Trzy bolesne samotności
Treść
Myślę, że gdyby Hitchcock żył, niewykluczone, że zainteresowałby się sztuką "Czy lubi pani Schuberta?". Był wszak mistrzem suspensu i w jego filmach kryminał nieodłącznie splatał się z dramatem psychologicznym. I w tym kontekście najnowsza premiera w Ateneum ma w sobie właśnie coś z Hitchcocka. Ale tylko "coś", bo reszta jest stricte teatrem. I to teatrem z kurtyną niespiesznie idącą w górę, gdy rozpoczyna się przedstawienie, z podziałem na akty i antraktem. Zupełnie tak, jak ongiś bywało, a jak współcześnie raczej nie bywa. Bo współcześnie wszystkim spieszno, więc spektakl trwa najwyżej 50 minut bez przerwy i kurtyny (kto by na nią tracił czas) i potem biegiem do szatni. Natomiast w sztuce "Czy lubi pani Schuberta?" jest jeszcze jeden aspekt powrotu do "ongisiejszego" teatru, kiedy chodziło się nie tylko (albo nie tyle) na przedstawienie, ile "na aktorów". Tutaj można przychodzić "na aktorki": Halinę Łabonarską, Teresę Budzisz-Krzyżanowską i Marię Ciunelis. Ale tak naprawdę to głównie na Halinę Łabonarską. Tajemniczą, komiczną i tragiczną zarazem. Doskonale zagrana rola. Doskonale. Sztuka współczesnego hiszpańskiego dramaturga Rafaela Mendizábala "Czy lubi pani Schuberta?" jest tekstem napisanym z myślą o trzech aktorkach w średnim wieku. Nieczęsto autorzy piszą sztuki dla kobiet w wieku już nie "nastoletnim". Tekst sztuki wymaga znakomitego i zróżnicowanego aktorstwa ze względu na kontrastowe zróżnicowanie postaci w nim występujących. Zderzenie ze sobą na scenie Ateneum trzech diametralnie przecież różnych aktorek, tak pod względem osobowości ludzkiej, jak i temperamentu aktorskiego oraz różnych środków wyrazu siłą rzeczy musi prowadzić do szczególnego rodzaju spięć, co z kolei prowadzi do konfliktu i buduje dramaturgię przedstawienia, które zaczyna się jak obyczajowa, spokojna opowieść. Oto Crista (Teresa Budzisz-Krzyżanowska), nauczycielka muzyki, do której od 30 już lat przychodzi na lekcje Mati (Maria Ciunelis), niegrzesząca talentem muzycznym. Jej wizyty na przestrzeni tych lat stały się nie tyle lekcjami muzyki, ile okazją do towarzyskiego spotkania, do rozmowy obu pań. I tak jest za każdym razem, i byłoby pewnie nadal, gdyby któregoś dnia do mieszkania Cristy nie wtargnęła nagle bezdomna żebraczka Adela (Halina Łabonarska). To wierna słuchaczka owych lekcji-koncertów siadająca co tydzień na ławce przed domem, zawsze o tej samej godzinie, i wsłuchująca się w muzykę dochodzącą z otwartego okna salonu Cristy. Ale tego dnia z powodu zimna Crista zamknęła okno, więc żebraczka, nie słysząc muzyki, przyszła z awanturą upomnieć się o swoje. I można powiedzieć, że właściwie odtąd zaczyna się przedstawienie w swej istotnej części. Wcześniej rozmowa między Cristą i Mati miała charakter niejako wprowadzający do spektaklu. Niestety, ten wstęp należałoby sporo skrócić, trwa za długo, jest ponad miarę rozwlekły i grozi nudą. Tym bardziej że obie aktorki, Teresa Budzisz- Krzyżanowska i Maria Ciunelis, są jakoś dziwnie przytłumione, co wyraźnie domaga się interwencji z zewnątrz. Taką interwencją jest właśnie głośne przybycie żebraczki, co z miejsca dynamizuje przebieg akcji i wnosi zupełnie nowe treści. I tu zaczyna się ów Hitchcockowski suspens. Nie wiemy, kim jest żebraczka. I to taka, która jest melomanką, zna się na muzyce. Halina Łabonarska już od swojej pierwszej sceny wprowadza element pewnej tajemniczości. Powoli będziemy poznawać jej dzieje, ale też nie wprost. Dopiero drugi akt, już pod sam koniec, wyjaśni jej historię. Te trzy kobiety to trzy różne losy ludzkie, a każdy z nich jest naznaczony jakimś bólem. To także trzy samotności, ale wyrastające z diametralnie różnych przyczyn. Crista jest śmiertelnie chorą osobą, ma raka kości. Cierpi fizycznie i psychicznie. Jest samotna i świadomość powolnego odchodzenia w cierpieniach powoduje, że nawarstwiają się w niej w smutek i gorycz. Teresa Budzisz-Krzyżanowska intonacją głosu i spowolnionym aż do przesady sposobem reakcji sygnalizuje stan ducha swojej bohaterki. Szkoda, że ta świetna aktorka nie ustrzegła się pewnej manieryczności w podawaniu kwestii. Innego rodzaju samotność jest udziałem Mati. To nadzwyczaj majętna osoba opiekuje się matką, która całkowicie zagarnęła życie córki pod kątem swoich egoistycznych wymagań. Mati jest niedojrzała emocjonalnie, stąd w jej postępowaniu sporo dziewczęcej naiwności, która może co najmniej dziwić u osoby czterdziestoletniej. Maria Ciunelis prowadzi swoją bohaterkę wprawdzie wyraziście, ale w nazbyt przesadnie realistycznej - wpadającej czasami aż w naturalizm - nucie. Ale spiritus movens całego spektaklu jest Adela. Jej traumatyczna przeszłość związana ze śmiercią synka wyznaczyła i nadal wyznacza drogę Adeli. To ta przeszłość spowodowała, że z bogatego domu wyszła ona na ulicę jako żebraczka i pozostała taką przez 20 lat. Tam, na ulicy, czuje się wolna, tam też nabrała specyficznych dla tego środowiska manier. A gdy Crista proponuje jej nocleg w mieszkaniu, dla Adeli jest to jak zamknięcie i zasłonięcie gwiazd na niebie. Woli być na ulicy, powiada: "Wolnoć Tomku w swoim domku, a Pan Bóg jest wszędzie". Jednak rozwój wydarzeń spowoduje, że przyjmie propozycję Cisty, mając do spełnienia pewną misję. Ale wtedy będzie już inną, przeobrażoną postacią. Halina Łabonarska wręcz koncertowo prowadzi postać Adeli. A zadanie ma nadzwyczaj trudne, bo w pierwszym akcie jest kimś zupełnie innym, gra ostrymi środkami adekwatnie do swoistej subkultury żebraczki, ale to pod spodem czai się inna osobowość, której dyskretne sygnały znajdujemy już w części pierwszej, ale dopiero w drugim akcie osiągną pełnię. Jakże znakomicie, stosując zupełnie odmienne aniżeli w pierwszym akcie środki wyrazu, artystka zagrała przeobrażenie postaci Adeli, jej wyciszenie i wyobcowanie z realnej rzeczywistości i zamykanie się w chorym psychicznie świecie. Jakże przejmujące jest to narastanie obłędu ledwie zaznaczone ruchem palców, mimiką, intonacją głosu. Te niuanse w drugiej części wymagają wybitnego aktorstwa. A Halina Łabonarska jest wybitną aktorką. Temida Stankiewicz-Podhorecka "Czy lubi pani Schuberta?" Rafaela Mendizábala, przekł. Rubi Birden, reż. Tomasz Zygadło, scenogr. Marcin Stajewski, kost. Ewa Zaborowska, Teatr Ateneum, Warszawa. "Nasz Dziennik" 2008-02-06
Autor: wa