Z Sejmu do Trybunału
Treść
Jeśli Sejm ratyfikuje pakt fiskalny, Prawo i Sprawiedliwość zaskarży tę decyzję do Trybunału Konstytucyjnego. A po przejęciu władzy uzna pakt za nieobowiązujący nasz kraj.
Pakt fiskalny może w dzisiejszym głosowaniu w Sejmie uzyskać poparcie ze strony Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Ruchu Palikota oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej, które zadeklarowały w trakcie debaty, że opowiedzą się za umową międzynarodową pozwalającą na ingerencję organów unijnych m.in. w budżety państw członków strefy euro. Ta koalicja w Sejmie nie gwarantuje jednak, iż układ zostanie zatwierdzony większością dwóch trzecich głosów. A tego –zgodnie z Konstytucją – wymagają umowy międzynarodowe, na podstawie których Polska przekazuje organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach. Przeciw paktowi zagłosują Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarna Polska.
Wyjście naprzeciw unijnym biurokratom i ratyfikację paktu gwarantuje utrzymywanie przez rząd, że zawarte w dokumencie zobowiązania dla naszego kraju nie powodują przekazania kompetencji władzy państwowej – o czym przekonywali wczoraj politycy PO – i przyjęcie umowy zwykłą większością głosów. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że sprawa przegłosowania przez Sejm paktu fiskalnego zostanie skierowana do zbadania przez Trybunał Konstytucyjny, a sam pakt – jeśli zostanie przyjęty zwykłą większością głosów – zostanie uznany przez Prawo i Sprawiedliwość, w przypadku przejęcia władzy przez tę partię, za nieobowiązujący nasz kraj.
Do paktu fiskalnego przekonywał wczoraj w Sejmie premier Donald Tusk. Swoje słowa kierował jednak przede wszystkim nie do posłów, lecz przysłuchujących się debacie obywateli i tych, którzy fragmenty wystąpienia szefa rządu mieli obejrzeć w wieczornych wiadomościach. Trudno było znaleźć merytoryczne i przekonujące argumenty za tym, aby Polska pakt – na który spośród członków Unii Europejskiej nie zgodziły się Wielka Brytania i Czechy – poparła.
Tusk po raz kolejny zagrał więc propagandą. Przekonywał, iż chodzi o bezpieczeństwo Europy i Polski. – Stabilność Europy jako wspólnoty jest jednym z kluczowych gwarantów stabilności Polski. (…) Nie ma bezpieczeństwa dla naszego kraju, stabilności jego rozwoju przy poważnym ryzyku upadku strefy euro – argumentował premier, zaznaczając, że ta umowa ma być kolejnym krokiem na rzecz budowy bezpiecznej Europy. Podpowiadał także społeczeństwu, że większość Polaków pakt fiskalny popiera. Tym samym premier dał sygnał osobom, które jeszcze nie wiedzą, co w tej sprawie myśleć, że w dobrym tonie jest być za paktem.
Ci, którzy już przyjęli do wiadomości, że dokument należy poprzeć, zostali przez Donalda Tuska pochwaleni jako myślący o przyszłości całej Europy. Pozostali zaś dostali szansę dołączenia do tego „elitarnego” grona.
– Polacy czują się odpowiedzialni za bezpieczeństwo całej Europy. (…) Pakt fiskalny, krytycznie oceniany przez prawą część sceny politycznej, cieszy się blisko 50-procentowym poparciem społecznym – mówił Donald Tusk. Minister finansów Jacek Rostowski roztaczał z kolei wizje, że udział w porozumieniu wynikającym z paktu fiskalnego da nam wpływ na decyzje państw strefy euro. Aby nie wyjść jednak przed społeczeństwem na tego, który z niezwykłą gorliwością dąży jedynie do spełnienia oczekiwań swoich zagranicznych sojuszników, lecz dać złudzenie, iż pozostaje w centrum i racjonalnie podejmuje dobre dla Polski decyzje, Tusk zaapelował do lewicy o „porzucenie gorączkowych starań i nawoływań do natychmiastowego wejścia do strefy i przesadnie ideologicznych wystąpień, w typie głosów o potrzebie roztopienia się w Unii”.
Premier przekonywał nawet, że większa dyscyplina finansów publicznych, którą będzie wymuszał pakt fiskalny, ma na celu chronić polskiego podatnika. – Pakt fiskalny będzie nakładał na Skarb Państwa pewne obowiązki dotyczące standardów, o których, sądzę, wszyscy marzymy, a nie się boimy. To są bowiem standardy, które będą chroniły polskiego podatnika i polskie państwo przed nadmiernymi ryzykami, które pogrążyły niektóre państwa strefy euro, ponieważ nie stosowały się do standardów, które pakt fiskalny będzie egzekwował – mówił Tusk.
Krok do superpaństwa
Pakt fiskalny, który w przypadku jego przyjęcia będzie obowiązywał Polskę po wejściu naszego kraju do strefy euro, zakłada między innymi – w wyniku zwiększenia kontroli nad finansami publicznymi państw unii walutowej – kontrolę budżetów krajowych państw strefy euro, co de facto zmierza do uniemożliwienia prowadzenia własnej polityki gospodarczej. A w istocie jest kolejnym etapem do stworzenia jednego państwa europejskiego z walutą euro. Przystąpienie Polski do paktu fiskalnego – który premier Donald Tusk podpisał w marcu ubiegłego roku, a teraz następuje jego ratyfikacja – dla Polski, jako kraju spoza strefy euro, jest dobrowolne.
Tusk poinformował, że będzie się starał, aby Polska jak najszybciej spełniła kryteria przystąpienia do strefy euro. Jak jednak zaznaczył, przystąpienie do unii walutowej nastąpi wtedy, gdy Europa i Polska będą na to przygotowane. Przypomniał również, że – by to się stało – niezbędna jest zmiana Konstytucji. Obecny układ sił w parlamencie i deklaracje co do zgody na przyjęcie przez Polskę euro (przeciw opowiadają się kluby PiS i SP) nie wskazuje, by znalazła się większość dwóch trzecich głosów niezbędna do przegłosowania zmiany Konstytucji. Premier nawiązał też do ostatniego szczytu Rady Europejskiej w Brukseli, ogłaszając po raz kolejny sukces negocjacji budżetowych. Przekonywał przy tym, że negocjacje w sprawie budżetu dla Polski nie były łatwe, gdyż panowało przekonanie, że najwięcej środków z unijnego budżetu powinno przypaść państwom najbiedniejszym, a Polska – tłumaczył Tusk – jest tym krajem, który z kryzysem daje sobie radę najlepiej i w którym zamożność obywateli rośnie. Dowodził też, że wynegocjowanie „tak dużych środków z unijnego budżetu” to efekt dobrych sojuszy, które dla Polski zawarł. Unijny budżet musi zostać jeszcze zatwierdzony przez Parlament Europejski, który jednak – głosem przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza – sygnalizował możliwość jego zawetowania. A to ze względu na ograniczenie budżetu, które odczuła także Polska. W wyniku dokonanych cięć mamy bowiem otrzymać w ramach samych tylko funduszy spójności aż o blisko 8 mld euro mniej, niż przewidywał to projekt budżetu przygotowany przez Komisję Europejską. Schulz miał dzisiaj wystąpić w polskim Sejmie. Nieobecność przewodniczącego PE usprawiedliwiono jego chorobą.
Zły tryb
Propagandowego entuzjazmu ekipy Donalda Tuska, zarówno co do skutków paktu fiskalnego dla naszego kraju, jak i unijnego budżetu, nie podziela największa partia opozycyjna. Prezes PiS Jarosław Kaczyński podtrzymywał wczoraj, że pakt powinien być ratyfikowany nie zwykłą większością, lecz większością dwóch trzecich głosów w Sejmie. – Usłyszeliśmy, że ten pakt fiskalny nie dotyczy suwerenności państwa, z czego by wynikało, że nie powinien być przyjmowany większością dwóch trzecich głosów. Całkowicie odrzucamy ten pogląd. Pakt fiskalny w istotny sposób ogranicza naszą suwerenność bez żadnego uzasadnienia odnoszącego się do polskich interesów. Jeżeli ma być przyjęty, to ma być przyjęty w trybie przewidzianym przez Konstytucję, czyli to ma być dwie trzecie głosów – powiedział Kaczyński. Prezes PiS zapowiedział, iż w przypadku, gdy Prawo i Sprawiedliwość przejmie w Polsce władzę, to pakt fiskalny – w razie jego przyjęcia zwykłą większością – będzie traktowany jako nieobowiązujący Polskę. – Jeżeli władza w Polsce się zmieni, to nastąpi notyfikacja faktu, że Polska nie weszła do paktu fiskalnego, bo zgodnie z polską Konstytucją nie weszła. Chcemy Konstytucji przestrzegać – dodał Kaczyński. I zapowiedział, że sprawa zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego.
Przewodniczący klubu Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk wytknął Tuskowi, że ten posługuje się jedynie sondażami, które są dla niego wygodne, podczas gdy np. w styczniu br. 62 proc. Polaków deklarowało swój sprzeciw wobec wejścia do strefy euro. Mularczyk zadeklarował sprzeciw SP dla przyjęcia paktu fiskalnego. – Przyjęcie paktu fiskalnego jest ograniczeniem polskiej suwerenności fiskalnej, budżetowej i finansowej – mówił przewodniczący klubu SP. Zaznaczył, iż wstępne szacunki wskazują, że niezbędne będzie wniesienie 24 mld euro wkładu do europejskiego mechanizmu stabilności na pomoc dla europejskich bankrutów. – Czy mamy iść drogą Grecji? Polacy nie wyjeżdżają do Grecji, Słowacji, Portugalii, które są w strefie euro, ale wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, w której od wielu lat jest funt. Euro nie jest panaceum na całe zło i wyjście z kryzysu – dodał Mularczyk.
Nasz Dziennik Środa, 20 lutego 2013Autor: jc