Sumliński był niewygodny dla Komorowskiego
Treść
"Nie znam osobiście Sumlińskiego, jego nazwisko kojarzę wyłącznie z prasy" - zeznawał w lipcu w prokuraturze Bronisław Komorowski. Marszałek Sejmu zataił przed śledczymi, że w styczniu 2007 roku spotkał się z dziennikarzem, który pracował nad sprawą mogącą zagrozić dalszej karierze wpływowego polityka PO. Czy właśnie dlatego dziennikarza wplątano w prowokację służb specjalnych, która zaowocowała jego zatrzymaniem i przejęciem przez specsłużby jego dziennikarskich materiałów? Zdaniem członków sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, nie jest to wykluczone. Z blisko półtoragodzinnym opóźnieniem w stosunku do zaplanowanego terminu odbyło się wczoraj przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych przesłuchanie Wojciecha Sumlińskiego, dziennikarza, który - jak wszystko na to wskazuje - stał się ofiarą prowokacji przygotowanej przez służby specjalne i byłych funkcjonariuszy WSI pod pretekstem śledztwa w sprawie rzekomej korupcji. Niewiele brakowało jednak, by do takiego przesłuchania nie doszło - na polecenie marszałka Komorowskiego próbowano odwołać posiedzenie komisji. Oficjalnie - z powodu wystąpienia premiera Tuska w Sejmie. A Sumliński, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, złożył zeznania, które potwierdzają, że skompromitowanie Komisji Weryfikacyjnej WSI mogło być z korzyścią zarówno dla Leszka Tobiasza, jak i marszałka Komorowskiego. - Wyjaśnienia Wojciecha Sumlińskiego potwierdzają, że mamy do czynienia z bardzo poważną sprawą, której wszystkie aspekty należy wyjaśnić - potwierdza poseł Zbigniew Wassermann (PiS), członek speckomisji i były koordynator służb specjalnych. Dziennikarz nie mógł złożyć wczoraj zeznań, które dotyczyłyby prowadzonego obecnie, a dotykającego go śledztwa. Posłowie mieli bowiem wątpliwości, czy rozmawiając z nimi, choć posiadają gryf dostępu do informacji tajnych, Sumliński nie narazi się na postawienie mu zarzutu ujawnienia tajemnicy śledztwa. Dlatego też zadecydowano o wystąpieniu do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego o zgodę na złożenie zeznań przez dziennikarza na forum speckomisji i udostępnienie jej akt postępowania. Parlamentarzystów interesowała natomiast wiedza o sprawach, które badał Sumliński, a które mogły spowodować, że naraził się specsłużbom bądź właśnie marszałkowi Komorowskiemu. W tym kontekście, jak ustalił "Nasz Dziennik", wypłynęła sprawa Fundacji Pro Civili. Zeznający w lipcu bieżącego roku w prokuraturze marszałek Sejmu Bronisław Komorowski pytany przez prokuratora Andrzeja Michalskiego o jego znajomość lub kontakty z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, rzekomo zamieszanym w aferę korupcyjną w Komisji Weryfikacyjnej WSI, zeznawał: "Nazwisko Wojciecha Sumlińskiego kojarzę jedynie z prasy. Nie znam go osobiście". To - jak się okazuje - kolejna nieprawdziwa informacja, jaką przekazał śledczym wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Według informacji, do których dotarła sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych, przesłuchująca wczoraj Wojciecha Sumlińskiego, Komorowski w styczniu 2007 r. spotkał się z dziennikarzem. Sumliński wypytywał marszałka o jego ewentualne związki z nieprawidłowościami dotyczącymi Fundacji Pro Civili, powiązanej z Wojskową Akademią Techniczną. Przygotowany przez dziennikarza program "30 minut" poświęcony Fundacji Pro Civili, w którym pojawiły się również wypowiedzi Komorowskiego, na przełomie stycznia i lutego 2007 wyemitowała TVP Info. To z kolei pozwala na bezpośrednią weryfikację zeznań Komorowskiego, która w tej sytuacji jest dla niego miażdżąca - marszałek Sejmu również w aspekcie kontaktów z redaktorem Sumlińskim mijał się z prawdą. Fundacja Pro Civili, w sprawie której Sumliński w styczniu 2007 r. spotkał się z Komorowskim, została powołana do życia w 1994 r. i miała zajmować się ochroną pracowników służb specjalnych i ich rodzin, w rzeczywistości zaś zajmowała się szeroko pojętą działalnością biznesową. Jej działalność była zbieżna z działalnością Fundacji Bezpieczna Służba założonej m.in. przez Jeremiasza Barańskiego, w jednej i drugiej znaleźli się ludzie związani z UOP i WSI. Pro Civili, z którą związani byli współpracownicy Komorowskiego, budziła podejrzenia funkcjonariuszy CBŚ, którzy prowadzili postępowanie w sprawie jej przestępczej działalności. Policja w wyniku politycznych nacisków dochodzenia nie ukończyła. Komisja pracowała jak zwykle w trybie tajnym, ale uczestniczący w jej pracach parlamentarzyści nie kryli emocji. - Z tych zeznań wynika, że nie przypadkiem to właśnie Sumlińskiego służby "wmieszały w całą sprawę". Dziennikarz pracował nad sprawą, której ujawnienie było mocno niewygodne dla Komorowskiego - mówi jeden z posłów. Posłów interesowały też ujawnione przez "Nasz Dziennik" informacje dotyczące udziału Leszka Tobiasza w operacji "Anioł" wymierzonej w ks. abp. Juliusza Paetza. To jeden z tematów przestępczej działalności WSI, którą również badał Sumliński, pracując nad książką o działalności zlikwidowanych służb. Jak się dowiedzieliśmy - dziennikarz potwierdził nasze ustalenia. Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych miała pozwolić posłom na zweryfikowanie informacji ujawnionych przez "Nasz Dziennik", wskazujących na liczne rozbieżności w zeznaniach Komorowskiego i Tobiasza. I zbadanie, czy cała sprawa wybuchła po tajnej naradzie negatywnie zweryfikowanego oficera WSI Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia, posła PO, i Krzysztofa Bondaryka, szefa ABW. Wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Paweł Graś po raz kolejny potwierdził, że informacje, jakie przekazywał ppłk Leszek Tobiasz, budziły jego poważne zastrzeżenia. - Podejrzewałem, że to prowokacja, ale wymierzona w Platformę. My zrobimy konferencję, że jest taka sprawa, a tu się okaże, iż staliśmy się ofiarami manipulacji. Nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego z Lichockim i Tobiaszem - powiedział nam poseł Paweł Graś. Niewiele jednak brakowało, by do posiedzenia speckomisji nie doszło. Niespodziewanie okazało się wczoraj, że zaplanowane na godzinę 12.00 rozpoczęcie prac komisji zostało odwołane na polecenie marszałka Bronisława Komorowskiego. Oficjalnie - ponieważ o tej godzinie miał przemawiać w parlamencie premier Donald Tusk, a po jego wystąpieniu zaplanowano debatę. To pierwszy przypadek w tej kadencji Sejmu, by prace sejmowych komisji odwoływać z powodu debaty, więc nic dziwnego, iż sprawa zbulwersowała posłów. - Otrzymałem taką informację od personelu pomocniczego Sejmu. Może taką decyzję podjął przewodniczący komisji? - zastanawiał się poseł Konstanty Miodowicz (PO). - To nie moja decyzja. Takie zalecenie wydał marszałek Komorowski. Postaram się, by posiedzenie komisji dziś się odbyło - deklarował Jarosław Zieliński (PiS), przewodniczący komisji. Ostatecznie komisja postanowiła jeszcze raz - po uzyskaniu zgody ministra sprawiedliwości na wgląd w akta sprawy - wezwać Sumlińskiego. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-11-21
Autor: wa