[TYLKO U NAS] Dr P. Więckowski o ataku medialnym w czasie kampanii na prezydenta A. Dudę: To było coś tak obrzydliwego i antyspołecznego, że nie jestem w stanie porównać tego do niczego innego
Treść
Wykładowca Akademii Sztuki Wojennej, dr Paweł Więckowski w „Aktualnościach dnia” udzielił komentarza na temat kilku problemów, jakie zaobserwować można w Polsce obecnie, kilka dni po wyborach. Wypowiedział się m.in. na temat ataków medialnych, zadaniach stojących przed władzami państwa oraz kondycji polskiego środowiska naukowego.
Dr Paweł Więckowski zaznaczył, że tocząca się kampania prezydencka nie tylko była najdłuższa, ale też niezwykle ostra i bezpardonowa.
– Całe szczęście, że ta kampania dobiegła końca. Muszę przyznać, że była to nie tylko najdłuższa i najbardziej wyczerpująca – zarówno fizycznie, jak i psychicznie – kampania. Muszę stwierdzić, że była to również najbrutalniejsza, najbardziej bezwzględna kampania wyborcza w historii III RP. Podczas jej trwania jedna ze stron sporu politycznego nie wahała się sięgać po najgorsze niegodziwości, byle tylko uderzyć w znienawidzonego przeciwnika – zwrócił uwagę historyk.
Wykładowca ASW zauważył, że działania opozycji prezentowały bardzo niski poziom etyczny.
– My, jako wyborcy, jako Polacy, byliśmy świadkami czegoś przerażającego. Jednak osoby związane ze sceną polityczną oraz publicystyką wiedzą i widzą, że opozycja przyzwyczaiła nas już do wszystkiego, także do dawania świadectwa, jak nisko w polityce można upaść i to z własnej woli – stwierdził.
Dr Paweł Więckowski mówił także o najważniejszych zadaniach, jakie stoją obecnie przed rządem. Szczególną uwagę poświęcił potrzebie repolonizacji mediów.
– Uważam, że rząd oraz prezydent wspólnymi siłami powinni się skupić na trzech rzeczach: na gospodarce po kryzysie wywołanym koronawirusem, na reformie sądownictwa, a nade wszystko na reformie mediów i ich polonizacji. Media w obcych rękach oznaczają jedno – cudzoziemcy będą się nieustannie mieszali, poprzez siłę mass mediów, w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. W tej chwili, aby mieć wpływ na dany kraj, nie trzeba go najeżdżać ani kolonizować, tak jak na przykład kolonizowano Afrykę w XIX wieku. Wystarczy mieć w garści rynek medialny danego kraju. Warto przypomnieć, że znaczna część polskiego koncernu medialnego jest w niemieckich rękach. Na przykład dziennik „Fakt”, należący do niemiecko-szwajcarskiego koncernu Ringier – Axel Springer. Sam nakład „Faktu” to 335 tys. egzemplarzy – wyjaśnił historyk.
Nawiązał przy tym do ostatnich agresywnych ataków medialnych na głowę państwa.
– To było coś tak obrzydliwego i antyspołecznego, że nie jestem w stanie porównać tego do niczego innego. Na rynku medialnym musi zapanować ład i porządek, a największe tytuły muszą przejść w polskie ręce – powiedział wykładowca ASW.
Poruszył także temat problemów, z jakimi boryka się polskie środowisko naukowe. Jednym z największych (do tej pory nierozwiązanym) jest istnienie tzw. „instytutów czerwonej profesury”.
– Środowisko naukowe w Polsce jest bardzo zróżnicowane. Niemalże tak jak fauna i flora. Niestety są w naszym kraju takie instytucje naukowe, uniwersytety, akademie, które bardzo często są nazywane „instytutami czerwonej profesury” i nie jest to określenie na wyrost. W bardzo wielu instytucjach, bardzo wpływowymi osobami, naukowcami o znacznym dorobku naukowym są osoby, które w okresie słusznie minionym, a więc przed 1989 r., były czynnymi sługami ówczesnego systemu, członkami partii, członkami tzw. uniwersyteckich POP-ów, a więc Podstawowych Organizacji Partyjnych. Są to osoby, które mają olbrzymi wpływ na młodych ludzi, bardzo często zdezorientowanych, szukających swojego miejsca w świecie, szukających swojej „ikony”, z którą mogliby się utożsamiać. Młody człowiek, który trafia na dany uniwersytet, trafia niejako pod wpływ danej osoby. Zaczyna odbierać świat poprzez pryzmat właśnie tego swojego mistrza. Tego mistrza, który przed 1989 r. z demokracją, z wolnością i z ideą równości nie miał absolutnie nic wspólnego. Takich ludzi na polskiej scenie naukowej wciąż jest niestety bardzo, bardzo wielu – tłumaczył dr Paweł Więckowski.
Historyk opisał także inny problem związany ze zdobyciem popularności w światowych kręgach naukowych. Według niego, to stąd bierze się fałszywe oskarżanie Polski i Polaków m. in. o antysemityzm.
– Z ubolewaniem muszę przyznać, że osoby z polskiego środowiska naukowego, jeżeli chcą wybić się poza polskie naukowe struktury, a więc być zauważonymi na naukowych salonach Europy i świata, muszą przede wszystkim pluć na Polskę. A więc pisać, że Polacy to antysemici, Polacy to faszyści, Polska jest krajem ksenofobicznym, nietolerancyjnym itd. Niestety jest to bardzo często przyjmowane przez tak zwane salony, polityczne, naukowe, medialne współczesnej Europy i świata. Ale gdybyśmy zapytali przeciętnych Niemców, Francuzów, Holendrów czy Brytyjczyków, czy byli w Polsce i jak postrzegają Polskę i Polaków, to zdecydowana większość z nich powie, że Polacy to fantastyczny, bardzo gościnny naród, uśmiechnięty, niezwykle przyjazny wobec obcokrajowców. Zdecydowana większość obcokrajowców, którzy byli w Polsce, obcowali z Polską i z Polakami, nie ma nam, Polakom, absolutnie nic do zarzucenia. Całe szczęście – muszę przyznać – że większa część Polaków opowiedziała się właśnie za tą Polską. Polską gościnną, Polską kulturalną, Polską opartą na tradycji i poszanowaniu wiary, zwyczajów swoich przodków, za tą Polską normalną. Że wybrała tę prawdziwą, polską Polskę – zwraca uwagę.
Dr Paweł Więckowski dokonał także dość szczegółowej analizy dotyczącej niedzielnych wyborów. Mówił m.in. o przepływach elektoratu, a także o politycznej niespójności Konfederacji, zilustrowanej przez odsetek wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy w II turze oddali głos na Rafała Trzaskowskiego.
– Próbowałem po tych wyborach analizować przepływ głosów. To jest zastanawiające. To, że większość głosujących na Szymona Hołownię postawi krzyżyk w kratce obok nazwiska Rafała Trzaskowskiego, było oczywiste. Nie jest to dla mnie najmniejszym zaskoczeniem. Nie jest to jednak elektorat scementowany. Proszę zauważyć, że około 15 proc. Polaków, którzy poparli w I turze Szymona Hołownię, oddało swój głos na Andrzeja Dudę. Ok. 240 tys. osób w ogóle nie poszło głosować. Stanowiły one niemal 10 proc. elektoratu gwiazdora komercyjnej stacji TVN. Tak samo nie zagłosowało ok. 140 tys. tych wyborców, którzy w I turze zagłosowali na Władysława Kosiniaka – Kamysza. Stanowiło to aż 30 proc. ogółu tych tzw. „kosiniaków” z I tury. Zadziwiło mnie jedno – aż 40,5 proc. głosujących na Krzysztofa Bosaka zagłosowało na Rafała Trzaskowskiego. To moim zdaniem stanowi już namacalny dowód, jak kompletnie niespójnym środowiskiem politycznym jest Konfederacja, w skład której wchodzą i narodowcy, i osoby uczestniczące w Marszu Niepodległości, i ci, którzy nie zawahają się zagłosować na człowieka, który wprost stwierdził, iż w tym marszu idą faszyści, naziści, antysemici et consortes. Krzysztof Bosak czy inny czołowy członek partii Konfederacja, Artur Dziambor – ci panowie mogą zaklinać rzeczywistość, twierdząc, że Konfederacja to szeroki projekt polityczny, ale jak wspomniałem, jest to tylko zaklinanie rzeczywistości, gdyż takie szerokie dziwolągi polityczne, gromadzące osoby „od Sasa do Lasa”, nie mają racji bytu. I całe szczęście, że nie mają racji bytu na polskiej scenie politycznej. Zadziwiające jest również to, że ok. 15 proc. wyborców Roberta Biedronia z I tury zagłosowało na Andrzeja Dudę. Myślę jednak, że jest to tzw. elektorat solidarnościowy, a więc te osoby o poglądach lewicowych, którym podoba się polityka społeczna prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość, a którą na sztandarach swojej pięcioletniej kadencji niósł pan prezydent Andrzej Duda – mówił wykładowca ASW.
Historyk odniósł się także do wysokiej frekwencji. Jak stwierdził, jest to dowód na rosnącą świadomość polityczną wśród Polaków.
– Bardzo cieszy mnie, nie tylko jako czynnego wyborcę, ale również jako Polaka i obywatela, wysoka frekwencja. Taka wysoka frekwencja świadczy o kilku elementach. Przede wszystkim o wzrastającej z roku na rok politycznej świadomości polskiego społeczeństwa. Społeczeństwa, które wie, że należy posługiwać się maksymą „nic o nas bez nas”, która de facto jest streszczeniem konstytucji sejmowej z 1505 r., a której zapis brzmiał „nihil novi sine communi consens”, czyli „nic nowego bez powszechnej zgody”. Drugim elementem jest zdolność polityków, ale i mediów – wszelakich, zaznaczam, mediów – do konsolidowania obozów zwolenników danej opcji, co przełożyło się na końcowy wynik wyborów – zaznaczył.
Całą rozmowę z dr. Pawłem Więckowskim z „Aktualności dnia” można odsłuchać [tutaj].
radiomaryja.pl
Żródło: radiomaryja.pl, 15
Autor: mj