W czwartek zastrajkujemy wszystkie
Treść
Z Dorotą Gardias, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, rozmawia Krzysztof Losz Od tygodnia trwają protesty pielęgniarek i położnych w szpitalach w całym kraju. Przyniosły już jakieś rezultaty? - W niektórych placówkach dyrektorzy przystąpili do rozmów z pielęgniarkami i położnymi, udało się nawet w części szpitali podpisać porozumienia płacowe gwarantujące nam podwyżki płac. Ale w większości negocjacje jeszcze się nie zakończyły, a w niektórych nawet się nie rozpoczęły. Wczoraj strajkowały kolejne szpitale... - Protest był prowadzony m.in. w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu, strajk ostrzegawczy miał także miejsce w Szpitalu Praskim w Warszawie. Nasze koleżanki odchodziły od łóżek pacjentów, bo jest to w tej chwili często jedyny sposób, aby wymusić na dyrektorach podjęcie rozmów na temat podwyżek. W pierwszym tygodniu protestu najaktywniejsze były pielęgniarki i położne w regionie lubelskim i śląskim, gdzie prowadzony był tzw. strajk kroczący. Będzie on kontynuowany? - Na trzy dni przewodnicząca regionu wstrzymała protest na Lubelszczyźnie. Do jutra dają dyrektorom placówek czas na odpowiedź na nasze postulaty. Jeśli pielęgniarki nie dostaną podwyżek, są gotowe w czwartek rozpocząć strajk we wszystkich szpitalach, gdzie nie będzie podpisanego porozumienia płacowego. Z kolei na Śląsku, jeśli nie dojdzie do porozumienia płacowego, strajk rozpocznie się 4 lutego. Na Pomorzu jutro mają się odbyć negocjacje z dyrektorami na forum Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego w Gdańsku. Liczymy na to, że te rozmowy przyniosą jakiś efekt. Dla wielu pacjentów postawa pielęgniarek, ich determinacja, mogą być zaskoczeniem. Powstaje nawet wrażenie, że walczą z lekarzami o to, kto dostanie wyższe podwyżki... - W tamtym roku podczas długich strajków lekarzy to dzięki pielęgniarkom szpitale w ogóle funkcjonowały, to na nasze koleżanki spadł ciężar opieki nad chorymi i wywiązały się z tego zadania znakomicie. Niestety, nikt tego nie docenił. Gdy doszło do dzielenia pieniędzy na podwyżki, to dyrektorzy uwzględnili postulaty lekarzy, a dla nas już zabrakło pieniędzy. My nie mamy pretensji do lekarzy, że wywalczyli dla siebie pieniądze. To dyrektorzy powinni tak planować wydatki szpitali, żeby podwyżki dostali wszyscy pracownicy, a nie ci, którzy pierwsi się odezwą i będą silniejsi. Wiadomo, że pielęgniarka nie będzie zarabiać tyle co lekarz, ale też nie do przyjęcia jest taka sytuacja, jak w jednym z pomorskim szpitali, gdzie lekarzom proponuje się podwyżki na poziomie 4 tys. zł, a pielęgniarkom ledwie 200 złotych. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-29
Autor: wa