Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Zabójcze rozróżnienie" - artykuł Marka Jurka w tygodniku "Gość Niedzielny"

Treść

Projekt tzw. ustawy bioetycznej zawiera niedostrzegalną na pierwszy rzut oka pułapkę. Niebezpieczeństwo kryje się w odróżnieniu pojęć: „dziecko poczęte” i „embrion”.
Jeden ze świadków życia Jana Pawła II opowiadał, że Ojciec Święty uważał za szczególną wartość polskiej ustawy o ochronie życia wprowadzenie do prawa pojęcia dziecka poczętego. Oznacza to uznanie człowieczeństwa dziecka rozwijającego się od poczęcia. Określenie „poczęte” wskazuje na moment, od którego Rzeczpospolita w swym prawie rozpoznaje człowieczeństwo ludzi, których prawa ma obowiązek chronić.
Poczęcie, czyli początek
Przygotowywana ustawa „o ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego oraz Polskiej Radzie Bioetycznej” to odwrót od tego osiągnięcia polskiego prawa. Terminologia zastosowana w ustawie o „in vitro” odróżnia embrion ludzki od dziecka poczętego. A w kodeksach: rodzinnym i opiekuńczym, cywilnym i karnym jest mowa o dziecku poczętym. Do tej pory nikt (nawet przeciwnicy) nie zawężał działania ustawy o ochronie życia do płodowego okresu życia prenatalnego. Jest to bowiem całkowicie sprzeczne z dosłowną wykładnią prawa: określenie „poczęte” wskazuje na początek życia prenatalnego. Tym początkiem jest poczęcie. Faza embrionalna trwa około jednej czwartej czasu ciąży, niezależnie od tego, czy dziecko zostało poczęte in vitro czy in ventre (czyli w sposób naturalny). Przyjęcie założenia, że prawa dziecka poczętego nie w pełni (a może w ogóle nie) działają w tym czasie – a taka jest konsekwencja teorii rzekomej próżni prawnej pozbawiającej ochrony „embriony ludzkie” – pozbawia dotychczasowych praw w każdym momencie jedną czwartą czekających na urodzenie dzieci. Zastrzeżeń tych nie wyjaśnia uzasadnienie proponowanej ustawy bioetycznej. Intencja ustalenia „sankcji przewidzianych za zniszczenie embrionu” na poziomie „wysokości zagrożeń przewidzianych w Kodeksie karnym za przestępstwa dotyczące ochrony życia w fazie prenatalnej” jest szlachetna, ale zakłada, że w dzisiejszym stanie prawnym nawet ośmiotygodniowemu dziecku poczętemu nie przysługują prawa należne z tytułu ustawy o ochronie życia poczętego. Nabywa je – zapewne wbrew intencjom autorów propozycji – dopiero gdy przejdzie od fazy embrionalnej do płodowej.
Zła teoria, gorsza praktyka
Co w praktyce oznacza teoria prawna zawarta w ustawie „in vitro”? Po pierwsze – legalizację bezprawia wymiaru sprawiedliwości, który (mimo obowiązującego prawa) nie chce bronić dzieci w najwcześniejszej fazie życia. A przecież powszechnie wiadomo o niszczeniu zarodków w laboratoriach wykonujących zabiegi „in vitro”. Nowa wykładnia uznaje tolerancję dla bezprawia za usprawiedliwioną. Po drugie – rozróżnienie to prowadzi do legalizacji tzw. aborcji farmakologicznej (za pomocą środków wczesnoporonnych czy osławionej pigułki RU-486), tam gdzie niszczy życie dziecka w ciągu co najmniej dwóch pierwszych miesięcy życia (czyli w fazie embrionalnej). Po trzecie – oddzielenie pojęcia „embrionu” od pojęcia „dziecka poczętego” niesie ryzyko, że w przyszłości będzie można uchylać inne prawa, dotyczące nawet dwumiesięcznych dzieci. Dziś prawa tych najmniejszych dzieci są chronione przez społeczne poparcie dla częściowej ochrony życia. Gdy te najmniejsze dzieci zostaną z niej wyłączone, staną się przedmiotem stałego zagrożenia w przypadku zmian w ustawodawstwie o „in vitro”, nawet przy pozorach zachowania (zawężonego do fazy płodowej) ustawodawstwa „antyaborcyjnego”.
To konsekwencje praktyczne, ale ważne są też konsekwencje dotyczące teorii, świadomości prawnej społeczeństwa. Oddzielenie pojęcia „embrionu” od pojęcia „dziecka poczętego” oznacza podważanie człowieczeństwa dzieci nienarodzonych. O prawo do życia dla nich różne środowiska walczyły z takim wysiłkiem. Taka pojęciowa dehumanizacja jest nie do pogodzenia z solidarnością wobec praw nienarodzonych. Zapewne nie takie są intencje twórców ustawy. Ale takie są konsekwencje uchylania się przez nich od obrony praw należnych dziś dzieciom poczętym tylko dlatego, że dążą do „kompromisu” z tymi, którzy prawa te kwestionują. Chcąc nie chcąc otwierają kwestię już w prawie rozstrzygniętą. Dziś prawa dziecka poczętego z legalnego punktu widzenia są niepodzielne. Jest jeszcze czas, by tego bronić.
"Gość Niedzielny" artykuł z numeru 06/2009 08-02-2009

Autor: wa