Wspominając i czcząc świętych, wielbimy Boga
Treść
Z JE księdzem biskupem Ignacym Decem, pierwszym ordynariuszem diecezji świdnickiej, rozmawia Sławomir Jagodziński Ekscelencjo, co stanowi istotę uroczystości Wszystkich Świętych? - W tradycyjnej nauce Kościoła jest mowa o społeczności uczniów Chrystusa znajdujących się w trzech egzystencjalnych kręgach: na ziemi, w niebie i w czyśćcu. Stąd też mówi się o ziemskim Kościele pielgrzymującym, Kościele w drodze (dawniej mówiono - walczącym), Kościele triumfującym, zbawionym (niebieskim) i Kościele oczyszczającym się (cierpiącym) - w czyśćcu. Między tymi trzema kręgami wiernych istnieje egzystencjalna, osobowa więź, komunikacja - zwana świętych obcowaniem. Kościół pielgrzymujący na ziemi spogląda z nadzieją na Kościół zbawionych w Niebie. Z ludzi zbawionych próbuje brać wzór, stara się ich naśladować w miłowaniu Boga i ludzi. Prosi także niebieskich przyjaciół o wstawiennictwo w ziemskich potrzebach przed Bogiem. Szczególną więź zachowuje Kościół ziemski z Maryją, Królową Wszystkich Świętych. Ją próbuje naśladować w wierze, nadziei i miłości. Poprzez Nią także wyprasza pomoc na trudy ziemskiego życia. Kościół ziemski doświadcza tej pomocy. Tylu ludzi jest przekonanych o otrzymywaniu przeróżnych łask przez pośrednictwo świętych, szczególnie za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła. Z Objawienia wiemy, że ten niebieski Kościół jest bardzo liczny. Apostoł Jan w wizji proroczej wyraził to w słowach: "I ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy" (Ap 7, 9). Na pytanie: "kim oni są i skąd przybyli?" - pada odpowiedź: "To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka" (Ap 7, 14). Są to więc byli mieszkańcy ziemi, którzy przyszli "z wielkiego ucisku". Ziemia jest bowiem miejscem ucisku, jest miejscem, gdzie nas tyle spraw przygnębia. Święty Jan podaje bardzo ważny szczegół dotyczący tego przejścia z ziemi do Nieba: "i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka". A zatem ci zbawieni wybielili cienie swego życia, splamione grzechem szaty, we krwi Chrystusa. Przyjęli więc Jego oczyszczające miłosierdzie, przyjęli dar zbawienia. Ostatecznie wspominając i czcząc świętych, wielbimy Boga i okazujemy Mu wdzięczność, że zostawił na ziemi poprzez nich nam - ludziom - tyleż dobra. Czasem błędnie dzień Wszystkich Świętych określa się jako święto zmarłych. To chyba zdecydowanie wypacza zasadnicze przesłanie tej uroczystości? - Takie mniemanie rozpowszechniano w czasach komunistycznych, gdy teologowie czy zwykli ludzie wierzący nie byli dopuszczani do mediów. Z pewnością, nie wszyscy zmarli dostępują natychmiast zbawienia i nie wszyscy od razu zdobywają koronę świętości. W uroczystość Wszystkich Świętych łączymy się duchowo ze świętymi w Niebie, z wiecznymi już przyjaciółmi Boga. Z nimi niesiemy Mu cześć i uwielbienie. Przypominamy sobie o naszym powołaniu do świętości, we wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych zaś, 2 listopada, w tzw. Dzień Zaduszny, modlimy się o pełnię zbawienia dla tych, którzy odbywają czyśćcowe oczyszczenie, są w drodze do pełni zbawienia. Uroczystość Wszystkich Świętych zagrożona jest obecnie promocją zwyczajów obcych naszej kulturze. Konkretny przykład: w przedszkolu prywatnym pani prosi dzieci, aby przyniosły przebrania na Halloween, bo będzie zabawa. Jak powinni zareagować na to katoliccy rodzice? - Usiłowania te nie są czymś nowym. Leżą na linii podejmowania ciągle to nowych prób desakralizacji życia ludzkiego. Już za czasów komunistycznych, a dziś w krajach rządzonych przez libertynów i różnego rodzaju liberałów czy ateistów, próbuje się ciągle na nowo stwarzać dla ludzi namiastki tradycyjnych obrzędów czy zwyczajów religijnych (także w miejsce sakramentów św.). Wydaje się, że cel tych zabiegów jest podwójny: desakralizacja (walka z prawdziwą religią) i komercjalizacja (robienie przy okazji biznesu na sprzedawaniu dziwacznych strojów, masek). Halloween to nic innego jak próba zniekształcenia czy też nawet zastąpienia uroczystości Wszystkich Świętych. Zabawa ta połączona ze strojami czarownic, wampirów czy diabłów jest propagowaniem okultyzmu, magii, ezoteryzmu, satanizmu. Jest po prostu próbą odrodzenia się pogaństwa. To wypaczanie katolickiej nauki o śmierci i życiu wiecznym (pozagrobowym). Faktycznie - Halloween można uznać za konkurencję dla uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. Jest to bardzo niebezpieczna farsa, groteska tycząca śmierci i tajemnicy świętych obcowania. Zadaniem ludzi Kościoła jest przestrzeganie rodziców przed tym niebezpieczeństwem. Rodzice mają prawo i obowiązek domagać się od instytucji wychowawczych odpowiedniego modelu wychowania. Powinni żywo reagować przeciw podejmowanym praktykom duchowego rujnowania ich dzieci. Jak już Ksiądz Biskup wspomniał, zaraz po Wszystkich Świętych obchodzimy wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. Dlaczego powinniśmy pamiętać o tych, którzy odeszli, i w czym powinna się objawiać nasza pamięć o nich? Jak możemy im pomóc, aby jak najszybciej znaleźli się w Domu Ojca? - Kościół ziemski trwa w więzi nie tylko z Kościołem zbawionych w Niebie, ale także z Kościołem oczyszczającym się w czyśćcu. Ta więź wyraża się przede wszystkim w modlitwie za zmarłych. W każdej Mszy św. Kościół ziemski prosi o oczyszczenie z grzechów i dar szczęśliwości wiecznej dla tych, którzy umarli w Chrystusie. Szczególną modlitwą obdarza ich w Dzień Zaduszny zwany w liturgii wspomnieniem Wszystkich Wiernych Zmarłych. Właśnie wtedy naszą modlitwą ogarniamy tych, którzy oczekują na pełnię zbawienia. Z ziemi, na której oni kiedyś byli, ślemy im naszą braterską i siostrzaną pomoc modlitewną, wiedząc, że oni sami już nie mogą sobie pomóc. Jest to też jakaś forma wdzięczności, jaką możemy im okazać za dobro, które nam wyświadczyli w ziemskim życiu. Czy chrześcijanin powinien się bać śmierci? - Mówi się niekiedy o chrześcijanach, że wszyscy chcieliby iść do Nieba, ale wszyscy, albo prawie wszyscy, boją się umierać. Jest jakiś naturalny lęk przed śmiercią. Człowiek jest bowiem istotą biologiczną. Obserwuje przyrodę, w której istoty żywe tracą życie, bezpowrotnie giną. Ich organizmy, po utracie życia, przechodzą w inny rodzaj materii. Człowiek doświadcza śmierci innych ludzi. Przeżywa boleśnie śmierć najbliższych. Wie, że kiedyś i sam będzie musiał umrzeć. Lęka się unicestwienia tych, których kocha, i samego siebie. Z tego lęku może go wyprowadzić wiara, a dokładniej osobowe i osobiste zaufanie do Chrystusa, który także przeszedł tu, na ziemi, przez bramę śmierci, ale który tę śmierć zwyciężył przez swoje chwalebne zmartwychwstanie. Wszystkim wierzącym w Niego obiecał nowe życie po utracie życia na tym świecie: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16); "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki" (J 11, 25-26a); "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6, 54). Zadaniem Kościoła jest wyprowadzanie ludzi z lęku przed śmiercią - przez głoszenie Ewangelii Krzyża i Zmartwychwstania. Daje się dziś zauważyć niedobry proces izolacji ludzi, zwłaszcza młodych, od osób przybliżających się do śmierci. Pozbywanie się staruszków z rodzin i kierowanie ich do domu opieki społecznej nie zawsze jest powodowane brakiem możliwości otoczenia ich opieką w rodzinie, ale właśnie próbą izolacji takich osób od dzieci i młodzieży, by stwarzać pozór, że śmierci nie ma. A przecież śmierć jest czymś rzeczywistym, należy do naszego ziemskiego życia i należy się z nią "oswajać". Trzeba jednak patrzeć na nią oczyma wiary. Bez wiary śmierć człowieka jest rzeczywiście nonsensem (biorąc pod uwagę naturalne pragnienie życia). W ciągu ostatniego roku odeszło od nas wielu zasłużonych ludzi Kościoła, których dzieło staje się w jakimś stopniu wezwaniem dla każdego z nas. Wspomnijmy śp. ks. abp. Kazimierza Majdańskiego. Jakie przesłanie dla nas płynie z jego życia? - Każdy człowiek odchodzący do wieczności zostawia nam jakieś przesłanie do wykonania. Wypisuje je całym swoim życiem: swoją działalnością, swymi dokonaniami. Świętej pamięci ks. abp Kazimierz Majdański, jako założyciel i dyrektor Instytutu Studiów nad Rodziną, pozostawił nam przede wszystkim zobowiązanie, któremu na imię troska o zdrową, katolicką rodzinę, i w związku z tym: troska o ochronę życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci oraz troska o zdrowe religijno-patriotyczne wychowanie młodego pokolenia. Nie można nie wspomnieć nestora polskich misjonarzy śp. ks. kard. Adama Kozłowieckiego, który ponad 60 lat życia poświęcił pracy misyjnej w Zambii. Jego życie przypomina o konieczności udziału w dziele krzewienia wiary i wspierania go... - Trzeba podziwiać tego człowieka, którego wydała polska ziemia. Całe życie dawał siebie drugim. Sam przekonany o wartości nauki Jezusa i Jego dzieła zbawczego przekazywał naukę Chrystusa i swoją wiarę w Niego tym, którym dotąd nie było dane otrzymać tego daru. Pozostanie dla naszego pokolenia i następnych pokoleń wzorem poświęcenia życia dla drugich - w niesieniu im prawdy i dobra. Z okazji Wszystkich Świętych zawsze publikowaliśmy apel śp. ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodzin Katyńskich, o niezapominanie o mogiłach tych, którzy polegli za naszą wolność i niepodległość, i modlitwę w ich intencji. Takiej pamięci trzeba chyba ciągle uczyć, szczególnie młode pokolenie... - Widywałem go, zwłaszcza w ostatnich latach, gdy jestem biskupem. Łączyła nas troska o Radio Maryja i Telewizję Trwam. Miałem dla niego szczególny respekt - dla dzieła jego życia. Cenił go Episkopat i cały Naród. Pielęgnował bowiem pamięć o pomordowanych na Wschodzie. Był więźniem obozu w Kozielsku i świadkiem zbrodni katyńskiej. Cudem uniknął śmierci. Pierwszą Mszę św. odprawił za swoich kolegów pomordowanych na Wschodzie. Jako kapelan Rodzin Katyńskich nie ustawał w staraniach, by pamięć o poległych na Wschodzie nie zaginęła. Bolał, gdy natrafiał na narodową chorobę niepamięci. W czasie ekshumacji ciał z dołów śmierci każdą wydobytą czaszkę namaszczał i dotykał różańcem poświęconym przez Jana Pawła II. - Chciałem przynieść im ukojenie - tłumaczył. Na każdym kroku zabiegał o pamięć o pomordowanych na Golgocie Wschodu, ale nie miał nienawiści do oprawców. Był rzecznikiem polsko-rosyjskiego pojednania - na bazie prawdy. Czekał na Jelcyna, gdy ten przyjechał do Doliny Katyńskiej. Przekazał mu "Akt Przebaczenia" przygotowany na Jasnej Górze. Zostawił nam troskę o tę pamięć, troskę o przekaz tej pamięci młodemu pokoleniu. Pozwoli Ksiądz Biskup, że wspo mnę jeszcze jedną postać - śp. ks. bp. Ignacego Jeża. Nieustannie brzmią mi w uszach jego słowa: "Od dłuższego czasu, kiedy rano otwieram oczy, dziękuję Panu Bogu za to, że pozwolił mi przeżyć jeszcze jeden dzień". Jakie przesłanie dla nas wszystkich przyniosło i przynosi piękne i długie życie tego człowieka? - Gdy spotykaliśmy się, mówił do mnie: "Witam Ignacego Trzeciego". Pierwszym według wieku był on, drugim arcybiskup Tokarczuk. Odpowiadałem: "Cieszę się, że jestem w takim towarzystwie. Mam z kogo brać przykład. Chciałbym bardzo pielęgnować przymioty moich imienników". Ksiądz biskup napisał w swoim testamencie: "Za darowane w 1945 roku życie byłem Panu Bogu niepomiernie wdzięczny i stąd płynęła moja pogoda ducha". Cechowały go dwa szczególne przymioty: dobroć i uśmiech. Jego dobroć była odpowiedzią na doznaną od Boga łaskę miłości, łaskę długiego życia. Nikogo nie traktował jak wroga. Mimo bardzo ciężkich obozowych doświadczeń nie zgłaszał pretensji do Niemców. Był wielkim rzecznikiem polsko-niemieckiego pojednania. Tryskał na co dzień optymizmem. Gdy go pytano, dlaczego jest w tak dobrej kondycji zdrowotnej, pomimo tylu lat, odpowiedział pewnego razu żartobliwie: "Z medycznego punktu widzenia pomogła mi obozowa dieta i praca w obozie na świeżym powietrzu". Bliscy mu przyjaciele, którzy go na co dzień spotykali, powtarzają jego anegdoty i żartobliwe powiedzonka. Bawił nimi kiedyś swojego wielkiego Przyjaciela, Ojca Świętego Jana Pawła II. Co ważne i godne naśladowania - widział świat pozytywnie. Nawet w życiu obozowym, w tym piekle na ziemi, potrafił dostrzec blask dobra. Stąd też swoim obozowym wspomnieniom dał tytuł "Światło w ciemnościach". Wielu byłych więźniów zarzucało mu, że o pobycie w obozie mówi zbyt delikatnie, nie ukazując całego okrucieństwa tego miejsca. "Mimo strasznego upodlenia zdarzały się tam też przypadki heroizmu i ratowania człowieczeństwa" - mówił, przypominając słowa św. Pawła: "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5, 20). Jego przesłanie dla nas to właśnie: być dobrym, wdzięcznym i pogodnym. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2007-10-31
Autor: wa