W Melbourne można było wygrać
Treść
Rozmowa z Robertem Radwańskim, ojcem i trenerem Agnieszki oraz Urszuli, najlepszych polskich tenisistek
Agnieszka rozpoczęła rok od ćwierćfinału Australian Open, a to wynik przerastający oczekiwania.
- Nikt się tego nie spodziewał. Do Melbourne pojechaliśmy tylko dlatego, że w turnieju mogły zagrać obie córki. Gdyby z jakichś powodów występ jednej był nierealny, zostalibyśmy w domu. Urszula nie przeszła kwalifikacji, Agnieszka wypadła świetnie. Świetnie, ale nie wykorzystała szansy, bo tak naprawdę mogła przywieźć z Australii zwycięstwo. Jeszcze nigdy w karierze nie była tak blisko triumfu w Wielkim Szlemie. W ćwierćfinałowym meczu z niezbyt rewelacyjnie prezentującą się Kim Clijsters prowadziła bowiem 5:4 i 30:0 w drugim secie i gdyby go wygrała...
Jadąc do Melbourne, był Pan pewien, że Agnieszka w turnieju zagra, czy ostateczna decyzja zapadła już na miejscu?
- Mieliśmy nadzieję, że zagra, więcej niż nadzieję. Nie wiedzieliśmy oczywiście, jak jej noga zareaguje w ekstremalnych warunkach, tymczasem pierwszy raz, odkąd jeździmy do Australii, było tam zimno. Przez pierwszy tydzień padał deszcz, trenowaliśmy w hali, panowały wręcz europejskie warunki, dla nas akurat korzystne.
Agnieszka nie tylko doszła do ćwierćfinału, ale i pokazała, że nie straciła swych najlepszych cech, czyli charakteru, woli walki, sprytu.
- Zgadza się, spotkania z Japonką Kimiko Date-Krumm i Chinką Shuai Peng przechyliła na swoją korzyść trochę dzięki szczęściu, a bardziej dzięki inteligencji i sprytowi. Ten turniej jeszcze raz udowodnił, że dziewczyny grają najlepiej, kiedy mają wolną głowę. Pewna doza alibi w postaci kontuzji pomaga, co tu ukrywać. W ogóle, moim zdaniem, tenis damski rozstrzyga się w dużej mierze w sferze psychiki. Umiejętności są oczywiście podstawą, ale umieściłbym je na równi z mocną głową. Gdy ta jest pozbawiona obciążeń, pozakortowych stresów, zawodniczka pokazuje swoją najlepszą grę. To się zmienia, gdy wokół dziewczyn zaczyna się dziać coś niestandardowego. Przykładem niech będzie kuriozalny mecz z pierwszej rundy między Clijsters a Dinarą Safiną, wygrany przez Belgijkę 6:0, 6:0. Postawa Rosjanki wymagała głębokiej analizy.
Ale to jej problemy, my cieszymy się z tego, że Agnieszka wróciła do pierwszej dziesiątki rankingu. A jakby tego było mało, cały czas mamy wolną rękę, jeśli chodzi o politykę startową.
Kiedy Agnieszka złapie optymalną formę? Sukces w Melbourne nie oznaczał jeszcze, że ją osiągnęła.
- Nie oznaczał, bo przecież miała za sobą długą przerwę w treningach i nie była w stanie błyskawicznie nadrobić wszystkich zaległości. Liczę, że w najwyższej dyspozycji będzie podczas turniejów w Indian Wells i Miami, bardzo ważnych, bo ma tam mnóstwo punktów do obrony za półfinał i ćwiartkę.
Udany początek zwiększył apetyt na dalszą część sezonu?
- Tenis damski rządzi się swoimi prawami, nikt nie jest w stanie powiedzieć, co wydarzy się za miesiąc. Jeśli Agnieszka jest zdrowa, gra tenis na poziomie pierwszej piątki rankingu. Teraz, przy kontuzjach sióstr Williams, zakończeniu kariery przez Justine Henin, otworzyła się przed nią dodatkowa szansa osiągania dobrych wyników w dużych turniejach.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-02-09
Autor: jc