Ustawa uzależnia dziennikarzy od władzy
Treść
Z Wojciechem Reszczyńskim, wicedyrektorem Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia, rozmawia Izabela Borańska Likwidacja abonamentu i powołanie Funduszu Misji Publicznej - to główne założenia nowego projektu ustawy medialnej, który powstał w ministerstwie kultury. Jakie będą konsekwencje tego zapisu? - Fundusz Misji Publicznej utworzony ma być na bazie budżetu państwa, a to jest nic innego jak forma podporządkowania mediów budżetowi, na który wpływ ma bieżąca polityka rządzącej partii, a więc polityka rządu i parlamentu. Zwykło się mówić: "Kto płaci, ten wymaga" - na takiej zasadzie będzie działał fundusz. Nieszczęściem abonamentu i systemu abonamentowego było to, że słuchacze telewizji i radia nigdy nie zorganizowali się w stowarzyszenia i grupy nacisku, które miałyby wpływ na emitowany program i realizacje misji przez radio i telewizję, a równocześnie chroniłyby te instytucje przed wpływem polityków i rządu. Ale kiedy ludzie mieli to zrobić? Nie było na to czasu. Szkoda, że takie stowarzyszenia nie powstały. Abonament - zamiast być naprawiony, rozszerzony i wzbogacony o pewne elementy demokratyczne i obywatelskie - zostanie zlikwidowany, a media mają otrzymywać pieniądze z budżetu, który tworzony jest przez partię rządzącą. Poza tym, jeśli tak jak teraz wchodzimy w okres kryzysu finansowego, to wielkość budżetu ulega zmianie i ulegają zmianie proporcje dzielenia go na poszczególne sektory. Ponadto poprzez budżet można wpływać na media i eliminować je, np. zmniejszając kwotę, ograniczać ich działalność. To jest mechanizm uzależnienia mediów od bieżącej polityki. To jest zaprzeczenie państwa obywatelskiego. Jakie będą konsekwencje zapisu projektu: zadaniowe, a nie podmiotowe finansowanie realizacji misji publicznej? - W przypadku abonamentu i ustawy o radiu i telewizji, która obecnie obowiązuje, do wykonywania misji publicznej zobowiązane były tylko media publiczne. To było krytykowane przez media prywatne, bo faktem jest, że przez pewien okres media publiczne z tej misji się nie wywiązywały, szczególnie kiedy były kierowane przez komunistów. Emitowane były gnioty, które były zaprzeczeniem misji publicznej. Ale błąd nie leży w systemie, tylko w ludziach z nadania politycznego, którzy kierowali wtedy mediami publicznymi. Teraz widać, że za tym zapisem kryje się chęć dofinansowania również mediów prywatnych, jeśli będą realizowały programy, które będzie można zakwalifikować do misji publicznej. A więc np. jeśli telewizje prywatne, komercyjne nadają informacje, dzienniki telewizyjne czy publicystykę, to będą mogły zwrócić się o dofinansowanie z Funduszu Misji Publicznej. Natomiast pytanie podstawowe brzmi, jaki wpływ będą mieli widzowie na to, jaka będzie jakość tej misji publicznej. Nie będą mieli żadnego wpływu, bo przecież nie mają wpływu na spółkę, która kieruje się prawem handlowym i ma swoje władze. Więc sytuacja może być taka, że telewizja komercyjna (jest taka obecnie na rynku) pluje na instytucje wolnego, niepodległego państwa i na ludzi reprezentujących te instytucje, szczególnie na urząd prezydenta, i jeszcze będzie (jeśli ta ustawa przejdzie w Sejmie) otrzymywała na swoją działalność część pieniędzy z tytułu jakichś programów, które zostaną zakwalifikowane jako misyjne. Ustawa ma szansę na pokonanie całej ścieżki legislacyjnej? - Wydaje mi się, że ten projekt ma niestety szanse przejść, dlatego że ostatnie inicjatywy Platformy Obywatelskiej, takie chociażby jak uniemożliwienie utworzenia dnia wolnego od pracy w święto Trzech Króli czy postulat dofinansowania zabiegów in vitro lub wprowadzenia bocznymi drzwiami eutanazji, to są ukłony w kierunku Lewicy. PO więc realizuje program ateistycznej, skrajnej lewicy i widocznie w zamian spodziewa się pomocy i ustępstw ze strony postkomunistów. Niewykluczone, że tym ustępstwem ma być poparcie przez Lewicę tego gniotu, tego projektu ustawy, który powstał w ministerstwie kultury. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-12-04
Autor: wa