Z wiarą w sukces
Treść
Piłkarze Wisły i Legii rozegrają dziś pierwsze mecze 1/16 finału Ligi Europejskiej. Krakowianie zmierzą się ze Standardem Liege, warszawianie ze Sportingiem Lizbona i choć teoretycznie to rywale będą faworytami, nasze zespoły nie są bez szans. Szczególnie podopieczni Macieja Skorży mogą wykorzystać kryzys, jaki dopadł Portugalczyków.
Pod Wawelem informacje o wylosowaniu Standardu przyjęto z umiarkowanym optymizmem. Belgowie byli co prawda najsłabszą drużyną spośród tych, z którymi wiślacy mogli się zmierzyć, ale na Reymonta wszyscy dobrze pamiętali odczucia, jakie się pojawiły po natrafieniu na Apoel Nikozja w czwartej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów. Wtedy zapanowała taka euforia, jakby krakowianie już do niej awansowali. Tymczasem boisko wszystko brutalnie zweryfikowało. Cypryjczycy okazali się zespołem o klasę lepszym i postawili kropkę nad i. Teraz, przed potyczkami ze Standardem, nie ma hurraoptymizmu, ale lekki tak. Belgowie są ekipą niezłą, co do tego nikt nie ma wątpliwości, od lat plasują się w ścisłej czołówce rozgrywek w swoim kraju. Obecnie zajmują czwarte miejsce w tabeli, ze stratą 12 punktów do prowadzącego Anderlechtu Bruksela. Właśnie z "Fiołkami" przegrali 1:2 w ostatniej kolejce, tracąc decydującą bramkę w samej końcówce. Próbują, z niezłym skutkiem, grać futbol kombinacyjny, oparty na dużej ilości krótkich podań. Ich największym atutem jest para szybkich napastników Gohi Bi Cyriac - Mohammed Tchite i to na nich mistrzowie Polski będą musieli szczególnie uważać. Defensywa nie była jesienią najmocniejszą stroną Wisły, szczególnie przy stałych fragmentach gry. Zimą nad tym elementem sporo jednak pracowała i - jak deklaruje trener Kazimierz Moskal - z dobrym skutkiem. Sam niedawno zaskoczył ustawianiem zespołu. W sparingu z Sandecją Nowy Sącz wystawił bowiem na "szpicy" Maora Meliksona i niewykluczone, że taki wariant zastosuje również dziś. W ten sposób zwolniłby miejsce dla Łukasza Garguły oraz skrzydłowych, Patryka Małeckiego i Ivicy Ileva (Andraża Kirma). - Standard na pewno jest dobrym zespołem, zwłaszcza na swoim boisku. Ma nad nami przewagę, bo od tygodni rywalizuje w lidze, a my rozegramy pierwszy mecz w nowym roku. Mimo to szanse awansu oceniam pół na pół - przyznał Izraelczyk. Moskal dodał: - Wiemy, jak prezentuje się Standard, jaką piłkę lubi. Dla mnie ważniejsze jest jednak to, żebyśmy my zagrali swoją piłkę, długo się przy niej utrzymywali i byli bardzo dobrze zorganizowani w obronie nawet wtedy, gdy sami rozgrywamy akcje.
Legia natrafiła na teoretycznie trudniejszego rywala. Tyle że w praktyce może mieć zdecydowanie łatwiej niż Wisła, a to z tej racji, że Sporting przeżywa potężny kryzys. Audyt niezależnej instytucji finansowej wykazał, że cały klub jest zadłużony na 280 milionów euro, a największe straty przynosiła oczywiście sekcja piłkarska. Tymczasem na transfery przed sezonem 2011/2012 wydała... 30 milionów euro, najwięcej w swojej historii. Nie przełożyło się to jednak na wyniki (czwarte miejsce w lidze, aż 16 punktów straty do Benfiki Lizbona. Z pięciu tegorocznych meczów Sporting wygrał jeden, odpadł z Pucharu Ligi), a ostatnio w zespole doszło do ogromnego tąpnięcia. Prezesi zwolnili trenera Domingosa Paciencię, zastępując go Ricardo Sa Pinto. Wszystko odbyło się w atmosferze podejrzeń, bo jak spekuluje portugalska prasa, były już szkoleniowiec "Lwów" potajemnie negocjował kontrakt z FC Porto. Sa Pinto to z kolei jedna z legend Sportingu, uwielbiany przez kibiców, ale przez piłkarzy już niekoniecznie. W 2010 roku, gdy pełnił funkcję dyrektora sportowego, pobił się w szatni z ówczesną gwiazdą drużyny Liedsonem, po czym został zdymisjonowany (ma krewki charakter, w 1997 roku... pobił selekcjonera reprezentacji Artura Jorge). Dziś w kadrze zespołu wciąż jest kilku graczy pamiętających tamte chwile i trudno powiedzieć, czy będą chcieli pójść w ogień za nowym szkoleniowcem. Sporting przeżywa zatem kryzys, zawodnicy są bez formy, osoba Sa Pinto budzi kontrowersje. Legia może to wykorzystać. W dzisiejszym meczu zagra jeszcze Maciej Rybus, choć został sprzedany do Tereka Grozny (taka była umowa między klubami). Nie wystąpi za to najlepszy strzelec zespołu w Lidze Europejskiej Miroslav Radović, i to z pewnością ogromne osłabienie. Podopieczni Macieja Skorży bardzo dobrze prezentowali się w przedsezonowych sparingach, choć trener znów nie doczekał się na wzmocnienia składu. Ten jest wręcz słabszy niż jesienią (odszedł jeszcze Ariel Borysiuk), ale i w aktualnym stanie posiadania warszawian stać na sprawienie niespodzianki.
Obecność Wisły i Legii w 1/16 finału LE jest wydarzeniem sporej rangi, bo dwóch klubów w wiosennych meczach europejskich pucharów nie mieliśmy od... 1971 roku. Wtedy w ćwierćfinale, odpowiednio, Pucharu Europy i Pucharu Zdobywców Pucharów grały Legia i Górnik Zabrze. Bez powodzenia, niestety, oby teraz było lepiej. W Krakowie i Warszawie obawiają się tylko jednego: kapryśnej pogody, mrozu, a przede wszystkim intensywnych opadów śniegu, które mogłyby boiskowe wydarzenie pozostawić przypadkowi, a nawet, w skrajnym przypadku, doprowadzić do przełożenia meczów.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Środa, 15 lutego 2012, Nr 38 (4273)
Autor: au