To BYŁ zamach, czyli kokpit, ciśnienie, wieża i Uchod
Treść
Natłok informacji zalewa nas ostatnio, a w takim natłoku szczegóły łatwo uciekają. A przecież diabeł tkwi w szczegółach.... Więc warto je wyłuskać i uwypuklić.
Po pierwsze, ze stenogramów rozmów na "wieży" (które cudów nie ujawniają, bo proszę pamiętać o zeznaniach świadków, którzy mówili, że kontroler kilkukrotnie wychodził z wieży, żeby zadzwonić przez telefon komórkowy - ewidentnie by to co nie trzeba się nie nagrało) wynika jedna konkretna rzecz:
ludzie na "wieży" wiedzieli już o godz. 10:42 że samolot się rozbił i znali dokładną lokalizację wraku. O ile najpierw przez kilkadziesiąt sekund panuje konsternacja i niepewność, już o 10:42:49 pada konkretna informacja wypowiedziana przez osobę o nazwisku Judin: "Posle bliżnego upał, lewieje dorogi" (Spadł za bliższą, na lewo od drogi). Proszę zauważyć: Judin stwierdza nie tylko fakt katastrofy, ale i jej DOKŁADNE MIEJSCE. EWIDENTNIE więc otrzymał w tej sprawie od kogoś telefon lub informację przez radio. Przecież tak dokładnej lokalizacji będąc na "wieży" lub w jej pobliżu NIE MÓGŁ MIEĆ w tej mgle w żaden inny sposób niż otrzymując wiadomość od kogoś z miejsca katastrofy. A więc nie tylko "wieża" wiedziała o katastrofie już o 10:42:49, ale też w pobliżu miejsca katastrofy musiał być ktoś, kto miał z owym Judinem kontakt telefoniczny lub radiowy (a więc nie przypadkowy przechodzień lub okoliczny działkowiec).
Dlaczego ta informacja jest ważna? Bo po raz kolejny udowadnia, że włączenie syren alarmowych i rozpoczęcie akcji ratunkowej dopiero o godz. 10:56(tj. 14 minutpóźniej) musiało BYĆ CELOWE i mieć istotny powód. I ten powód w sposób jeszcze bardziej dobitny uprawdopodobniany jest przez to, że w ciągu pierwszych tygodni OFICJALNIE wmawiano godzinę 10:56 jako czas katastrofy, choć już PÓŁTOREJ MINUTY po katastrofie na "wieży" posiadano tak precyzyjne informacje jak nie tylko jej czas ale i dokładne miejsce. Proszę również nie zapominać, że w ciągu tych 14 minut dezinformowano Polaków oczekujących na Tupolewa na lotnisku - np. załodze Jaka (wg ich zeznań) osoby które wybiegły z "wieży" powiedziały, że Tupolew odleciał. Teraz już wiemy, że nie była to pomyłka lub chaos informacyjny - o katastrofie samolotu i miejscu jego upadku wiedziano DOKŁADNIE w ciągu półtorej minuty, a pilotów Jaka po prostu DEZINFORMOWANO.
Po co potrzebne było te 14 minut? Tutaj musimy wciąż próbować analizować film "1:24", bo to jedyny dowód ukazujący miejsce katastrofy właśnie w czasie tych 14 minut, PRZED ogłoszeniem alarmu - syreny odzywają się dopiero w połowie filmu. Słyszymy strzały, których nie zanegowały dwie analizy (ABW i KGP). Widzimy także - i to WYRAŹNIE (przy poklatkowym przeglądaniu filmu) - przesuwające się, zwisające z góry liny bądź sznury, za którymi przez pewien czas autor filmu podąża kamerą. Jest to rzecz ignorowana i wyśmiewana (choć jest widoczna jak na dłoni i zdecydowanie nie będąca złudzeniem bądź wynikiem "artefaktów" kompresji wideo) , a może okazać się jedną z ważniejszych.
Strzały - dopóki choć jedna analiza ich nie wykluczy - pozostają FAKTEM. I to jest jedna sprawa, szeroko i wiele razy dyskutowana, więc tu ją pominę w kwestii ewentualnego dobijania rannych, natomiast zwrócę uwagę na to, że są dowodem na OBECNOŚĆ SŁUŻB (bo przecież przypadkowi przechodnie nie strzelali), a więc po raz kolejny na pełną świadomość miejsca i czasu katastrofy niemal natychmiast po jej nastąpieniu. Drugą natomiast sprawą jest to, że to właśnie w ciągu tych 14 minut z miejsca katastrofy MUSIAŁ wyparować KOKPIT. I tu w zasadzie nawet nie ma o czym dyskutować. Rosjanie WIELOKROTNIE POTWIERDZILI, że kokpit posiadają (wg ich własnych informacji znajduje się on w ich laboratorium, wg ich własnych informacji sprawdzali w nim kto gdzie siedział, posiadają wszystkie instrumenty z kokpitu jak TAWS, sztuczny horyzont, i tak dalej). Kwestia więc tego, że kokpit się zachował (i to najwyraźniej NIEŹLE, skoro można w nim było nawet ustalić kto siedział na jakim fotelu lub gdzie stał) jest bezsporna. Ale skoro kokpitu NIE MA JUŻ nawet kilkanaście minut po katastrofie (na filmie Wiśniewskiego i innych, nagranych gdy strażacy gasili ogień) więc - powtórzę - MUSIAŁ zostać usunięty z miejsca katastrofy w ciągu owych 14 minut. I tu nie potrzeba dalszych wywodów, bo jest to tak logiczne, że uzasadnia się samo.
Mamy więc już powód tego, dlaczego z ogłoszeniem alarmu, rozpoczęciem akcji ratunkowej oraz poinformowaniem Polaków czekano 14 minut, a następnie przez kilka tygodni próbowano wmówić, że katastrofa nastąpiła o 10:56. Nie jestem w stanie udowodnić, że strzały na filmie to dobijanie tych którzy przeżyli (i tu udowodnić cokolwiek generalnie będzie trudno, bo zawsze będzie mogło to być zbite tłumaczeniem, że strzałami odstraszano gapiów - w końcu to Rosja), ale posiadam PEWNOŚĆ, że czas ten był potrzebny na NATYCHMIASTOWE ZABRANIE KOKPITU, bo jego ISTNIENIE w rosyjskim laboratorium (co sami potwierdzili) w zestawieniu z jego BRAKIEM gdy na miejsce katastrofy dotarli polscy świadkowie i Wiśniewski po prostu INACZEJ WYTŁUMACZYĆ SIĘ NIE DA.
Idźmy dalej. Skoro z miejsca katastrofy w ciągu 14 minut (a zapewne JESZCZE SZYBCIEJ, bo na filmie "Koli" który rozpoczyna się na chwilę przed włączeniem syren kokpitu już nie widać) zdołano usunąć tak DUŻĄ i CIĘŻKĄ rzecz jak kokpit samolotu, to automatycznie pojawia się pytanie: jakim cudem w ciągu kilkunastu minut Rosjanie mogli to zrobić NIE WIEDZĄC WCZEŚNIEJ ŻE KATASTROFA WYSTĄPI? Sprzęt do podniesienia i zabrania kokpitu MUSIAŁ tam oczekiwać, bo inaczej w ciągu kilkunastu minut nawet nie zdążył by tam się znaleźć. I tu problem zamachu powraca jak bumerang, bo skoro sprzęt OCZEKIWAŁ na miejscu to musiano wiedzieć, że będzie (no, powiedzmy: że MOŻE BYĆ, bo zawsze mogło się nie udać) potrzebny.
Problem drugi: PO CO zadano sobie tak OGROMNY TRUD by z miejsca katastrofy NATYCHMIAST zabrać kokpit samolotu? I tu logiczna odpowiedź może być tylko JEDNA: bo w kokpicie są wszystkie instrumenty. Jeśli przy nich było coś "majstrowane" to mogły być WAŻNIEJSZYM DOWODEM niż czarne skrzynki.
I tu dochodzimy do najnowszych informacji zaprezentowanych przedwczoraj. Dowiedzieliśmy się, że "pilot celowo wyzerował wprowadzone ciśnienie do standardowego" (co spowodowało, że wysokościomierz barometryczny zaczął wskazywać wysokość o ponad 100 metrów wyższą od prawdziwej) aby w ten sposób "pozbyć się alarmów TAWS".
Czy aby na pewno? Po pierwsze,
alarmów TAWS to i tak NIE przerwało,pojawiają się wielokrotnie nadal, co - gdyby pilot rzeczywiście wyzerował BW świadomie - z pewnością natychmiast wzbudziłoby jego zdziwienie i uwagę, bo skoro dzięki takiemu "zabiegowi" oszukał TAWS na ponad 100 metrów a TAWS mimo wszystko alarmów nie zaprzestał to oznaczać mogłoby to tylko jedno: że wysokość jest DUŻO niższa od zakładanej. Pilot tej klasy co mjr Protasiuk (rzekomo świadomie zerujący ciśnienie, a więc wiedzący jaki jest związek między ciśnieniem a wysokością) po prostu natychmiast by to skojarzył.Po drugie, dziś TVN24 zaprezentował jeszcze ważniejszą informację - WYMIANĘ ZDAŃ między 1-szym a 2-gim pilotem na temat JARU przed pasem startowym - rozmowę, której w rosyjskich stenogramach NIE BYŁO W OGÓLE, a której NIE ZAUWAŻYŁEM RÓWNIEŻ W PREZENTACJI POLSKIEJ KOMISJI. Nie nagrałem programu więc cytuję z pamięci, ale zdania wypowiedziane przez pilotów brzmiały mniej więcej następująco: "Tam zaraz będzie to zagłębienie" i odpowiedź: "Tak, tam będzie takie to....".
Ta wymiana zdań wskazuje DOBITNIE, że piloci byli W PEŁNI ŚWIADOMI topografii terenu, że PAMIĘTALI o obecności JARU (zapewne z poprzednich lotów) oraz że uważali to za rzecz istotną dla bezpieczeństwa lotu skoro na ten temat w sposób tak wyraźny wymienili ze sobą zdania.
I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Jeśli piloci byli w pełni świadomi istnienia JARU przed pasem i uważali to za na tyle istotne by sobie nawzajem o tym przypomnieć, to jest rzeczą niemożliwą by w tym samym czasie świadomie skasowali ustawienie ciśnienia, a co za tym idzie pozbawili się jedynego wskazania wysokości niezależnego od rzeźby terenu. Może zrobiłby to młody pilot szybowcowy w podmiejskim aeroklubie, ale nie dwóch pilotów klasy mistrzowskiej z kilkunastoletnim doświadczeniem. Posądzanie pilota o celowe wyzerowanie ciśnienia w sytuacji gdy WIEDZIAŁ (i uważał za sprawę istotną skoro rozmawiał o tym z drugim pilotem) że za chwilę będzie przelatywał nad tym jarem jest TAK IDIOTYCZNIE BEZSENSOWNE jak dopuszczanie możliwości, że kierowca jadący w nocy 150 km/h nieoświetloną szosą za miastem nagle przełączy się ze świateł drogowych na postojowe by oszczędzać prąd w akumulatorze. KROPKA.
Skąd więc teoria o tym, że to pilot świadomie skasował ustawione ciśnienie? Ktoś po prostu tak ZAŁOŻYŁ, bo dowodów na to po prostu nie ma - bo i skąd, przecież kokpit nie był filmowany. Równie dobrze mogła to być usterka przycisku, który sam "zakontaktował" - miałem kiedyś takiego pilota do telewizora, który sam "lubił" przełączać kanały, bo styk jego przycisku "Channel +/-" stykał od czasu do czasu sam z siebie. Mogła to być również usterka innego elementu elektroniki BW, lub nawet błąd oprogramowania. Ale po prostu NAJŁATWIEJ jest założyć, że zrobił to pilot (przecież się nie obroni i nie zaprzeczy) więc znów ewidentnie idzie się w tym kierunku, próbując nam wszystkim wmówić, że piloci byli IDIOTAMI pozbawiającymi się świadomie odczytu wysokości z BW na chwilę przed przelotem nad jarem O KTÓRYM WIEDZIELI. Otóż są jeszcze w tym kraju ludzie myślący, którzy w taki kanał dać wpuścić się nie chcą.
Skracając wywód, w świetle tego, że obaj piloci wiedzieli o jarze, świadome wyzerowanie ciśnienia jest po prostu NIELOGICZNE. Pozostaje usterka, a co za tym idzie pytanie: samoistna czy przez kogoś spreparowana. A może zakłócenie pracy urządzeń. A z tą usterką nieodparcie łączy się kolejna, zaraz potem: brak reakcji przycisku "Uchod", którego działanie (jak się sugeruje) wyłącznie wtedy gdy na lotnisku jest system ILS wydaje się rzeczą WIELCE NIEPRAWDOPODOBNĄ. Przycisk "Uchod" umieszczony jest w tak eksponowanym i łatwo dostępnym miejscu - na wolancie - gdzie po prostu RZUCA SIĘ PILOTOWI W OCZY i niemal PROSI SIĘ o błyskawiczne naciśnięcie w krytycznej sytuacji, by mógł zostać użyty natychmiast, niemal automatycznie, gdy wymaga tego sytuacja. Związanie jego działania WYŁĄCZNIE z obecnością systemu ILS niejako PRZECZY LOGICE. Proponuję więc daleko idącą nieufność wobec takiego wytłumaczenia braku jego zadziałania i pozostaję w nadziei, że zapowiadany eksperyment z drugim Tupolewem pozwoli to WIARYGODNIE sprawdzić, choć jednocześnie obawiam się, że ze względu na "pobyt" 102-ki w zakładach w Samarze przez 6 miesięcy po katastrofie - jeśli jego niezadziałanie spowodowane zostało "czyjąś" świadomą ingerencją - drugi Tupolew mógł zostać odpowiednio "przystosowany".
Jest jeszcze jeden istotny fakt: bez względu na to, czy ciśnienie zostało skasowane przez pilota czy też w wyniku usterki bądź czyjegoś zamierzonego działania (co w skrócie nazwijmy sabotażem), w "czarnych skrzynkach" zapisał się jedynie sam fakt wyzerowania ciśnienia, A NIE TO CO DO NIEGO DOPROWADZIŁO. I analogicznie z przyciskiem "Uchod" - zapisy FDR czy QAR ukazują jedynie jego użycie, a nie informacje o tym, dlaczego nie zadziałał. Rzetelne ustalenie tego co rzeczywiście spowodowało wyzerowanie ciśnienia czy brak reakcji na "Uchod" wymagałoby sprawdzenia samych urządzeń. Karmieni jesteśmy opowieściami o niezbędności systemu ILS, a w rzeczywistości sprawa mogła być tak TRYWIALNA jak ODLUTOWANIE JEDNEGO KABELKA w przycisku pilota. Pilot wcisnął przycisk, kilka sekund czekał na reakcję, i gdy zorientował się że jej nie ma zaczał odchodzić ręcznie, być może równolegle z próbami wciśnięcia przycisku "Uchod" przez drugiego pilota na jego wolancie...
I w tym miejscu zamykamy krąg i wracamy do początku, tj. do kwestii błyskawicznego usunięcia kokpitu. Tylko jedno uzasadnienie tak szybkiego jego zabrania wydaje się logiczne - zapewnienie, że nikt nie będzie miał dostępu do urządzeń w kokpicie i nikt nie będzie mógł ich zbadać pod kątem przyczyn opisanych powyżej anomalii - wyzerowania ciśnienia i niezadziałania przycisku "Uchod". ŻADNE INNE WYTŁUMACZENIE nie uzasadnia NATYCHMIASTOWEGO zabrania kokpitu z miejsca katastrofy.
I na koniec powtórzę jeszcze raz: już samo to, że kokpit usunięto z miejsca katastrofy w ciągu zaledwie KILKUNASTU MINUT świadczy o tym, że akcja taka musiała być z góry precyzyjnie przygotowana, bo inaczej byłaby FIZYCZNIE NIEMOŻLIWA do realizacji w tak krótkim (a nawet kilkukrotnie dłuższym) czasie. To, że na "wieży" wiedziano że Tupolew się rozbił i gdzie dokładnie upadł już o godz. 10:42:49, a mimo to czekano z ogłoszeniem alarmu do godz. 10:56, w tym czasie DEZINFORMUJĄC znajdujących się na lotnisku Polaków że samolot ODLECIAŁ, fakt ten jedynie POTWIERDZA, tak samo jak to, że przez pierwsze tygodnie (do chwili gdy okazało się, że prawdziwego czasu katastrofy nie da się ukryć, bo tacy świadkowie jak Bater zdążyli się wygadać a Wiśniewski nagrał przylot na kamerze) OFICJALNIE informowano, że katastrofa nastąpiła o 10:56. Strzały na filmie "Koli", bez względu na to czy było to dobijanie rannych czy odstraszanie gapiów są KOLEJNYM POTWIERDZENIEM, że SŁUŻBY były na miejscu katastrofy na długo PRZED TYM gdy oficjalnie ogłoszono alarm, a sfilmowane przez "Kolę" zwisające (i przemieszczające się) liny bądź sznury za którymi przez kilka sekund wodzi kamerą też w tę sytuację się wpisują. Fakt zaś, że kokpit (choć jego istnienie wielokrotnie potwierdzono i oświadczono że znajduje się w "laboratorium" gdzie badano m.in. kto gdzie siedział lub stał) jest częścią wraku której NIKT NIGDY nie widział, ani już kilkanaście minut po katastrofie ani nigdy później (nawet choćby na zdjęciach, których dużą ilość ukazującą INNE części wraku i miejsce katastrofy MAK chętnie publikował) DOWODZI, że dla Rosjan musiało być NIEZMIERNIE ISTOTNE by ukryć go przed jakimikolwiek badaniami, choćby nawet zobaczeniem jego wyglądu na zdjęciach.
Reasumując, poniższe elementy układają się w logiczną całość:
- skasowanie ciśnienia NIE nastąpiło przez pilotów, którzy (w świetle podawanego dziś przez TVN24 cytatu rozmowy między pilotami o nadlatywaniu nad jar) doskonale wiedzieli, że za chwilę znajdą się nad mocno pofałdowanym terenem, a więc nie pozbawiliby się jedynego niezależnego od ukształtowania terenu odczytu wysokości. Wyzerowanie ciśnienia musiało więc EWIDENTNIE nastąpić w wyniku USTERKI, SABOTAŻU lub ZAKŁÓCENIA PRACY URZĄDZEŃ
- niezadziałanie przycisku "Uchod" ze względu na brak systemu ILS wydaje się tłumaczeniem NIEDORZECZNYM zważyszy na jego umiejscowienie i rolę (jest przyciskiem umiejscowionym przed samymi oczami pilota na wolancie, gdzie niejako automatycznie skłania do jego naciśnięcia W KAŻDEJ sytuacji wymagającej błyskawicznego odejścia, a nie wyłącznie wtedy gdy na lotnisku jest ILS). Proszę mnie poprawić jeśli się mylę, ale w czasie produkcji Tu-154 system ILS nie był chyba raczej podstawowym wyposażeniem każdego lotniska w Rosji. Jest więc możliwe, że jego niezadziałanie wynikało z USTERKI, SABOTAŻU lub ZAKŁÓCENIA PRACY URZĄDZEŃ, a tak szybkie i łatwe odrzucenie takiego wariantu przez ekspertów wydaje się pochopne.
- na "wieży" wiedziano już o godz. 10:42:49, że Tupolew się rozbił, a mimo to akcję ratunkową ogłoszono dopiero o 10:56, w międzyczasie dezinformując Polaków, że Tu-154 odleciał. Jeszcze przez kilka tygodni po katastrofie próbowano oficjalnie forsować 10:56 jako czas katastrofy, do czasu gdy okazało się, że manipulacja nie jest możliwa gdyż są świadkowie prawdziwego czasu katastrofy
- w ciągu kilkunastu minut od katastrofy z jej miejsca ZNIKNĄŁ KOKPIT. Nie widać go ani na filmie "Koli", który nagrany został ok. godz. 10:55, ani na kolejnych filmach (Wiśniewskiego i innych), nie ma go na zdjęciach satelitarnych. Na filmie "Koli" widać zwisające i poruszające się liny bądź sznury, za którymi autor filmu podąża kamerą. Film "Koli" dokumentuje również, że na miejscu katastrofy SŁUŻBY rosyjskie były już w chwilę po katastrofie - świadczą o tym strzały (bo przecież przypadkowi gapie-cywile nie strzelali).
- tak błyskawiczne (kilkanaście minut) zabranie kokpitu z miejsca katastrofy DOWODZI tego, że akcja MUSIAŁA BYĆ WCZEŚNIEJ PRZYGOTOWANA, bo inaczej nie byłaby fizycznie możliwa. Sam dojazd nie spodziewających się niczego służb zajałby więcej. Jeśli więc odpowiedni sprzęt był gotowy na miejscu, jedynym wytłumaczeniem jest PRZYGOTOWANIE ZAMACHU.
- zadanie sobie takiego trudu z natychmiastowym zabraniem kokpitu MUSIAŁO MIEĆ CEL. Jedynym sensownym celem jest usunięcie dowodów - uniemożliwienie zbadania urządzeń, które zawiodły. Bez fizycznego i bezpośredniego zbadania urządzeń, wyzerowanie ciśnienia czy niezadziałanie przycisku "Uchod" pozostawiają w FDR i QAR jedynie informację o SAMYM FAKCIE skasowania (się) ciśnienia i braku reakcji na "Uchod", a NIE jakiekolwiek informacje na temat PRZYCZYN tych anomalii. Bez możliwości zbadania urządzeń w kokpicie NIE MA MOŻLIWOŚCI UDOWODNIENIA, że urządzenia te zostały celowo uszkodzone lub zmodyfikowane.
--------------------
P.S. Chciałem w notce zawrzeć dosłowne cytaty (oraz podane dokładne czasy, których nie zdążyłem zapisać) rozmowy pilotów na temat jaru i spodziewałem się zobaczyć na TVN24 powtórkę tej wiadomości. Dziwnym trafem, choć wszystko inne jak zwykle powtarzano wiele razy do znudzenia, ta wiadomość NIE ZOSTAŁA POWTÓRZONA ANI RAZU przez kolejne kilkanaście godzin. Czyżby kontrola przepuściła coś co pójść nie miało i z powtórek już to wycięto?
P.S.2. Wszystkich agentów wpływu i inne lemingi które mają zamiar trollować pod tą notką proszę o rozpoczęcie od odpowiedzi na następujące proste pytanie: jeśli to nie był zamach to JAKIM CUDEM Rosjanie byli w stanie usunąć kokpit z miejsca katastrofy w ciągu kilkunastu minut jeśli nie byli do tego wcześniej przygotowani, PO CO tak ogromny trud sobie zadawali bez powodu, dlaczego "wieża" znając już po 1,5 minuty czas i dokładne miejsce katastrofy czekała 14 minut z ogłoszeniem alarmu dezinformując wszystkich Polaków a następnie przez kilka tygodni OFICJALNIE utrzymując, że katastrofa nastąpiła o 10:56, i wreszcie dlaczego kokpit jest JEDYNYM elementem który CAŁKOWICIE UKRYTO przed jakimkolwiek dostępem i od 9 miesięcy nie pokazano choćby nawet jednego zdjęcia. Bez sensownej odpowiedzi na te proste i logiczne pytania ż żadnym trollem dyskusji podejmować nie będę.
---------------------
A tak z innej beczki, nie można już opluwać gen. Błasika w sprawie rzekomych promili i nacisków bo się okazało że dowodów NIET, więc właśnie w wiadomej telewizji rozpoczęła się nowa kampania: obwiniania go o katastrofę CASY.
lubczasopismo.salon24.pl/
Autor: jc