Wreszcie z serwismenem
Treść
Rozmowa z Justyną Kowalczyk, reprezentantką Polski w biegach narciarskich Choć za oknem słońce przygrzewa coraz mocniej a o śniegu już prawie zapomnieliśmy - team Justyny Kowalczyk nie próżnuje i szykuje spore zmiany. - To prawda, dojdzie do wielu zmian. Przede wszystkim wreszcie otoczy mnie opieką zespół serwismenów z prawdziwego zdarzenia. Na jego czele stanie jeden z najlepszych fachowców w świecie, Szwed Ulf Olsson, a współpracować z nim będzie dwóch Polaków - byłych zawodników. Na stałe do składu teamu wszedł doktor Robert Śmigielski, pomagać mi będzie również fizykoterapeuta. Jako jedyna w kadrze została Pani pod okiem trenera Aleksandra Wierietielnego. - Tak, grupa, w której startowaliśmy od lat, rozdzieliła się. Mnie nadal będzie prowadził trener Wierietielny, w tej materii nic się nie zmieniło. Zresztą nie wyobrażałam nawet sobie innego scenariusza. Trener jest znakomitym fachowcem, bardzo odpowiada mi system pracy, który proponuje. Wbrew pozorom - nie taki wcale straszny, jak niektórzy uważają (śmiech). Wiem doskonale, że w dyscyplinach wytrzymałościowych jest tylko jeden sposób na sukces - praca, praca i jeszcze raz praca. Godziny wysiłku przekładają się na wynik i nie ma żadnej innej recepty. Zresztą w biegach relacje zawodnik - trener kształtują się latami, obie strony muszą się poznać, zaufać sobie, obserwować nawzajem. Dopiero po jakimś czasie można dojść do pełnego porozumienia. Najważniejszą zmianą - co Pani już zresztą podkreśliła - jest zatrudnienie Ulfa Olssona. O dobrym serwismenie marzyła Pani od dawna, teraz wreszcie dostała - i to jednego z najlepszych. - I to mnie niezwykle cieszy. Ja już zresztą miałam go na oku od dawna, ale przez ostatnie lata pracował z Kateriną Neumannovą. Mogłam zatem tylko czekać na moment, gdy Czeszka zakończy karierę (śmiech). Ulf miał sporo innych propozycji, znakomitych nawet, które odrzucił. Umowę chciała podpisać z nim m.in. federacja kanadyjska, szykująca bardzo mocną ekipę na igrzyska w Vancouver. Zdecydował się jednak związać z nami, wiążę z tym ogromne nadzieje. Na pewno wprowadzi sporo nowinek, no i odciąży wreszcie trenera. Wielu kibiców nawet nie zdaje sobie sprawy, co oznacza dobry serwismen... - Kiedyś starałam się wytłumaczyć "ile" doktorowi Śmigielskiemu: słuchał, słuchał i nie skomentował. Dopiero będąc z nami na mistrzostwach świata w Sapporo, mógł się z bliska przyjrzeć pracy serwismenów, dostrzec, jakie znaczenie ma złe bądź dobre smarowanie. Podszedł do mnie i powiedział, iż nawet w 1/10 nie spodziewał się, że tak ogromne. Krótko mówiąc: nawet świetni zawodnicy w szczytowej formie nie są w stanie walczyć o czołowe lokaty, gdy dostaną do dyspozycji źle posmarowane narty. W naszym sporcie przygotowanie sprzętu jest równie ważne co przygotowanie fizyczne i motoryczne. Olsson nigdy nie ukrywał, że chciał współpracować tylko z talentem światowej klasy. - No tak, zawsze mówił, że może się związać jedynie z zawodniczką porównywalną do Neumannovej. Na razie oczywiście dużo mi do niej brakuje, przecież to była wielka gwiazda biegania. Ale wierzę, że przyszłość przede mną. Miniony sezon zakończyłam na ósmym miejscu w Pucharze Świata, który jest przekrojem całego roku startów. Pod okiem takich fachowców, jak Wierietielny i Olsson powinnam częściej być na podium, oni pewnie myślą podobnie. Oczywiście łatwe to nie będzie, bo i rywalki nie śpią. Czołówka jest bardzo wyrównana, nie ma tam nikogo z przypadku, wszystkie mamy dobrych fachowców do dyspozycji, całe zaplecze do pomocy. O sukcesach zadecydować mogą drobne szczegóły. Kluczem do sukcesu jest także cierpliwość, której nigdy zabraknąć nie może. To coraz częstsza tendencja w świecie sportu, by na wyniki jednego zawodnika pracował cały sztab ludzi. - Szczególnie w krajach, w których nie ma dużej grupy dobrych zawodników w danej konkurencji, tylko jeden, dwóch, góra trzech. W Norwegii czy Szwecji może ze sobą trenować nawet osiem biegaczek z jednym trenerem i nie spowoduje to obniżki ich klasy, bo są tak mocne i wyrównane zarazem. Co jednak zrobić, gdy jedna zawodniczka prezentuje wysoki poziom, a pozostałe dużo słabszy? Niektórzy myślą, że na wspólnych zajęciach te słabsze będą równać do silniejszej. To nieprawda, bo wszystko się raczej wypośrodkuje. Dlatego powstają całe sztaby pracujące na jednego sportowca. Pani Justyno - jak zdrowie? - Już w porządku, po sezonie przez trzy tygodnie byłam w Druskiennikach, uzdrowisku na Litwie. Tam mnie wygimnastykowano, "zreperowano", poleżałam sobie w błotach leczniczych, przeszłam inne zabiegi. W okolicach lipca, sierpnia, gdy będą największe obciążenia na treningach, okaże się, czy jestem w stanie bez problemu im podołać. Myślę, że powinno być dobrze - zwłaszcza że czuwa nade mną fizykoterapeuta, który będzie wychwytywał pierwsze symptomy kontuzji. Kiedy rozpocznie Pani przygotowania do nowego sezonu? - Po litewskim odpoczynku wdrażam się w trening. Na razie pływam, biegam, chodzę na siłownię, ale bez przesady. Na pierwszy obóz wysokogórski wyjeżdżamy 29 maja do Livigno we Włoszech. I tak już będzie aż do zimy - po trzy tygodnie w każdym miesiącu ciężkich zajęć. I powiem szczerze, że... nie mogę się już ich doczekać. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-05-17
Autor: wa
Tagi: justyna kowalczyk