Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Traktują nas gorzej niż szpitale

Treść

Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej z Porozumienia Zielonogórskiego grożą, że w środę zamkną swoje przychodnie. Gdyby tak się stało, to opieki medycznej pozbawionych zostałoby około 70 proc. Polaków. Porozumienie twierdzi, że jest dyskryminowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia przy podpisywaniu kontraktów, poza tym szefowie przychodni obawiają się, że jeśli duże podwyżki płac wywalczą dla siebie lekarze zatrudnieni w szpitalach, wówczas gorzej opłacani medycy z podstawowej opieki zdrowotnej zaczną uciekać do pracy w szpitalach. Kością niezgody między PZ a NFZ jest długość kontraktów. Fundusz chce podpisania umów na cały rok, tymczasem przychodnie były gotowe na ich zawieranie na cztery miesiące, aby potem renegocjować ustalenia. Takie warunki mają teraz szpitale. NFZ jednak na to się nie zgodził, a wobec tego członkowie Porozumienia Zielonogórskiego odmówili podpisania kontraktów na 2008 rok. Do tej pory lekarze przyjmowali pacjentów, jednak w środę większość Polaków może zastać drzwi swoich przychodni zamknięte na głucho. - Z dniem 16 stycznia członkowie Porozumienia Zielonogórskiego zaprzestają udzielania świadczeń w swoich przychodniach - powiedziała Bożena Janicka, sekretarz PZ. - Winę za taką sytuację ponosi NFZ - podkreśliła. Janicka argumentowała, że jeszcze w grudniu ub. r. podczas rozmów z minister zdrowia Ewą Kopacz zapadły ustalenia, że kontrakty będą podpisywane tylko do kwietnia. Porozumienie i NFZ miały w tym czasie negocjować warunki nowych umów, jak również kwestie dotyczące wprowadzenia nowego oprogramowania do przychodni i zmiany zasad sprawozdawczości. Ta sprawa także rozpala środowisko lekarskie, gdyż PZ oczekiwało, iż NFZ przekaże im nowe programy komputerowe za darmo (tak jak to było dotąd), ale fundusz chce za to pieniędzy. Tymczasem Narodowy Fundusz Zdrowia przekonuje, że umowy muszą być zawarte na rok, bo tak stanowi prawo, zaś do kwietnia może być wydłużony termin dostarczania przychodniom bezpłatnego oprogramowania. Różnice zdań są więc fundamentalne. Porozumienie Zielonogórskie nie kryje, że domaga się od NFZ większych pieniędzy za swoje usługi, dlatego chciałoby najpierw podpisać, jak szpitale, krótkie kontrakty. Od maja zaś, na co liczy PZ, przychodnie miałyby dostać większe pieniądze. Jeśli tak się nie stanie, to wedle PZ będzie to świadczyło o nierównym traktowaniu przez państwo różnych sektorów w ochronie zdrowia, bo lekarze w szpitalach będą zarabiać o wiele więcej od ich kolegów z podstawowej opieki zdrowotnej. - Może to doprowadzić do zamykania przychodni, ponieważ personel przejdzie do szpitali - tłumaczył Jacek Krajewski z zarządu PZ. Wszystko wskazuje na to, że NFZ podejmie rozmowy, aby nie doszło do zamykania przychodni. Minister zdrowia Ewa Kopacz przekonywała tymczasem uczestników IX Nadzwyczajnego Zjazdu Lekarzy, jaki w sobotę odbył się w Warszawie, do poparcia rządowych projektów ustaw reformujących ochronę zdrowia. Lekarze zadeklarowali, że włączą się w prace nad ustawami, ale ich zdaniem nie można poprzestać tylko na tym. Konieczne jest zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia. Dlatego, jak powiedział Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, należy zarówno podnieść składkę zdrowotną odpisywaną od podatku do 13 proc. (teraz płacimy 9 proc.), jak i wprowadzić współpłacenie za niektóre usługi medyczne, przy czym za najbiedniejszych takie opłaty ponosiłby budżet. Tych propozycji w pakiecie rządowym nie ma i nie będzie. - Nie ma zgody na dolewanie pieniędzy do niesprawnego systemu - rozwiała nadzieje lekarzy minister zdrowia Ewa Kopacz. Zachwalała za to projekty ustaw przygotowane przez jej resort, dodając, że teraz nie ma już czasu na debatę o systemie ochrony zdrowia, ale trzeba wprowadzać reformę, co ten rząd zrobi. Mimo nie najlepszej sytuacji w szpitalach atmosfera podczas zjazdu była dość spokojna. Lekarze są zdania, że dyskusja nad ustawami zajmie kilka miesięcy, ale i tak na pierwsze efekty ich działania trzeba będzie poczekać kilka lat. Jednak już teraz trzeba podejmować konkretne decyzje. Dlatego zjazd upoważnił prezesa Radziwiłła do podjęcia rozmów z rządem na temat wynagrodzeń lekarzy. - Chodzi o stopniowe dochodzenie do minimalnych wynagrodzeń dla lekarzy: dwie średnie krajowe dla lekarza bez specjalizacji i trzy dla specjalisty - tłumaczył Konstanty Radziwiłł. - Podjęcie rozmów to byłby pakt o nieagresji - zaznaczył. Rząd chce kuć żelazo, póki gorące, bo prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu dojdzie do spotkania premiera Donalda Tuska z lekarzami. Dzięki negocjacjom premier zyska przynajmniej kilka miesięcy spokoju. Zapewne jednak rozmowy o stopniowym wzroście płac będą trudne, gdyż lekarze nie poprzestaną tylko na obietnicach, będą chcieli gwarancji premiera i rządu na piśmie. Tak samo trudne będą rokowania w sprawie czasu pracy. Zjazd medyków sprzeciwił się bowiem wprowadzaniu w szpitalach pracy na zmiany lub równoważnego czasu pracy, a bez tego prawie niemożliwe jest ustalanie pełnych, całodobowych grafików pracy. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-01-14

Autor: wa