Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Usain Bolt

Treść

9,40 s - to granica, przy której zatrzyma się jamajski sprinter Usain Bolt, niewiarygodny mistrz i rekordzista świata w biegu na 100 metrów. Przynajmniej sam tak uważa, a że dla niego nie ma granic nie do przekroczenia, musimy tylko poczekać na odpowiedni moment, zawody, dyspozycję, pogodę etc.

Kiedy przed rokiem zdobywał w Pekinie złoty medal olimpijski, sportowy - i nie tylko - świat oniemiał. I to nie dlatego, że jako pierwszy człowiek w historii w najbardziej prestiżowej z lekkoatletycznych konkurencji zszedł z czasem poniżej 9,70 s, uzyskując wynik dokładnie o jedną setną lepszy. Podziw i zarazem mnóstwo pytań i dywagacji wzbudził faktem, iż tuż przed metą zwolnił, celebrując swój niesamowity sukces. Wszyscy komentatorzy od razu zaczęli pytać, co by było, gdyby nie odpuścił, do ostatnich metrów pędząc, ile sił w nogach. Na odpowiedź musieliśmy poczekać do niedzielnego wieczora i fenomenalnego finału sprintu berlińskich mistrzostw świata. Tym razem Bolt postanowił nie zostawiać niedomówień. Od startu do mety pognał pełną parą, tempem nieosiągalnym dla kogokolwiek i gdy minął metę, na tablicy pojawił się wynik 9,58 sekundy. Niepojęty, zdawało się, niemożliwy, nierealny. Nie dla niego. - Wiem, że mogę przebiec w 9,40 s, i wydaje mi się, iż na tym czasie się zatrzymam - powiedział potem i wszyscy te słowa przyjęli jako zapowiedź przyszłych fenomenalnych rekordów. Pewnych. Co ciekawe, sam Jamajczyk nieco krygował się przy pytaniach, czy czuje się legendą, zawodnikiem wyjątkowym. - Może kiedyś, ale jeszcze legendą nie jestem - przyznał. A najlepszym sprinterem w dziejach? - Nie ja decyduję - skwitował, przyznając, że cały czas najważniejsze są dla niego zwycięstwa. Rekordy to tylko dodatek. Miły oczywiście.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-08-18

Autor: wa