Tusk nie radzi sobie z gospodarką
Treść
Z Aleksandrą Natalli-Świat, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości i wiceprzewodniczącą sejmowej Komisji Finansów Publicznych, rozmawia Artur Kowalski
Gdzie, Pani zdaniem, rząd powinien szukać tych zapowiadanych 17 miliardów oszczędności?
- Jeżeli skutki oszczędności mają być, jak zapowiadał premier, "nieszkodliwe", to oczywiście w wydatkach, których poniesienie nie jest niezbędne. Przy czym trudno mi jest określić, co to są za wydatki. Widocznie oceniałam ten rząd trochę wyżej niż on sam siebie, bo nie przewidywałam, że może zaplanować w budżecie państwa aż 17 miliardów niepotrzebnych wydatków. Oczywiście mówi się o oszczędnościach na zakupie samochodów służbowych. Ale chyba nie na taką skalę? Premier zapewniał, że oszczędności nie dotkną ludzi, lecz administracji. Jeżeli jednak zaoszczędzi się na przykład na remontach szpitali, to będzie to dotyczyło ludzi. Tak samo, jeśli wprowadzi się oszczędności na zakupie sprzętu komputerowego do urzędów skarbowych - wtedy będzie np. dłużej trwała obsługa podatników. Tak czy inaczej konsekwencje będą w efekcie niedobre.
Prawo i Sprawiedliwość postulowało jednak zmianę zaproponowanego przez rząd projektu budżetu na ten rok, gdyż był przygotowywany w czasie, gdy sytuacja gospodarcza była lepsza niż obecnie. Co więc należało zrobić, aby go zbilansować bez szkody dla gospodarki?
- Przede wszystkim trzeba było zgodzić się na większy deficyt budżetowy, czyli na to, co w tej chwili robią inne kraje europejskie, np. Niemcy. Nie można też rezygnować z wydatków inwestycyjnych. W sytuacji, kiedy maleją inwestycje prywatne, spadają inwestycje zagraniczne, kiedy siada eksport, to trzeba ratować wzrost gospodarczy inwestycjami publicznymi. O tym mówią inne kraje, Komisja Europejska czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Premier i minister finansów obstają jednak za utrzymaniem zaplanowanego deficytu. Argumentują, że zaciągniecie większego długu sprawi, że w przyszłości jeszcze bardziej będziemy obciążeni koniecznością obsługi zadłużenia.
- To jest prawda, ale nasze zadłużenie jest w tej chwili relatywnie niskie w porównaniu do innych krajów. Nie proponujemy przecież tego zadłużenia zwiększać w sposób absurdalny i niekontrolowany. Jeżeli środki ze zwiększenia deficytu przeznaczymy na inwestycje - co postulujemy, to efektem będzie większy wzrost PKB, a w konsekwencji też większe przychody do budżetu państwa. Zwiększone przychody pozwolą natomiast i na obsługę długu, i na finansowanie inwestycji. Jeżeli tego nie zrobimy i spadnie tempo wzrostu PKB, to mniejsze będą dochody budżetu i za chwilę przyjdzie nam szukać kolejnych oszczędności.
Z lewej strony sceny politycznej słychać głosy żądające od premiera głowy ministra finansów. Czy Pani zdaniem Donald Tusk powinien za ten nierealistyczny budżet państwa rozliczyć ministra Rostowskiego?
- Już w połowie ubiegłego roku mówiliśmy, że minister Rostowski nie jest dobrym ministrem, że resort finansów jest ministerstwem zaniechań i bezczynności. I niestety, nie mówię tego z satysfakcją, ta nasza diagnoza z każdym kolejnym miesiącem się potwierdza. Potwierdziła się już w 2008 roku, kiedy przez zaniechanie ministerstwa, bo wiadomo było, że wpływy podatkowe spadają, doprowadzono do tego, że powstała tzw. dziura budżetowa. Część ubiegłorocznych zobowiązań nie została zapłacona i obciążyła dodatkowo budżet 2009 roku. W tym roku także minister Rostowski upiera się, że na razie nic nie trzeba robić, twierdząc: "poczekajmy, zobaczymy". Ma to miejsce w sytuacji, kiedy wszystkie inne kraje zdecydowanie reagują na to, co się u nich dzieje. Jeżeli nie uda się teraz podtrzymać wzrostu gospodarczego, to za parę miesięcy będzie jeszcze trudniej. Już nawet środowiska popierające ten rząd wyrażają zaniepokojenie brakiem działań - jak ostatnio Henryka Bochniarz, prezes Lewiatana. Minister Rostowski jest ministrem wyjątkowo mało aktywnie podchodzącym do zadań swego resortu. A niestety, na taką bierność nie możemy sobie pozwolić.
Czyli premier powinien więc wyciągnąć w tym przypadku konsekwencje personalne?
- Pan premier Tusk powinien wyciągnąć konsekwencje w stosunku do kilku resortów: finansów, polityki regionalnej, infrastruktury, Skarbu Państwa. Niestety, wszystkie są resortami gospodarczymi. Działają więc w tych dziedzinach, gdzie Platforma Obywatelska miała być bardzo mocna i przygotowana do pracy, a okazuje się bardzo nieskuteczna i kompletnie nieprzygotowana.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-31
Autor: wa