Wotum zadufania
Treść
Długo zwlekał premier Donald Tusk z wnioskiem o udzielenie przez Sejm wotum zaufania jego gabinetowi. Trudno się temu dziwić, bo po aferze podsłuchowej ze wstydliwym udziałem polityków rządzących wynik głosowania wcale nie był taki pewny. Zwłaszcza że niepokój w szeregach koalicji niedawno zasiała nieudana próba uchylenia immunitetu Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA.
Kiedy jednak już skrzętnie policzono głosy, uznano, że czas ratować upadły wizerunek rządu. Koalicjanci pod hasłami stabilizacji kraju, wyjaśnienia afery „do spodu” i rozliczenia winnych – murem stanęli za premierem. Nic dziwnego, przecież głosowali za utrzymaniem swoich ciepłych posadek, które zapewne po przyspieszonych wyborach przyszłoby im porzucić. Bo choć koalicja trwa, to nie odzwierciedla ona stanu odczuć społeczeństwa, które miało okazję przekonać się, kto i w jaki sposób rządzi Polską.
Niestety, ten wątek, tak mocno podkreślany przez opozycję, jest jakby niezauważalny dla premiera, który sprawę skandalicznego sposobu prowadzenia polityki, pomysłów na omijanie Konstytucji sprowadził do problemów językowych.
To nic, że w polityce decyduje prywata i układziki, nic, że służby mające chronić najważniejsze osoby w państwie zawiodły. Wyciąganie konsekwencji na kilka miesięcy przez wyborami byłoby przecież „rodzajem samobójstwa”. Podobny efekt przyniosłoby wyznanie premiera, że jego ministrowie zawiedli.
Dlatego rząd skoncentruje się na tropieniu enigmatycznego destabilizatora. A ślady wskazują na biznes na kierunku wschodnim. I pomyśleć, że mówił o tym premier, a zarazem szef partii, która straszenie Rosją uznawała dotąd za domenę PiS. Tyle że wojenka z silnym wrogiem to nie to samo co potyczka z gangiem kelnerów. A i jest okazja, by na salonach błysnąć i pomachać szabelką, bo Bruksela wspomina coś o sank- cjach wobec Rosji destabilizującej Ukrainę.
Zatem bagno zostanie, a tropienie afery ruszy z kopyta. Idąc za myślą premiera, z mandatem parlamentu jego rząd będzie naprawdę skuteczny w wyjaśnianiu sprawy podsłuchów. Znajdą się zatem podsłuchujący, ujawniający i może nawet zostaną ukarani za próbę destabilizacji państwa. Sami zaś ministrowie – jakże przecież kulturalni i zatroskani o losy kraju, i jakże skrzywdzeni podsłuchami – pozostaną na stanowiskach, by dalej mężnie walczyć o interesy. Ale czy jeszcze ktoś wierzy, że będą to interesy państwa?
Marcin Austyn
Nasz Dziennik, 27 czerwca 2014
Autor: mj