie najlepszą opinię.
– Nie podzielam nadziei tych, którzy twierdzą, że sprawiedliwości można szukać w Strasburgu. Oczywiście będę cieszył się, jeżeli rodzice Piotra ją tam znajdą – przyznaje Szynkowski.
We wrześniu ma zostać sfinalizowana sprawa nadania imienia Majchrzaka skwerowi w okolicy cmentarza Zasłużonych Wielkopolan w Poznaniu. – Cieszę się, że gdzieś w świadomości poznaniaków Piotr Majchrzak funkcjonuje jako poznańska ofiara oporu antykomunistycznego – dodaje radny.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik, 8 sierpnia 2014
Autor: mj