Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Walka z żołnierzami wyklętymi

Treść

Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Dlaczego, Pana zdaniem, tak długo – ponad dwie dekady – musieliśmy czekać na ustanowienie 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych?

– Cieszę się, że w ogóle do tego doszło, chociaż oczekiwania społeczne w tym zakresie były już wieloletnie, praktycznie od 1989 roku. Wiele środowisk, nie tylko kombatanckich, oczekiwało, że z chwilą odzyskania niepodległości w sposób szczególny uhonoruje się żołnierzy wyklętych, a więc tych, którzy po 1944 roku kontynuowali walkę z systemem komunistycznym. Stało się jednak inaczej, przez wiele lat ten temat odkładano. Dziś powinniśmy skoncentrować się na tym, że to święto jest i co roku nabiera dodatkowego rozmachu. W bardzo wielu miejscowościach w Polsce 1 marca organizowane są różnego rodzaju imprezy upamiętniające żołnierzy wyklętych. Widać więc, że święto to już się przyjęło, z czego bardzo się cieszę.

Jaka jest waga tego święta?

– Żołnierze wyklęci byli skazani na zapomnienie, wymazywano ich z pamięci społecznej. W tej chwili to święto daje szansę na to, że oni tej pamięci zbiorowej zostaną przywróceni. Wielu z nich zasługuje na naszą szczególną pamięć, wśród żołnierzy wyklętych są postacie godne naśladowania, o których możemy powiedzieć, że były naszymi bohaterami narodowymi. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych to święto ważne dla całego społeczeństwa, zarówno dla kombatantów, którzy z bronią w ręku walczyli z komunizmem, jak i dla młodego pokolenia. Przypominając te postaci, wskazujemy im drogę, którą powinni podążać, kierując się zasadami wyznawanymi przez naszych bohaterów.

Dziennikarka Dorota Warakomska powiedziała, że dla dziennikarzy obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych powinny być tematem tabu.

– Żyjemy w wolnym kraju i każdy może prezentować własne poglądy. Jeżeli zaś chodzi o żołnierzy wyklętych, to myślę, że zbyt często ta dyskusja – szczególnie w mediach – ma charakter karykaturalny. Wypowiadają się bowiem ludzie, którzy z powodu wyznawanych poglądów politycznych podchodzą krytycznie do żołnierzy wyklętych, nie chcą ich święta i uznania ich za bohaterów. Mają wprawdzie do tego prawo, ale nie chciałbym, żeby narzucano te poglądy całemu społeczeństwu. Ostatnio niestety bardzo często, z jakimś szczególnym nasileniem, mamy do czynienia z różnego rodzaju wystąpieniami publicznymi, w których podnosi się argument rzekomego bandycenia się oddziałów z podziemia zbrojnego po wojnie. Chciałbym wszystkim tym krytykom przypomnieć, że żołnierze wyklęci, członkowie podziemia niepodległościowego, uzyskiwali po 1990 r. unieważnienie wyroków z lat 40. i 50. W związku z tym – w sensie prawnym – tych ludzi uznano za osoby walczące o niepodległy byt państwa polskiego. Jeżeli dzisiaj ktoś krytykuje żołnierzy wyklętych, pomijając przy tym fakt, że nawet w ocenie sądu ci ludzie walczyli o naszą suwerenność, to trudno jest to komentować. Jeżeli takie argumenty się pomija, to jak w sposób racjonalny można dyskutować o problemie?

Zniszczenie pomnika sanitariuszki Danuty Siedzikówny „Inki” w parku Jordana w Krakowie odbiera Pan jako akcję polityczną?

– Tu są dwie możliwości. Pierwsza, może najprostsza do przyjęcia, jest taka, że zrobiła to osoba, która ma problemy z racjonalnym rozpoznaniem rzeczywistości, czyli ktoś, kto ma jakieś problemy psychiczne. Ale istnieje jeszcze druga możliwość, że mamy tutaj niestety owoce kampanii nienawiści skierowanej właśnie przeciwko żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego, próby podważania wiarygodności tych żołnierzy i niestety ich publicznego opluwania. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Nie jestem pewien, czy akurat w tym przypadku nie mamy do czynienia z taką sytuacją.

Gdy mówimy o żołnierzach wyklętych, wymieniamy najczęściej nazwiska gen. Fieldorfa „Nila”, rtm. Pileckiego, płk. Cieplińskiego, mjr. „Łupaszki”. Ale postaci, o których wiemy niewiele lub wręcz nic, jest zdecydowanie więcej.

– Z pewnością. Nasza wiedza powszechna na temat żołnierzy wyklętych i poszczególnych osób, które tworzyły podziemie niepodległościowe, walczyły z bronią w ręku i często ginęły, jest bardzo nikła. Ale właśnie m.in. temu służy ich święto 1 marca i wszystkie działania, które wokół niego są organizowane, by o tych kolejnych osobach – nie tylko o generale Fieldorfie czy rotmistrzu Pileckim – mówić i je przypominać.

Wszyscy ginęli podobną śmiercią i byli grzebani potajemnie, czy były jakieś różnice?

– Były różnice, ale polegały one w zasadzie na tym, czy ktoś był skazany na karę śmierci przez sąd powszechny, czy przez sąd wojskowy. Ci, którzy byli skazani na karę śmierci przez sądy wojskowe, zostali uśmierceni metodą katyńską. Ci zaś, którzy byli skazani przez sądy powszechne, jak m.in. generał Fieldorf, zostali powieszeni. Ale po śmierci byli traktowani tak samo – ich szczątki wrzucano do dołów, w większości w nieznanych miejscach, a potem przez wiele lat zacierano ślady po miejscach ich pochówku. Wymazywano także pamięć o nich ze zbiorowej świadomości.

W jednej z audycji radiowych usłyszałem niedawno, że trzeba poczekać ze stawianiem tych żołnierzy na piedestale, bo mamy podobno problemy z oceną tego, co działo się w Polsce po 1945 roku, a wśród tych żołnierzy mogli być zwykli bandyci.

– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że żołnierze wyklęci zasługują na pomniki. Próba podważania ich ofiarności i męstwa poprzez podnoszenie rzekomych jakichś czynów kryminalnych, których mieli się dopuścić, jest tak naprawdę sztucznym wybiegiem. Polega on na tym, że ktoś, kto jest przeciwko samej idei ich uczczenia, będzie udawał, że próbuje racjonalnie dyskutować, podnosząc jakiś występek rzekomo kryminalny jednego z żołnierzy wyklętych. Jak już wspomniałem, osoby, które używają takich argumentów, tak naprawdę nie chcą uznania Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Warakomska łączy to święto z bieżącą walką polityczną między „kibolami i nacjonalistami a PO” czy „PiS a PO”.

– Nie ma to nic wspólnego z żadną walką polityczną ani odniesieniem do współczesności. Tu chodzi o pamięć o ludziach, którzy walczyli o niepodległość naszego kraju. Żołnierze wyklęci, tak jak wcześniej powstańcy warszawscy, żołnierze AK w czasie wojny, obrońcy z września 1939 roku, a wcześniej legioniści oraz powstańcy styczniowi i listopadowi, walczyli o niepodległość naszego kraju. Takie jest moje przekonanie i taki jest też fakt historyczny, bez względu na to, jakie ktoś ma poglądy polityczne. Nieuznawanie tego za walkę o niepodległość naszego kraju uważam za nieporozumienie.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik Wtorek, 5 marca 2013

Autor: jc