Uratował moją córeczkę
Treść
Zdjęcie: stopaborcji.pl/ -
Z Marleną Kołodziejską, pacjentką prof. Bogdana Chazana, mamą półtorarocznej Mai, rozmawia Marta Milczarska
Jako była pacjentka prof. Bogdana Chazana uczestniczyła Pani w manifestacji pod warszawskim ratuszem, domagając się powrotu profesora do pracy. Dlaczego postanowiła Pani tu przyjechać?
- Przejechałam ponad 200 km, aż z Lipna, aby jasno dać wyraz temu, że prof. Bogdan Chazan jest najlepszym lekarzem, najlepszym specjalistą ginekologiem w Polsce, który został bezprawnie zwolniony z pracy tylko dlatego, że bronił życia.
Moja obecność na proteście pod ratuszem to przede wszystkim wyraz wdzięczności za to, co dla mnie zrobił. A zrobił bardzo wiele. Dał mi nadzieję, że zostanę matką i dzięki jego wielkiemu profesjonalizmowi na świat przyszła Maja. Myślę, że takich matek jak ja jest wiele i mam nadzieję, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz usłyszy nasz głos i cofnie swoją decyzję o odwołaniu tego wybitnego lekarza. Co więcej, prof. Chazan był najlepszym dyrektorem szpitala Św. Rodziny i dla dobra tej placówki i wszystkich pacjentów najlepszym rozwiązaniem będzie przywrócenie go na to stanowisko.
Przyjechała Pani ze zdjęciem ślicznej dziewczynki. Maja urodziła się, choć żaden lekarz poza prof. Chazanem nie dawał Pani szans na to, że kiedyś usłyszy Pani słowo „mama”...
- Byłam pacjentką prof. Chazana i dzięki niemu na świat przyszła Maja, która jest moim trzecim dzieckiem, pierwszym, które żyje... Maja urodziła się, żyje, chodzi, śmieje się i jest żywym przykładem na to, że prof. Chazan jest wybitnym specjalistą.
Po utracie dwóch kolejnych dzieci byłam w bardzo złej kondycji psychicznej i pewien znajomy ksiądz zaproponował, żebym zadzwoniła i umówiła się na wizytę do prof. Chazana. Choć byłam bardzo sceptyczna, to postanowiłam spróbować i już po pierwszej wizycie wiedziałam, że to będzie mój lekarz.
Wcześniej żaden lekarz, mimo licznych badań, nie potrafił powiedzieć, co jest przyczyną poronień. Tymczasem prof. Chazan nie tylko zdiagnozował mój przypadek, ale potrafił skutecznie poprowadzić ciążę do szczęśliwego rozwiązania.
On dał mi nadzieję, którą odebrali mi inni lekarze, że będę matką. W tym momencie Maja ma rok i siedem miesięcy i jest szczęśliwym, dobrze rozwijanym się dzieckiem, które nie tylko mówi „mama”, ale potrafi mocno narozrabiać... i dać mnóstwo radości całej rodzinie. Moja córka jest wcześniakiem, urodziła się w 30. tygodniu ciąży, z licznymi wylewami, ale w tym momencie po rehabilitacji jest zdrowym dzieckiem. Mogę śmiało powiedzieć, że Maja żyje dzięki prof. Chazanowi i to on ją uratował.
Prof. Bogdan Chazan jako jedyny lekarz dał szansę na to, że może Pani zostać matką?
- Tak. Moje dwie wcześniejsze ciąże skończyły się poronieniem. Spowodowane jest to problemami w mojej budowie i ginekolodzy nie dawali mi żadnej nadziei na to, że mogę urodzić dziecko, a nawet jeśli już będę w ciąży, to zakończy się ona przedwcześnie. Kiedy trafiłam do profesora, to on nie powiedział, że będzie łatwo, ale nie powiedział też, że nie ma nadziei.
On cały czas powtarzał, że trzeba mieć nadzieję i z tą nadzieją, dzięki jego zaangażowaniu i wierze, które były dla mnie wielkim wsparciem, dotrwaliśmy do 30. tygodnia, w którym mogła urodzić się moja córeczka. I choć poród musiał się odbyć w innym warszawskim szpitalu, profesor był z nami w stałym kontakcie, szczerze zatroskany dzwonił do nas i kiedy tylko to było możliwe, powróciłam do szpitala Św. Rodziny, gdzie przez następne dwa miesiące opiekował się zarówno mną, jak i maleństwem.
Jak wspomina Pani opiekę lekarską w szpitalu przy ul. Madalińskiego?
- Muszę przede wszystkim podkreślić, że byłam pacjentką w wielu szpitalach, nie tylko w Warszawie, ale też w innych miastach, i mogę śmiało powiedzieć, że nigdzie nie czułam się tak bezpiecznie jak w szpitalu Św. Rodziny. Troska i profesjonalizm to słowa, które świetnie oddają atmosferę, jaka panowała w tym szpitalu.
Pod czujnym okiem prof. Chazana czułam się, jakbym była w najbezpieczniejszym miejscu w Polsce. Jest mi bardzo przykro, że tak wspaniałe miejsce zostało zmuszone do wykonywania aborcji. Nie rozumiem, jak można w taki sposób potraktować szpital, w którym życie małego człowieka traktuje się jak świętość. Jak można na taką placówkę nałożyć karę finansową? Jak można lekarza, który uratował mnóstwo dzieci, który jest obrońcą życia, wyrzucić z pracy i pozbawić go szansy pomagania innym? Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Prof. Chazan nie zrobił nic, za co można byłoby go w ten sposób ukarać, kara jest nieadekwatna do czynu.
Po ponad 1,5 roku od urodzenia Mai profesor Chazan doskonale pamiętał zarówno Panią, jak i Maję?
- Tak. Bardzo mnie to zaskoczyło, ponieważ zdaję sobie sprawę, że profesor pomagał bardzo wielu matkom, których był lekarzem, i nie liczyłam nawet, że będzie nas pamiętał. Co więcej, Maja urodziła się w styczniu 2013 r. w innym szpitalu, a profesor jak tylko mnie zobaczył, zapytał: „Co u Mai? Jak jej główka?”. Bardzo mnie to wzruszyło, bo to pokazuje, jak profesor traktuje swoje pacjentki. Bardzo mu za to dziękuję. Dziękuję mu za to, że dzięki niemu codziennie słyszę słowo „mama”, że słyszę śmiech mojej córeczki, że w domu słychać, jak biega. Nie da się wyrazić słowami, jak wielką wdzięczność chciałabym mu okazać.
Dziękuję za rozmowę.
Marta MilczarskaNasz Dziennik, 20 października 2014
Autor: mj